Sytuacja z przed kilku godzin była co najmniej żenująca, tak samo dla mnie jak i dla pokojówki. W sumie to nic takiego się nie stało, ale moja etykieta... ehhh.. coraz bardziej mnie ona męczyła.
Siedziałem sobie właśnie w swoim biurze podpisując już kolejną z rzędu stertę papierów. Każda dotyczyła czegoś inne, a na dodatek to wszystko trzeba było jeszcze przeczytać i pomyśleć nad tym, czy to zatwierdzić czy też nie. Chyba w końcu trzeba pomyśleć nad królewskim doradcą, który będzie robił połowę roboty za mnie, bo w obecnej sytuacji to moja praca zaczyna się od 7 rano, a kończy o 20 wieczorem i tak na okrągło. Zerknąłem na zegarek. Było już koło godziny 16 więc jeszcze nie tak późno. Tym razem nie będę tyle siedział przy swoich obowiązkach i może się trochę rozerwę.
[...]
Związałem białe włosy w kitkę, gdyż przy każdym większym ruchu one mi najzwyczajniej przeszkadzały. Nałożyłem na siebie szary płaszcz, tak żeby nikt mnie nie poznał kiedy będę wychodził. Musiałem pozostać niezauważony, bo za momencik rozpętało by się piekło. Z której strony by nie spojrzeć to nadal w zamku sprawuje władze moja matka i nie wolno mi wszystkiego. Wymknąłem się do sadu jabłoniowego tuż za zamkiem. Ten teraz był tak duży, że raczej nikomu nie przyjdzie na myśl, że mogę tutaj siedzieć. Spocząłem sobie koło jednej z jabłoni, wcześniej zrywając jedno dorodne jabłko. Już miałem zamiar się w nie wgryźć, kiedy to usłyszałem jakiś dziewczęcy głos. Jak widać jednak ktoś się tutaj szlaja o tej porze. Cudnie.. teraz znowu będę musiał wracać do zamku. Wstałem nadal chowając się za drzewem, bo być może napastnik nie widział jeszcze mojej twarzy, przecież miałem na sobie szary kaptur zakrywający częściowo moje platynowe włosy. Zrobiło się troszkę niebezpiecznie kiedy w pień ogromnej jabłoni wbiła się strzała ostrzegawcza. No dobrze więc... może czas wyjść.
-Nie strzelaj. Jestem nie uzbrojony to trochę nie fair.. - zachichotałem wychodząc do dziewczyny jak się okazało.... pokojówki z przed kilku godzin. Ściągnąłem z głowy osłon, a białe kosmyki delikatnie pogilgotały mnie w nos.
-Książę.. ja..... ja.. - nie dość, że się biedna zestresowała i zrobiła się cała czerwona to jeszcze za momencik zacznie krzyczeć i mnie przepraszać. O nie, nie mogę na to pozwolić. Otworzyłem szerzej oczka nieco zaniepokojony. Kilkoma susami dotarłem do Yume i zakryłem jej usta dłonią. Kiedy troszkę się uspokoiła przytknąłem jej palec wskazujący do ust sygnalizując tym samym, żeby była cicho i nie krzyczała.
-Jeśli zdradzisz moje położenie to będę musiał wracać do komnaty, a tak... to nacieszę się jeszcze wolnością. - cofnąłem się nieco do tyłu pozwalając czerwoniutkiej od stresu dziewczynie nabrać powietrza. Usiadłem sobie pod jabłonią, opierając się plecami o jej pień. Nie miałem ochoty nic teraz robić..
-Nie stój tak sztywno...czy ja jestem jakiś straszny? - westchnąłem zamykając na chwilę oczy
( Yume? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz