-Yume panie - powiedziałam kłaniając się. -Mam na imie Yume.
-A nosisz jakieś nazwisko?-spytał wciąż patrząc na mnie.
-Wszyscy mówią sobie po imieniu, poza panią Sarah Delirum naszą pracodawczynią-wyjaśniałam mu.
- A jakie imię nosiłaś nim tutaj trafiłaś?-spytał widocznie zaciekawiony.
- Wybacz książę, ale ciotka zabroniła mi o tym mówić. Jestem Yume. Yume
oznacza “sen”. Jestem częścią tego zamku, ale gdy ktoś otworzy oczy na
mnie znikam, tak jak sen znika przed nadejściem poranka.
Książę wstał i podszedł do mnie. Nachylił się nade mną, uważnie lustrując mnie wzrokiem.
- Yume jesteś całkiem ciekawą osobą - powiedział bawiąc się moim warkoczem.
- Herbata zaraz wystygnie książę - powiedziałam kłaniając się, przy okazji uwalniając warkocz z jego dłoni.
Książę od razu się odsunął. Przepuścił mnie w drzwiach. Wniosłam tacę z
podwieczorkiem do środka. Postawiłam na stole. Ukłoniłam się i ruszyłam
do drzwi. Książę był zajęty sprawdzaniem zawartości tacy. Cicho
zamknęłam drzwi i ruszyłam do dormitorium. Do kolacji miałam jeszcze
sporo czasu. W pokoju zaraz otoczył mnie wianuszek służących, które
podobno widziały kłótnię I Ksieżniczki z Arcyksięciem. Na szczęście my
też dostałyśmy herbatkę
-Że co? Widziałaś jego gołą klatę?!-pisnęła Yuki krztusząc się herbatą.
- No tak jakby…-powiedziałam wykrętnie.
- I co? I co? Jest piękny?-Pisnęła Rin.
-W świetle zachodzącego słońca wyglądał pięknie-powiedziałam czerwieniąc się.
Dziewczyny zachichotały, ale nagle umilkły. Dłoń z ostrymi paznokciami wbiła mi się nagle w ramię.
-Możemy porozmawiać?-warknęła ciotka.
“O nie”pomyślałam.
-Ależ tak kochana ciociu-próbowałam się podlizać.
-Chodź-warknęła ciągnąc mnie za sobą.
Kiedy wreszcie zamknęła nas w suszarni jej twarz przypominała dojrzałą
śliwkę. Nie wiedziałam co przeskrobałam, ale coś mi mówiło, że to
musiało być coś strasznego.
-Rozum do reszty ci odjęło?!-krzyknęła na mnie.-By oglądać księcia w takiej sytuacji?
-Ale ciociu-zaprzeczyłam.-To nie moja wina!
-Mogłaś zapukać! Głupia!-warknęła-Nawet nie wiesz jakie to nieprzyzwoite!
-Ale ciociu on nie był całkiem nagi! Tylko nie miał koszuli! Co w tym złego?-zapytałam zdziwiona.
-No jasne! Masz szesnaście lat i na prawdę to tylko nic!-krzyknęła na mnie.
-Siedemnaście-poprawiłam ją.-Poza tym książę by mnie nie skrzywdził!
Po tych słowach wymierzyła mi siarczysty policzek.
-Nie pyskuj!-warknęła.-Czy ty wiesz co się teraz może stać? W najlepszym
przypadku wyrzucą cię na bruk, a dobre imię twojej rodziny zostanie
zszargane na wieki. Lub wyrzucą mnie razem z tobą! Głupia czy ty nigdy
nie myślisz? Jesteś równie lekkomyślna co moja siostra! Co z tego, że
mogą cię zabić, za obrazę królewskiego majestatu…
-Ale ja tylko zobaczyłam go bez koszulki! To nic takiego!-pisnęłam w swojej obronie.
-Nic takiego?! Nic takiego!-szarpnęła mnie za rękaw.-Za swoją głupotę od
dziś będziesz szorowała gary i sprzątała kuchnię codziennie. A także
myła podłogi w zamku i masz to robić tak by nikt cię nie widział.
Oczywiście nadal masz spełniać obowiązki pokojówki. Ale podwieczorku
Księciowi Ranmaru nie będziesz już nosić. Palić w piecu możesz tylko jak
cię nie widzi tak samo z przynoszeniem rzeczy do porannej i wieczornej
toalety. Raz cię zobaczy zapłacisz mi za to. A teraz zejdź mi z oczu i
nie pokazuj mi się na oczy przez resztę tygodnia!-warkneła popychając
mnie.
Szybko opuściła suszarnię. Wyszłam zaraz po niej. Zabrałam tobół ubrań, w
których ćwiczyłam łucznictwo. Przyłożyłam dłoń do piekącego miejsca na
twarzy. Yuki i Rin gdzieś zniknęły. Pewnie dlatego że musiały pomóc przy
kolacji. “Ciocia jest stanowczo przewrażliwiona”pomyślałam. Szybko
przebrała się w ubrania do ćwiczeń, na twarzy zawiązałam chustę tak że
widać było tylko moje oczy. Wyskoczyłam przez okno na drzewo, a z drzewa
na trawę. “Ciotka by się wściekła gdyby mnie zobaczyła”pomyślałam.
Wyciągnęłam z dziupli łuk i kołczan ze strzałami. Nie mogłam pozwolić by
ciocia je znalazła. Przestałam chować je w pokoju po tym jak zrobiła
nalot na dormitorium w poszukiwaniu zabronionych rzeczy. Przypięłam też
długi i ostry sztylet do pasa i pobiegłam szybko w stronę lasu. Potem
weszłam w rutynę. Wypuszczałam strzały jedna za drugą. Zmierzchało, ale
nie chciałam przerywać treningu. Nagle wyczułam jakiś ruch. Momentalnie
założyłam strzałę na cięciwę i bezproblemu ją napięłam.
- Kto tam! Wyjdź!-krzyknęłam.
Jednak ten ktoś zignorował moje słowa. Wypuściłam więc strzałę. Wbiła
się w drzewo obok głowy tego kogoś. Ekspresowo nałożyłam kolejną
strzałę.
-Powiedziałam wychodź!
Z krzaków wyszedł książę Ranmaru. W świetle księżyca jego włosy i oczy
błyszczały, a skóra stała się jeszcze jaśniejsza. Cofnęłam się o kilka
kroków. Momentalnie opuściłam łuk.
<Ranmaru ^.^?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz