Mój wewnętrzny zapał coraz bardziej miał ochotę iść w pizdu. Dlaczego? Mają takie humanitarne sposoby wymuszania informacji, ze po prostu wolałem już odpuścić i zamknąć jadaczkę niż być co pięć minut bity przez głupoty. Moje ciało też odmawiało mi posłuszeństwa, całe się trzęsło i chyba nie było miejsca, w którym by mnie nic nie bolało. Z warg sączyła się krew, twarz była tak obita, ze piekła mnie nie ubłagalnie, no i jeszcze te blizny... coraz bardziej się otwierały i krwawiły. Tylko zielone oczy nie traciły tej iskierki i tego zapału. Cały czas były gotowe żeby wręcz rzucić się i rozszarpać młodą władczynię. Ukucnęła ponownie przede mną tym razem w nieco większej odległości. Sama się obawiała jak widzę.
-Zaczniesz ze mną normalnie rozmawiać, czy wolisz tego typu metody? - zapytała wskazując na mały nożyk, który wcześniej trzymała przy moim gardle. Jakby nie patrzeć to mnie rozebrała i pewnie miała w zamiarze zrobić też inne nieprzyzwoite rzeczy sądząc po tym jak napaliła się na pasek od moich spodni. Ja rozumiem, że księżniczki się pilnuje jak ognia, ale chyba Niewolnik to nie jest odpowiednia partia, zwłaszcza morderca. Chociaż... ciul wie o czym ona sobie tam pomyślała. Zboczona dziewucha.
- A jeśli nie to co? Wykastrujesz mnie tym swoim nędznym narzędziem? - prychnąłem wypluwając krew napływająca mi do ust.
-Hmm... nie podsuwaj mi takich pomysłów bo naprawdę to zrobię, a wtedy już mógłbyś nie wytrzymać z bólu. - zachichotała głupkowato jakby było z czego. Bawiły ją takie zabawy? Chyba nie często miała do czynienia z ludźmi takimi jak ja. Kompletnie nie zdawała sobie sprawy przed kim właśnie siedzi. - To co? Powiesz mi..
-Odczep się już... dobrze się bawisz? - syknąłem ponownie próbując wyrwać rękę.
-Sam sobie na to zasłużyłeś! Masz niewyparzony język dlatego dostałeś w papę i masz się uspokoić. Jak nie to pewnie będziesz bity aż się nie wykończysz.
-Trudno, będzie spokój. - ponownie już powiedziałem to w taki sposób jakby wszystko było mi już obojętne. Nie było, ale jak mam walczyć o swoje życie będąc przykutym do ściany. Zadawała mi jakieś pytania, na które kompletnie nie reagowałem. Ciężko mi się już oddychało bo wręcz wisiałem na tej ścianie. Na koniec powiedziała coś w rodzaju: "Nie chcesz rozmawiać, to nie", wstała i sobie po prostu wyszła uprzednio zamykając celę na klucz. I dobrze. Nie chce mi się już słuchać jej bezsensownego biadolenia.
[...]
Nie wiem znowu która była godzina, bo jednak w więzieniu nie posiadają zegarów. No trudno. Wiedziałem tylko tyle, że na pewno jest noc, ponieważ nawet strażnik, który teoretycznie powinien mnie pilnować, smacznie sobie. Byłem tak wykończony, że moje oczy same się zamykały, ale w tej pozycji bardzo ciężko było mi utrzymać sen. W pewnej chili usłyszałem jakiś odgłos, najpewniej ktoś schodził po kamiennych schodach. Zastanawiało mnie kto jest na tyle genialny, żeby o tej porze schodzić do więzienia i tak w sumie to długo nie musiałem czekać na odpowiedź. Do mojej celi ponownie wlazła ta sama księżniczka, na dodatek w piżamce. Ohoho gdybym przez przypadek się teraz uwolnił to nie byłoby ciekawie moja pani, nie byłoby.
- Teraz nikt tutaj nie przyjdzie jeśli nie zaczniesz się drzeć..
- A jeśli się zacznę drzeć to ty będziesz miała większe kłopoty niż ja.. - westchnąłem niemrawo czując jak opuszczają mnie resztki sił. Nie byłem już w stanie utrzymać głowy w pionie i teraz opierała się ona o ścianę za mną.
(Fleur ? Sorki nie wiedziałam co ona moze mu zrobić xD)
czwartek, 26 maja 2016
Od Fleur - C.D Renee
Dzisiaj wieczorem poinformowano mnie o bardzo, ale to bardzo nieodpowiednich zachowaniach pewnego młodego niewolnika. Szczerze powiedziawszy, nie potrafiłam długo patrzeć na ludzi pozbawionych praw. Myślę, że trzymanie ludzi na... łańcuchach... jest chore, nawet na takie czasy. Hm, ale dlaczego mówią o tym mi, a nie mojemu ojcu? Niby odgrywam małą rolę w życiu i kształtowaniu się tego królestwa, ale jeśli przychodzi co do czego, to wzywają. Nie wiedziałam, jak się zachować i co gorsza, jak rozmawiać. Kim mógł być ten człowiek i jakie czyny ma za sobą?
Schodząc po schodach, usłyszałam nagłaśniające się dziwne odgłosy, wręcz jęki, głównie symbolizujące ból.
~ Po tej całej sytuacji ~
No proszę, jak pięknie się odzywa. Zacisnęłam rękę, ledwo powstrzymując się od strzelenia mu pięknego liścia. Zmieniłam zdanie, widząc świeże rany, jak i blizny ciągnące się wzdłuż jego całego ciała. Jedynie koszulka ograniczała mi pole widzenia. Odwróciłam się w kierunku strażnika, przesyłając mu porozumiewawcze spojrzenie. Poprosiłam go o to, by nie zwracał uwagi na to, co się dzieje. Wobec tego, zamknęłam za sobą celę. Niewolnik był jeszcze przykuty do ściany, więc sądzę, że nic mi takiego nie grozi, pomijając już zasoby jego pięknych słów. Chociaż na jego miejscu bym... uważała. Już na pierwszy rzut oka mężczyzna sprawiał wrażenie bardzo agresywnej osoby, stąd wniosek, że niewiele zrobi sobie z mojej próby dążenia do porozumienia.
