- Najlepszy dzień, jaki tu przeżyłam. - powiedziałam śmiejąc się.
Chłopak równie się zaśmiał. Resztę drogi przemilczeliśmy... Wyszliśmy z
powozu podchodząc do księżniczki.
- Dziękuję jaśnie księżniczko-powiedziałam kłaniając się. Dziewczyna
popatrzyła na Yoshito i odwracając się odeszła. Staliśmy tam, dopóki nie
straciliśmy jej ze wzroku.
- Dobra teraz jeszcze trzeba załatwić jedną rzecz. - powiedziałam idąc w stronę malej polanki.
- Jaką... No tak konie.
- Dokładnie. - stanęłam pośrodku polanki gwizdając.
- Po co to robisz?
- Zaraz się dowiesz. - powiedziałam cicho wartując się w las przed nami. Po paru minutach
Usłyszeliśmy rytmiczne stukanie kopyt o ziemie. Po chwili oba konie
biegły prosto na nas. Brosh nie zatrzymując się przebiegła obok mnie.
Wskoczyłam na jej grzbiet zawracając. Yoshito zrobił to samo i razem
wróciliśmy do stajni. Przywiązałam Brosh do drzewa rosnącego nieopodal i
odebrałam od Yoshito ogiera.
- Ale wiesz, że sam mogę to zrobić?
- Wiem, ale to moja praca. Więc proszę patrz i... w sumie to tyle. -
powiedziałam odcinając popręg. Poczułam jak ktoś bierze siodło.
- Jednak nie potrafię patrzeć jak kobieta robi coś o ja mógłbym zrobić. -
uśmiechnął się odwieszają siodło... Zaprowadziłam ogiera zasuwając
zasuwę odetchnęłam głęboko.
- Dobrze się czujesz? - zapytał. Odwróciłam się uśmiechają delikatnie.
- Tak dobrze nawet bardzo. - powiedziałam wychodząc ze stajni. Przemyciłam wodze przez szyję klaczy.
- Do jutra. - powiedziałam wskakując na grzbiet Brosh.
- Do jutra! - pomachał mi Yoshito. Wyjechałam przez główną bramę
uśmiechają się do strażników... Weszłam padnięta do domu i od razu
padłam jak długa na łóżko.
~ Bardzo wcześnie rano ~
W sumie miałam dziś wolne jednak zawsze przyda się ktoś do pomocy.
Ubrałam się i wyszła z domu. Wyprowadzałam Brosh ubierając jej jedynie
ogłowie. Wskoczyłam na jej grzbiet i popędziłyśmy do zamku.
Zatrzymałyśmy się przed główna bramą. Strażnicy nie wpuściliby byle
kogo. Przedstawiając się jak zawsze wjechałam do środka. Przejechałyśmy
przez rynek jednak tam ktoś nas zatrzymał. Był to ktoś ze
szlachty ( sądząc po stroju ). Zsiadłam z Brosh kłaniając się.
- Panienko koń ci nie ucieknie?
- Nie ona nie.- powiedziałam cały czas się uśmiechając.
- Mam dla ciebie zadanie. Podejmiesz się go?
- Oczywiście.
- A więc chodzi o to, abyś dostarczyła to do Gevaudan. Mieszka
tam Toshito Lucifer... - wytłumaczył mi moje zadanie mówią, iż do
zadania jest przydzielony jeszcze ktoś z zamku. Jest to tajemnica i że z
nikim nie mam o tym rozmawiać nawet z moim towarzyszem on ma za zadanie
mnie chronić ( to nie moje słowa ). Na koniec dał mi mały pakunek.
- Powodzenia.- powiedział patrząc jak odjeżdżam... Jeszcze tego samego
dnia wieczorem miałam wyruszyć. Spakowałam się na te parę dni i
przygotowałam Brosh... Po pewnym czasie słońce już zachodziło.
Zarzuciłam kaptur na glowę i Wsiadłam na Brosh jadąc przez las do
jeziora. Tam już ktoś czekał. Nie wiedząc kto to zeskoczyłam z klaczy.
Skoro była to osoba z zamku to w sumie wypadało. Podeszłam do owej osoby
i ukłoniłam się.
- Lillian co ty robisz? Poza tym jest późno czemu tu jesteś?
Popatrzyłam na osobę siedzącą na koniu orientując się, że to Yoshito.
- Emmm... Mam się tu z kimś spotkać. Z kimś z za... - tu rozkminiłam, że
to z nim mam tam jechać. - Powiedz czekasz tu na pewną osobę i nacie
razem gdzieś jechać?
- A skąd to wiesz?
- A wiesz z kim i dokąd?
- Nie, nie zostałem wtajemniczony do tego stopnia. - powiedział patrząc na mnie podejrzliwie.
- Spokojnie Yoshito. Ja jestem tą osobą.
Yoshito? Co powiesz na wspólną wyprawę?