– Och, już myślałam, że będę mogła cię rozkuć – wzruszyłam ramionami, podchodząc krok bliżej do niego. Byłam pewna, że za chwilę warknie albo wyszczerzy groźnie szereg zębów.
– Wypad... To, że jestem skuty nie znaczy, że nie mogę zrobić nic złego – powiedział srogo, a w jego głosie rozbrzmiało ostrzeżenie. Zielone, błyskające nienawiścią oczy na chwilę mnie pochłonęły. Wtedy dałam po sobie znać, że się obawiam. To śmieszne, najpierw narzekam na zbytnią etykietę, a teraz na całkowity jej brak. No cóż, różne typy wędrują po tym świecie...
– Zamiast nazywać mnie dziwką, doceniłbyś to, że nie mam przy sobie bicza – powiedziałam i powolutku wyjęłam nóż, który zawsze cierpliwie czeka przy pasku obwiązującym moje udo.
W końcu dostrzegłam na jego twarzy delikatne wątpliwości. Tak, to było niewątpliwie piękne. Przybliżyłam się do niego jeszcze bliżej, nożem odsuwając odsuwając grzywkę z jego czoła. Uważnie obserwowałam jego wzrok, utrzymując ten sam, beznamiętny wyraz twarzy. Miałam wrażenie, że niewolnik za chwilę postawi na swoim i jakimś cudem wyrwie się ze skrępowania. No gdyby tak faktycznie było, to zepsułby mi cały mizerny plan.
Westchnęłam zrezygnowana, zsuwając nóż wzdłuż jego policzka. Zasyczał, kiedy niechcący wykonałam tam malutkie cięcie. Nie zwróciłam na to zbytniej uwagi, zamiast tego wytarłam nóż o białą chustę. No chyba krwi nie zliże... To równałoby się z tym, za jakiego potwora ten jegomość mnie uważa. Znów wróciłam do jego policzka, jednak tym razem nożem powędrowałam... nieco niżej, rozpruwając tym jego koszulkę. Ku mojemu zdziwieniu ukazały się olbrzymie, liczne blizny, które zamieszkiwały jego klatkę piersiową. Co on musiał przeżyć? W co on się wplątywał?
Mimo wszystko, dalej obserwowałam uważnie ruch noża, schodzącego jeszcze niżej. Przerwałam dopiero na jego pasku od spodni. Nie miałam serca, by zrobić nic więcej.
– To co... zaczniesz coś mówić? – zapytałam tajemniczo. – Dlaczego to zrobiłeś?
– Jeśli myślisz, że cokolwiek ci, szmato powiem, to jesteś bardzo naiwna – warknął, wysuwając kark do przodu, w efekcie czego od razu po uniesieniu głowy, spotkałam się z jego grożącym spojrzeniem. Gdy tylko strażnik usłyszał kolejne wyzwiska, wszedł do celi z zamiarem uderzenia mężczyzny biczem. Zatrzymałam go jednak, jak tylko uniósł rękę do góry.
– To ja miałam z nim rozmawiać, torturowanie go jest w stylu dzisiejszych czasów, ale niczym nie skutkuje – obdarowałam strażnika kpiącym spojrzeniem, a ten się oddalił.
I nagle poczułam, jak gwałtownie jakaś dłoń zaciska mi się na szyi. Próbowałam obejrzeć się za siebie, jednak na próżno. Teraz, moim jedynym celem było wydostanie się z jego uścisku. Gdy mi się udało, natychmiast zaczęłam kaszleć i zachłannie łapać powietrze, jakbym nie znała tego uczucia od bardzo dawna. Strażnicy musieli zareagować, ponownie raniąc niewolnika. Cóż, to był niezły początek nawiązania kontaktu, niestety bez większych rezultatów. Może gdyby nóż nie wypadł mi wtedy z ręki, to nie skończyłoby się tak tragicznie.
Parę minut później, mężczyzna był wykończony ciągłym wyrywaniem się. Miał spuszczoną głowę, że aż mi się zrobiło go żal... prawie.
– Nadal uważasz, że jesteś w stanie z nim rozmawiać, księżniczko? – zapytał strażnik.
– Tak, zostawcie go mnie... On już się nie wywinie – uśmiechnęłam się pod nosem, mając wiele... wieeele planów! Niekoniecznie przyzwoitych.
< Renee? >
Schodząc po schodach, usłyszałam nagłaśniające się dziwne odgłosy, wręcz jęki, głównie symbolizujące ból.
~ Po tej całej sytuacji ~
No proszę, jak pięknie się odzywa. Zacisnęłam rękę, ledwo powstrzymując się od strzelenia mu pięknego liścia. Zmieniłam zdanie, widząc świeże rany, jak i blizny ciągnące się wzdłuż jego całego ciała. Jedynie koszulka ograniczała mi pole widzenia. Odwróciłam się w kierunku strażnika, przesyłając mu porozumiewawcze spojrzenie. Poprosiłam go o to, by nie zwracał uwagi na to, co się dzieje. Wobec tego, zamknęłam za sobą celę. Niewolnik był jeszcze przykuty do ściany, więc sądzę, że nic mi takiego nie grozi, pomijając już zasoby jego pięknych słów. Chociaż na jego miejscu bym... uważała. Już na pierwszy rzut oka mężczyzna sprawiał wrażenie bardzo agresywnej osoby, stąd wniosek, że niewiele zrobi sobie z mojej próby dążenia do porozumienia.
– Och, już myślałam, że będę mogła cię rozkuć – wzruszyłam ramionami, podchodząc krok bliżej do niego. Byłam pewna, że za chwilę warknie albo wyszczerzy groźnie szereg zębów.
– Wypad... To, że jestem skuty nie znaczy, że nie mogę zrobić nic złego – powiedział srogo, a w jego głosie rozbrzmiało ostrzeżenie. Zielone, błyskające nienawiścią oczy na chwilę mnie pochłonęły. Wtedy dałam po sobie znać, że się obawiam. To śmieszne, najpierw narzekam na zbytnią etykietę, a teraz na całkowity jej brak. No cóż, różne typy wędrują po tym świecie...
– Zamiast nazywać mnie dziwką, doceniłbyś to, że nie mam przy sobie bicza – powiedziałam i powolutku wyjęłam nóż, który zawsze cierpliwie czeka przy pasku obwiązującym moje udo.
W końcu dostrzegłam na jego twarzy delikatne wątpliwości. Tak, to było niewątpliwie piękne. Przybliżyłam się do niego jeszcze bliżej, nożem odsuwając odsuwając grzywkę z jego czoła. Uważnie obserwowałam jego wzrok, utrzymując ten sam, beznamiętny wyraz twarzy. Miałam wrażenie, że niewolnik za chwilę postawi na swoim i jakimś cudem wyrwie się ze skrępowania. No gdyby tak faktycznie było, to zepsułby mi cały mizerny plan.
Westchnęłam zrezygnowana, zsuwając nóż wzdłuż jego policzka. Zasyczał, kiedy niechcący wykonałam tam malutkie cięcie. Nie zwróciłam na to zbytniej uwagi, zamiast tego wytarłam nóż o białą chustę. No chyba krwi nie zliże... To równałoby się z tym, za jakiego potwora ten jegomość mnie uważa. Znów wróciłam do jego policzka, jednak tym razem nożem powędrowałam... nieco niżej, rozpruwając tym jego koszulkę. Ku mojemu zdziwieniu ukazały się olbrzymie, liczne blizny, które zamieszkiwały jego klatkę piersiową. Co on musiał przeżyć? W co on się wplątywał?
Mimo wszystko, dalej obserwowałam uważnie ruch noża, schodzącego jeszcze niżej. Przerwałam dopiero na jego pasku od spodni. Nie miałam serca, by zrobić nic więcej.
– To co... zaczniesz coś mówić? – zapytałam tajemniczo. – Dlaczego to zrobiłeś?
– Jeśli myślisz, że cokolwiek ci, szmato powiem, to jesteś bardzo naiwna – warknął, wysuwając kark do przodu, w efekcie czego od razu po uniesieniu głowy, spotkałam się z jego grożącym spojrzeniem. Gdy tylko strażnik usłyszał kolejne wyzwiska, wszedł do celi z zamiarem uderzenia mężczyzny biczem. Zatrzymałam go jednak, jak tylko uniósł rękę do góry.
– To ja miałam z nim rozmawiać, torturowanie go jest w stylu dzisiejszych czasów, ale niczym nie skutkuje – obdarowałam strażnika kpiącym spojrzeniem, a ten się oddalił.
I nagle poczułam, jak gwałtownie jakaś dłoń zaciska mi się na szyi. Próbowałam obejrzeć się za siebie, jednak na próżno. Teraz, moim jedynym celem było wydostanie się z jego uścisku. Gdy mi się udało, natychmiast zaczęłam kaszleć i zachłannie łapać powietrze, jakbym nie znała tego uczucia od bardzo dawna. Strażnicy musieli zareagować, ponownie raniąc niewolnika. Cóż, to był niezły początek nawiązania kontaktu, niestety bez większych rezultatów. Może gdyby nóż nie wypadł mi wtedy z ręki, to nie skończyłoby się tak tragicznie.
Parę minut później, mężczyzna był wykończony ciągłym wyrywaniem się. Miał spuszczoną głowę, że aż mi się zrobiło go żal... prawie.
– Nadal uważasz, że jesteś w stanie z nim rozmawiać, księżniczko? – zapytał strażnik.
– Tak, zostawcie go mnie... On już się nie wywinie – uśmiechnęłam się pod nosem, mając wiele... wieeele planów! Niekoniecznie przyzwoitych.
< Renee? >
Od Saera
Jęknąłem i otworzyłem
oczy. Było całkiem jasno, aczkolwiek słońce jeszcze nie wzeszło. Nade mną stała
pani Gabriela. Była jedną z kucharek królewskich. Miała około czterdzieści lat.
Jej wzrok wyrażał troskę.
- Jak dobrze, że się pan obudził. Może
słońca jeszcze nie ma, ale o tej porze powinien pan być już w kuchni. Rzadko
budzi się pan późno, czyżby miał problem z zaśnięciem?
Bardzo często pani Gabriela nazywała mnie
panem. Sam nie wiem, dlaczego, ale szybko weszło jej to w nawyk i tak już
zostało.
- A od kiedy pani tak się o mnie martwi? -
spytałem ospale, przeciągając się.
- Niech pan się lepiej pośpieszy, bo będą
problemy z rodziną królewską.
Nie
mogą zaczekać, do jasnej?, pomyślałem. Podniosłem się do pozycji siedzącej
i przeciągnąłem się, ziewając. Pani Gabriela uśmiechnęła się lekko, po czym
poprawiła swój rzemyk trzymający ciemne, kręcone włosy i wyszła. Wygramoliłem
się z łóżka. Szybkim ruchem założyłem protezę, a następnie włożyłem spodnie
oraz but. Wepchałem głowę przez koszulę, wsunąłem ręce do rękawów. Zarzuciłem
na siebie kamizelkę, po czym wyszedłem z pokoiku i ruszyłem do kuchni. Kolejny nudny dzień.
Wyjąłem z pieca tacę, na której leżały świeżo
upieczone bułeczki. Szczypcami przełożyłem je na kolejną tacę. Usiadłem na
krzesełku i odetchnąłem z ulgą. Po chwili przyszedł jakiś mężczyzna
(kamerdyner, czy kim on tam był), zabrał bułki i odszedł. Chciałem już wziąć swoją porcję śniadania i
zjeść w spokoju, jednak podeszła do mnie pani Gabriela i powiedziała:
- Musi pan zastąpić pewnego pana i zanieść
wino do jadalni.
Spojrzałem na nią wyraźnie zaskoczony.
- Dlaczego ja? Przecież jestem piekarzem,
nie powinienem zanosić wina dla rodziny.
- Ponieważ na pana wypadło.
Byłem bardzo niezadowolony. Niby czemu ja mam to robić? Wolę już darować
sobie mięso i zjeść na śniadanie samą bułkę. Ostatecznie jednak wstałem i
wziąłem tacę ze złotymi kielichami pełnymi wina, po czym opuściłem kuchnię.
Ruszyłem do jadalni.
Wreszcie przekonałem się na własnej skórze,
że droga z kuchni do jadalni wcale nie jest aż taka krótka, jak mi się
wydawało. Zwykle moja codzienna trasa zaczynała się w pokoju, gdzie śpię,
następnie zmierzałem do kuchni, potem z powrotem do pokoju, później po raz
kolejny do kuchni i wieczorem wracałem do pokoju. Czasami w wolnym czasie spacerowałem
po podwórzu, starając się być w miarę niezauważony, bowiem nie lubię, kiedy
inni dziwnie się na mnie patrzą.
Skręciłem w kolejny korytarz. Uf, jeszcze tylko jedna krótka prosta i będę
na miejscu. Szkoda tylko, że moje życie to nie ,,jedna prosta''. Będąc już
naprawdę blisko zachwiałem się, z niewiadomych przyczyn, i straciłem równowagę.
Taca niebezpiecznie się przechyliła na prawo, przez co jeden z kielichów
przesunął się i spadł na, zapewne drogocenny, dywan, w związku z czym wino
wylało się, tworząc nawet sporej wielkości plamę. Zamarłem, nie wiedząc, co
robić.
Nagle drzwi od jadalni otworzyły się. Za
nimi stał pewien kamerdyner. Spojrzał na mnie obojętnie, a gdy jego wzrok
zatrzymał się na plamie, skrzywił się.
- Spokojnie, Wasza Wysokość
- rzekł obojętnie. - To tylko pewien nieudacznik wylał wino na dywan.
Nieudacznik?
Jeszcze ten spokój, z jakim to powiedział!
- Co takiego? - król podniósł się. - Każ mu
to posprzątać po śniadaniu. Teraz by nam tylko przeszkadzał. Przez ten czas
przypilnuj go, żeby czasem nie uciekł.
Żebym czasem nie uciekł, powtórzyłem w
myślach z ironią. Kamerdyner wziął ode mnie tacę i zaniósł ją do jadalni, po
czym podniósł z ziemi kielich. Spojrzał na mnie z wyższością, cicho prychnął i
odszedł.
Po śniadaniu, kiedy rodzina królewska już
rozeszła się, ten sam kamerdyner dał mi do rąk szmatę i wiadro z wodą.
Skrzywiłem się nieznacznie. Na twarzy mężczyzny dostrzegłem lekki pogardliwy
uśmieszek. Spojrzałem na niego złowrogo, a następnie uklęknąłem i zacząłem
szorować plamę. Głupi kielich, głupie
wino, wszystko głupie!
Czas mijał, a plama nadal nie znikała. Już
mnie plecy bolały. Wyprostowałem się z cichym jękiem, po czym z powrotem
zabrałem się za szorowanie. Zdenerwowany robiłem to tak szybko, że miałem
wrażenie, iż zaraz zrobię dziurę w dywanie. Czułem, jak nogi mi drętwieją,
dlatego, ocierając czoło z potu, wstałem. Jak na nieszczęście, przypadkiem
kopnąłem wiadro, które potem przewróciło się, a woda się wylała. Bardziej
wkurzony rzuciłem szmatę. Nie dość, że
tej plamy nie da się zmyć, to jeszcze woda się rozlała. Mam tego dosyć!
Nagle usłyszałem czyjeś kroki. Zacisnąłem pięści.
- Co, przyszedłeś, by mnie dobić? -
wycedziłem, nie odwracając się.
<Ktoś chętny? ^^>
Od Renee - Do Fleur
Kto powiedział, że będę grzeczny chłopcem i nigdy nie dopuszczę się żadnej zbrodni? Sąsiedzi, rodzice... oni wszyscy kompletnie mnie nie znali, a wydawało im się, że jestem najgrzeczniejszym chłopakiem na świecie i kiedyś na pewno zechce mnie jakaś księżniczka. Ale czy ja zechce ją> Bycie z księżniczką to chyba najgorsze co może mnie spotkać na świecie. Z taką małą, wiecznie zrzędzącą i marudzącą księżniczką, która jest uzależniona od tej swojej dworskiej etykiety. Prychnąłem pod nosem pomykając wśród krzaczków i drzew. Musiałem jak najszybciej uciec moim oprawcom, którzy byli jednak troszkę niesprawiedliwi. Ja uciekałem na piechotę, tylko z mieczem, a oni zaś gonili mnie konno z łukami. I tak udało mi się już uciec przed Revańską szlachtą, tak teraz tutaj będę uciekał przed Gevaudan'em. To trzeba mieć szczęście, żeby narazić się wszystkim dookoła. Miałem świadomość tego, że mnie złapią, zamkną, wychłoszczą a potem skażą na ścięcie głowy. Teraz to już mi było wszystko jedno i to wcale nie tak, ze nie szanuje życia! Jak uważacie, jak wielkie szanse ma człowiek uciekający na pieszo przed zgrają opancerzonych strażników wyposażonych w łuki i miecze. To chyba jest niemożliwe do osiągnięcia. Teraz mogłem nawet zginać. Byłem spełniony zabijając córkę szlachcica, który zamordował moją małą siostrzyczkę. Teraz byliśmy kwita. On zabił moje jedyne szczęście, a ja odebrałem mu jedyną potomkinię. Teraz całe państwo będzie w żałobie, bo zginęła jedna, mała i w ogóle nieprzydatna szlachcianka. Nami nikt się nigdy nie przejmował, a okrucieństwo się szerzyło. Nie żebym ja był jakoś wybitnie delikatny, ale starałem się opanowywać swoje sadystyczne zapędy, do momentu kiedy sami nie wywołali wilka z lasu.
-Zatrzymaj się! - wołali za mną strażnicy. No jasne, może jeszcze mam teraz posłusznie stanąć, a potem sam się zakuć. Oczywiście, poczekajcie tylko zawiąże sobie buty i sam się odwiozę do zamku, bez paniki. Na taką odpowiedź liczyli? No to gratuluję, inteligencja -5 na 10. Już uśmiechnąłem się pod nosem myśląc, ze moje jednak uda mi się uciec, otóż widziałem jeden z murów graniczących. Myślę, że na luzie bym go pokonał (i to była zaleta tego, że nie miałem konia bo mogłem się swobodnie wspinać) gdyby nie fakt, że drzewko tak wykształciło swoje korzenie, że o nie zahaczyłem. Wykonałem taki piękny lot jakich najznakomitszy lotnik by nie wykonał, po czym wylądowałem brodą w piachu. Zanim się pozbierałem (chociaż robiłem to bardzo szybko) tamci zdążyli mnie już okrążyć i wymierzyć we mnie swoje miecze. Usiadłem sobie na ziemi spoglądając na nich tak, jakby co najmniej chciał ich teraz zabić wzrokiem. No cóż nie za wiele mi to dało, bo jeszcze laserów w oczach nie wykształciłem.
[...]
Zabrali mnie do zamku i tak jak myślałem: nawet nie stawili mnie przed królem tylko od razu zaprowadzili do celi. Przy okazji zakuli mnie w ogromne kajdanki przyczepione do ściany. Było powieszone na takiej wysokości jak moja głowa, więc jak siedziałem pod ścianą to cały czas miałem je podniesione. Jakby tego było mało straszną zabawę mieli kiedy wydawałem z siebie najdziwniejsze krzyki spowodowane bólem. Bat to jednak jest straszne narzędzie. Szramy jakie zostawił na moim ciele (zapewne, bo przecież miałem na sobie ubrania i nie widziałem) musiały być naprawdę ogromne. Mogłem to tez stwierdzić po podartym w tych miejscach materiale. Zakrwawione rany tak strasznie szczypały, ze nie dało się zwrócić uwagę na nic innego. To chyba koniec mojego marnego życia, bo za taki czyn najlżejszą kara i tak będzie śmierć. Zwiesiłem głowę z przemęczenia, z bólu... nie miałem już po prostu siły się z nimi wszystkimi użerać. Niech zrobią ze mną co tam sobie chcą to i tak już nie ma znaczenia. Skoro dobrze się bawią to spoko.
[...]
Nie wiem która to już była godzina, ale myślę, że godziny wieczorem. Na dworze powoli się ściemniało, wychodził księżyc i pierwsze gwiazdy. Dopiero teraz postanowili do mnie wysłać kogoś z rodziny królewskiej i jak widać nie był to król we własnej osobie, a jego najmłodsza córka. A no tak ją już też zdążyłem poznać z wyglądu. Zapewne jest taka sama jak wszyscy inni. Zerknąłem na nią tylko przez chwilę kontem oka, gdyż budziła we mnie takie samo obrzydzenie co cała reszta. Później znów wróciłem do oglądania jakże ciekawej, więziennej podłogi. Stylowa~
-Księżniczko, jesteś pewna, że chcesz tam wejść? On jest bardzo agresywny i...
-Bez obaw. Jest przykuty, prawda? Nic mi nie zrobi, ja chcę tylko dowiedzieć się dlaczego to zrobił.
Tak więc otworzyli moją cele, weszła do środka u ukucnęła sobie chyba... za blisko. Ona na prawdę nie zdaje sobie sprawy z tego, że jestem mordercą. Naiwna księżniczka.
- Renee, prawda? - uśmiechnęła się tak ciepło, że myślałem, że zaraz rzygnę. Niech się cieszy, że nie mam jak ruszyć rękoma.
-Po imieniu to możesz mówić do swojej służby, dziwko... - warknąłem. Miałem mała ochotę widzieć kogoś takiego, naprawdę. W dodatku chyba strażnik nie za bardzo był zadowolony jak nazwałem jego panią, bo nawyklinał coś tam, wszedł i zdzielił mi biczem po twarzy. No.... mój policzek musiał być teraz pięknie czerwony. Odwróciłem głowę w lewo zakrywając tym samym swoje zielone oczka. Jeśli myśli, że coś takiego mnie uciszy na stałe to się myli. Musiałby mi chyba uciąć język. Już nic nie mówiła, bo chyba skutecznie zamknęło jej to język. Wyciągnęła jednak dłoń w kierunku mojej twarzy i zbliżała ją coraz to bardziej i bardziej... No nienormalna! Teraz to jej odgryzę palca jak tylko spróbuje mnie dotknąć. No i tak tez zrobiłem. Kiedy jej palec miał już się zetknąć z moim czerwonym policzkiem, kłapnąłem zębami jak pies. Na całe moje nieszczęście zdążyła zabrać malutką rączkę i odskoczyć do tyłu. Teraz to ona mogła spotkać się z tą samą nienawiścią w oczach co jej strażnicy bowiem patrzyłem w jej oczy tak przenikliwie jakbym chciał ją wykończyć.
-Wypad... - prychnąłem cicho teraz już odwracając głowę w całkiem inną stronę
(Fleur ?)
-Zatrzymaj się! - wołali za mną strażnicy. No jasne, może jeszcze mam teraz posłusznie stanąć, a potem sam się zakuć. Oczywiście, poczekajcie tylko zawiąże sobie buty i sam się odwiozę do zamku, bez paniki. Na taką odpowiedź liczyli? No to gratuluję, inteligencja -5 na 10. Już uśmiechnąłem się pod nosem myśląc, ze moje jednak uda mi się uciec, otóż widziałem jeden z murów graniczących. Myślę, że na luzie bym go pokonał (i to była zaleta tego, że nie miałem konia bo mogłem się swobodnie wspinać) gdyby nie fakt, że drzewko tak wykształciło swoje korzenie, że o nie zahaczyłem. Wykonałem taki piękny lot jakich najznakomitszy lotnik by nie wykonał, po czym wylądowałem brodą w piachu. Zanim się pozbierałem (chociaż robiłem to bardzo szybko) tamci zdążyli mnie już okrążyć i wymierzyć we mnie swoje miecze. Usiadłem sobie na ziemi spoglądając na nich tak, jakby co najmniej chciał ich teraz zabić wzrokiem. No cóż nie za wiele mi to dało, bo jeszcze laserów w oczach nie wykształciłem.
[...]
Zabrali mnie do zamku i tak jak myślałem: nawet nie stawili mnie przed królem tylko od razu zaprowadzili do celi. Przy okazji zakuli mnie w ogromne kajdanki przyczepione do ściany. Było powieszone na takiej wysokości jak moja głowa, więc jak siedziałem pod ścianą to cały czas miałem je podniesione. Jakby tego było mało straszną zabawę mieli kiedy wydawałem z siebie najdziwniejsze krzyki spowodowane bólem. Bat to jednak jest straszne narzędzie. Szramy jakie zostawił na moim ciele (zapewne, bo przecież miałem na sobie ubrania i nie widziałem) musiały być naprawdę ogromne. Mogłem to tez stwierdzić po podartym w tych miejscach materiale. Zakrwawione rany tak strasznie szczypały, ze nie dało się zwrócić uwagę na nic innego. To chyba koniec mojego marnego życia, bo za taki czyn najlżejszą kara i tak będzie śmierć. Zwiesiłem głowę z przemęczenia, z bólu... nie miałem już po prostu siły się z nimi wszystkimi użerać. Niech zrobią ze mną co tam sobie chcą to i tak już nie ma znaczenia. Skoro dobrze się bawią to spoko.
[...]
Nie wiem która to już była godzina, ale myślę, że godziny wieczorem. Na dworze powoli się ściemniało, wychodził księżyc i pierwsze gwiazdy. Dopiero teraz postanowili do mnie wysłać kogoś z rodziny królewskiej i jak widać nie był to król we własnej osobie, a jego najmłodsza córka. A no tak ją już też zdążyłem poznać z wyglądu. Zapewne jest taka sama jak wszyscy inni. Zerknąłem na nią tylko przez chwilę kontem oka, gdyż budziła we mnie takie samo obrzydzenie co cała reszta. Później znów wróciłem do oglądania jakże ciekawej, więziennej podłogi. Stylowa~
-Księżniczko, jesteś pewna, że chcesz tam wejść? On jest bardzo agresywny i...
-Bez obaw. Jest przykuty, prawda? Nic mi nie zrobi, ja chcę tylko dowiedzieć się dlaczego to zrobił.
Tak więc otworzyli moją cele, weszła do środka u ukucnęła sobie chyba... za blisko. Ona na prawdę nie zdaje sobie sprawy z tego, że jestem mordercą. Naiwna księżniczka.
- Renee, prawda? - uśmiechnęła się tak ciepło, że myślałem, że zaraz rzygnę. Niech się cieszy, że nie mam jak ruszyć rękoma.
-Po imieniu to możesz mówić do swojej służby, dziwko... - warknąłem. Miałem mała ochotę widzieć kogoś takiego, naprawdę. W dodatku chyba strażnik nie za bardzo był zadowolony jak nazwałem jego panią, bo nawyklinał coś tam, wszedł i zdzielił mi biczem po twarzy. No.... mój policzek musiał być teraz pięknie czerwony. Odwróciłem głowę w lewo zakrywając tym samym swoje zielone oczka. Jeśli myśli, że coś takiego mnie uciszy na stałe to się myli. Musiałby mi chyba uciąć język. Już nic nie mówiła, bo chyba skutecznie zamknęło jej to język. Wyciągnęła jednak dłoń w kierunku mojej twarzy i zbliżała ją coraz to bardziej i bardziej... No nienormalna! Teraz to jej odgryzę palca jak tylko spróbuje mnie dotknąć. No i tak tez zrobiłem. Kiedy jej palec miał już się zetknąć z moim czerwonym policzkiem, kłapnąłem zębami jak pies. Na całe moje nieszczęście zdążyła zabrać malutką rączkę i odskoczyć do tyłu. Teraz to ona mogła spotkać się z tą samą nienawiścią w oczach co jej strażnicy bowiem patrzyłem w jej oczy tak przenikliwie jakbym chciał ją wykończyć.
-Wypad... - prychnąłem cicho teraz już odwracając głowę w całkiem inną stronę
(Fleur ?)
Niewolnik
Pełne Zdjęcie: X
LOGIN: xxtavve
ADRES E-MAIL: xxtavvee@gmail.com
AUTOR ZDJĘCIA: Nieznany
♦♦♦
GŁOS: X IMIĘ & NAZWISKO: Renée Kselash
STANOWISKO: Niewolnik
TYTUŁ: No nie wiem... hmm, a jak można mówić do kogoś kto właściwie w społeczeństwie jest dla wszystkich "nikim"?
PSEUDONIM:
WIEK: 19 lat
PŁEĆ: Mężczyzna
ORIENTACJA: Heteroseksualizm
W ZWIĄZKU Z: On i związki? On szybciej zabiłby swoją partnerkę.
SYMPATIA: Nie raczej nie. Ma zbyt wygórowane wymagania.
KREWNI:
- Matka ~ Vivane Kselash - Bardzo dobra, pogodna i zazwyczaj miła kobieta, która nie wykazywała obecności żadnych negatywnych cech. Dlaczego więc jej syn stał się takim zbrodniarzem? Nikt tego nie wie. Renee z matką miał bardzo dobre kontakty, nigdy się z nią nie kłócił i twierdził, ze jest ona jedyną tak bardzo szanowaną przez niego kobietą.
- Ojciec ~ Blaise Kselash - Ojca nie znał za dobrze, był z wyższych sfer i nie często ich odwiedzał. Wstydził się też swojej żony, która nie pochodziła z rodziny szlacheckiej. Jemu zaś zależało bardzo na władzy i na przyznawanych tytułach, dlatego nigdy nie zabierał jej jak i swoich dzieci do zamku.
- Młodsza Siostra ~ Corinne Kselash - Traktował ją wręcz jak własną córkę z powodu dużej różnicy wieku między nimi. Nigdy w życiu nie pozwoliłby jej nic zrobić, niestety szlachta oraz poprzednia rodzina Królewska Revanu miał gdzieś fakt, że jest jego najcenniejszą, małą siostrzyczką. Została brutalnie zamordowana, przez co Renee stracił cały szacunek do szlachty i Ojca.
♦♦♦
CHARAKTER: Nie polecam zbliżać się do tego chłopaka na odległość minimum 5 metrów. Naprawdę, on nawet z dużej odległości potrafi być śmiertelnie niebezpiecznie. Uważaj żeby czasem nie rzucił w ciebie kamieniem. Nie no dobra, jak kogoś polubi to może nie zrobi mu krzywdy w przeciągu najbliższych kilku minut, ale nie próbuj go denerwować celowo. Jest naprawdę agresywnym gościem, dlatego nigdy nie wiadomo jak się zachowa i co zrobi w zaistniałej sytuacji.No to już wiecie, ze to bardzo ciężki człowiek, narwany i jednocześnie rozważny. Myśli nad tym co robi, ale nie zawsze trafia w sedno i dobrze ocenia sytuację. No cóż, nawet takiemu geniuszowi jak Renee zdarza się popełnić gafę. Bywa naprawdę bezwzględny zwłaszcza, gdy chodzi o osoby wyżej postawione w hierarchii. On ich po prostu nienawidzi i nie będzie ukrywał swoich prawdziwych uczuć za uśmiechem. Po prostu mówi to co mu ślina na język przyniesie, nie ważne, czy to kogoś zrani czy też nie. Twierdzi, że najlepiej jest znać najgorsza prawdę niż słodkie kłamstwo. Jest naprawdę bystrym chłopakiem i wcisnąć mu kit jest naprawdę trudno. Powiedziałabym nawet, ze niektórzy boją się go okłamać, bardzo tego nie lubi. Jeśli starasz się go sprowadzić na błędny tok myślenia, to on tylko udaje, że ci wierzy, a jeśli stwierdzi, ze kłamiesz - zabije cie. Nie ufa nikomu poza sobą i swoją rodziną, której i tak już niewiele zostało. Jeśli o podejście do kobiety.. hmm jest mężczyzną i jak każdy ma tez swoje "potrzeby". Dla tych, które nie są mu bliskie raczej jest brutalny, ale nie znęca się nad nimi, żeby nie było! On po prostu musi się trochę wyżyć czasami. Delikatny potrafi być tylko wtedy kiedy naprawdę mu na kimś zależy i tu waz zaskoczę, bo on również potrafi się wyciszyć, być delikatnym chłopakiem o serduszku i uczuciach dziecka. Co prawda zobaczyć u niebo płacz to jest równoznaczne z cudem, no ale cicho! Jest wrażliwy i koniec, tylko w inny sposób. Nie daruje sobie żadnej większej kłótni, jego zasób wyzwisk i zbędnych w umyśle słów jest taki duży, że prawie każdego potrafi zmieszać z błotem niezależnie od jego statusu. Egoista, który wszystko w życiu uważa za złe i niedobre. Tak, taki już jest i nikt tego nie zmieni, można jedynie próbować.APARYCJA: Dosyć wysoki chłopak, a dokładnie mierzący 187 centymetrów. Jego budowa? Hmmm jak można ją opisać w kilku zwięzłych słowach. Nie można powiedzieć, ze prawdziwy z niego kulturysta, bo jeśli chodzi o przyrost masy to jest on raczej szczupły. Podobno do takich lepiej się przytula. W mięśnie o dziwo jest wyposażony i to dosyć hojnie. Jest co macać panienki, może któraś zechce sprawdzić? No dobrze teraz przejdziemy do jego skóry, które jest tak biała, ze prawie sina. Ładnie to odzwierciedla jego emeraldowo-zielone oczy, które równie na tle blond włosów przykuwają nie jedno spojrzenie. Na całym ciele ma wiele blizn po walkach czy też po drobnych potyczkach ze szlachcicami. Zrobili sobie z niego worek treningowy, a teraz go jeszcze zamknęli. Co za bezczelność.
MIEJSCE ZAMIESZKANIA: Gévaudan. Nie wiem czy można to nazwać "mieszkaniem:, bo przez większą cześć swojego życia siedział w więzieniu.
POCHODZENIE: Revan
HOBBY: Zainteresowania? On nie ma jako takich zainteresować, chciałby mieć tylko cisze i spokój i żeby nikt mu więcej nie mącił życia. Szkoda, ze to nie możliwe.
♦♦♦
DODATKOWE INFORMACJE:- Często choruje z powodu jego małej odporności.
- Nie lubi psów i każdego na swojej drodze wolałby zabić. Nawet jeśli idzie daleko to twierdzi, ze sam widok mu przeszkadza.
- Jego najczulszym punktem w ciele jest szyja i brzuch. Nie lubi kiedy kto go tam dotyka.
- Uwielbia ciastka ryżowe
Od Yoshito - C.D Rony
Chociaż raz postanowiłem wykorzystać sytuację i trochę się odprężyć, żartując... lecz z księżniczki to nie wypada. Oczywiście, nie miałem zamiaru zrobić jej nic złego oraz osobiście sądzę, że Rhaegar też nie zamierzał. Tak czy inaczej naszła mnie ochota, by się trochę zbliżyć do księżniczki, ale rzecz jasna nie w złym znaczeniu. Podejść trochę, rozluźnić się i te sprawy. Cóż, wiecznie miałem mięśnie napięte od dzierżenia miecza, potrzebowałem krótkiej przerwy.
– Kto powiedział, że po służbie ciągle mam dumnie napinać pierś? – zrobiłem krok w tył, siadając na łóżku. – Dlaczego patrzę? Hmm... Jestem facetem, a ty półnagą dziewczyną. To oczywiste, że mój wzrok mógł powędrować w tamtym kierunku. Chociaż wiesz... nie wszyscy myślą tylko o jednym, nie musisz się bać, bo nie jestem tutaj od tego. I szczególnie nie każdy zachowuje się tak po alkoholu, a co... myślisz, że jestem pijany?
Dziewczyna natychmiast rozluźniła dłoń, w której wcześniej nerwowo mięła skrawek materiału od koronkowej piżamy. Ach, te zamożne dzieciaki, nie znam się na nich. Tym bardziej, nie mogę ich rozgryźć, są jedną, wielką mieszanką uczuć. Od razu przez moją głowę przeszedł obraz wspomnień. W dzieciństwie bawiłem się w piaskownicy z taką jedną księżniczką, która teraz pewnie jest dorosłą, odpowiedzialną kobietą. Ale nie... ona nie miała takich odpałów. Może dlatego, że miała sześć lat...? Boże. Gdy o tym rozmyślałem, szybko pacnąłem się w głowę, gubiąc się we własnym umyśle. Księżniczka spojrzała na mnie.
– C...chyba nie – jej twarz wyrażała lekkie obrzydzenie. By bardziej mnie zdołować, odsunęła się o kolejny krok do tyłu.
Jedynie westchnąłem zrezygnowany.
– No już, nie popisuj się – machnąłem dłonią i za chwilę znalazłem się za dziewczyną, kładąc rękę na jej biodra. Lekko ją popchnąłem w stronę drzwi. – Tak go chciałaś opieprzyć, to proszę bardzo, ale... Nie bądź dla niego zbyt surowa – przymknąłem oczy w uroczym uśmiechu.
Po chwili zaśmiałem się, widząc jej naburmuszoną minę. Nawet podczas zejścia ze schodów próbowała daremnie zakryć swoje atuty. Cóż, nie udawało jej się. Prychnąłem pod nosem, odwracając wzrok. Zamek był ogromny, wobec tego podróż trwała parę minut, dopóki nie stanęliśmy przed drzwiami do pokoju Rony. Dziewczyna stanęła srogo, zakładając ręce na klatkę piersiową i zaczęła nerwowo tupać nogą o twarde podłoże. Echo zadudniło w mojej głowie.
Zdecydowałem się jako pierwszy otworzyć drzwi. Gdy tylko weszliśmy do środka, poczułem nieprzyjemną woń alkoholu. Natychmiast naciągnąłem koszulkę na nos, ukazując wyrzeźbiony brzuch ( ͡° ͜ʖ ͡°) Rona zrobiła to samo. Rożnica tkwi w tym, iż dziewczyna zakryła nosek dłonią. Cóż, nie da się napatrzeć to trudno. Zwróciłem wzrok ku wypoczywającemu Rhaegar'owi.
– Nie żyjesz... – prychnęła z lekkim poirytowaniem, zbliżając się ku nietrzeźwemu mężczyźnie.
Patrzyłem na to, jakbym oglądał co najmniej spektakl teatralny. Oparłem się o framugę drzwi, zakładając ręce na wysokości klatki piersiowej. Rona próbowała obudzić Rhaegar'a ciosami w cały jego tors, jednak bez większych efektów. Spał twardo jak kamień.
To nie trwało długo. W związku z tym, iż rycerza nie dało się obudzić, zapewne zajmował pokój Rony do białego rana, dopóki pokojówka i kac mu nie przeszkodziły. Odprowadziłem Ronę do wolnego apartamentu i sam udałem się do swojego legowiska. Natomiast wczesnym porankiem wstałem z łóżka tylko po to, by pójść do stajni i nakarmić konie. I wtedy do pomieszczenia zdecydowanym krokiem weszła Rona, skutecznie płosząc zwierzęta.
– Witaj, wyspałaś się? – powitałem dziewczynę z uśmiechem.
– Nie... – zaczęła masować swoje kręgi szyjne, po czym zwróciła spojrzenie ku mnie. – Gdy poszłam sprawdzić, czy Rhaegar'a już nie ma, okazało się, że nie ma i jego, i pokojówki. Cóż... przyszłam do ciebie.
– Hm, po co? – zapytałem ukradkiem, czesząc grzywę jednego z koni.
Kończąc czynność, zrobiłem parę kroków w stronę dziewczyny. Już chciałem coś powiedzieć, gdy ni stąd ni zowąd pojawiła się belka siana, o którą się potknąłem, lądując na... Ronie. Boże... dlaczego nie spojrzałem pod nogi? Pomrugałem szybko oczami, próbując przyzwyczaić się do otaczającej mnie rzeczywistości. Jak się okazało, oboje leżeliśmy na podłodze. Jakoś tak wyszło, że patrzyłem intensywnie w oczy Rony, a gdy sobie to uświadomiłem, natychmiast odwróciłem wzrok. Gdyby jeszcze ktoś tu wszedł... To mogę pożegnać się z manierami. Dodatkowo, moje dłonie delikatnie zaciskały się na nadgarstkach dziewczyny.
< Rona? >
– Kto powiedział, że po służbie ciągle mam dumnie napinać pierś? – zrobiłem krok w tył, siadając na łóżku. – Dlaczego patrzę? Hmm... Jestem facetem, a ty półnagą dziewczyną. To oczywiste, że mój wzrok mógł powędrować w tamtym kierunku. Chociaż wiesz... nie wszyscy myślą tylko o jednym, nie musisz się bać, bo nie jestem tutaj od tego. I szczególnie nie każdy zachowuje się tak po alkoholu, a co... myślisz, że jestem pijany?
Dziewczyna natychmiast rozluźniła dłoń, w której wcześniej nerwowo mięła skrawek materiału od koronkowej piżamy. Ach, te zamożne dzieciaki, nie znam się na nich. Tym bardziej, nie mogę ich rozgryźć, są jedną, wielką mieszanką uczuć. Od razu przez moją głowę przeszedł obraz wspomnień. W dzieciństwie bawiłem się w piaskownicy z taką jedną księżniczką, która teraz pewnie jest dorosłą, odpowiedzialną kobietą. Ale nie... ona nie miała takich odpałów. Może dlatego, że miała sześć lat...? Boże. Gdy o tym rozmyślałem, szybko pacnąłem się w głowę, gubiąc się we własnym umyśle. Księżniczka spojrzała na mnie.
– C...chyba nie – jej twarz wyrażała lekkie obrzydzenie. By bardziej mnie zdołować, odsunęła się o kolejny krok do tyłu.
Jedynie westchnąłem zrezygnowany.
– No już, nie popisuj się – machnąłem dłonią i za chwilę znalazłem się za dziewczyną, kładąc rękę na jej biodra. Lekko ją popchnąłem w stronę drzwi. – Tak go chciałaś opieprzyć, to proszę bardzo, ale... Nie bądź dla niego zbyt surowa – przymknąłem oczy w uroczym uśmiechu.
Po chwili zaśmiałem się, widząc jej naburmuszoną minę. Nawet podczas zejścia ze schodów próbowała daremnie zakryć swoje atuty. Cóż, nie udawało jej się. Prychnąłem pod nosem, odwracając wzrok. Zamek był ogromny, wobec tego podróż trwała parę minut, dopóki nie stanęliśmy przed drzwiami do pokoju Rony. Dziewczyna stanęła srogo, zakładając ręce na klatkę piersiową i zaczęła nerwowo tupać nogą o twarde podłoże. Echo zadudniło w mojej głowie.
Zdecydowałem się jako pierwszy otworzyć drzwi. Gdy tylko weszliśmy do środka, poczułem nieprzyjemną woń alkoholu. Natychmiast naciągnąłem koszulkę na nos, ukazując wyrzeźbiony brzuch ( ͡° ͜ʖ ͡°) Rona zrobiła to samo. Rożnica tkwi w tym, iż dziewczyna zakryła nosek dłonią. Cóż, nie da się napatrzeć to trudno. Zwróciłem wzrok ku wypoczywającemu Rhaegar'owi.
– Nie żyjesz... – prychnęła z lekkim poirytowaniem, zbliżając się ku nietrzeźwemu mężczyźnie.
Patrzyłem na to, jakbym oglądał co najmniej spektakl teatralny. Oparłem się o framugę drzwi, zakładając ręce na wysokości klatki piersiowej. Rona próbowała obudzić Rhaegar'a ciosami w cały jego tors, jednak bez większych efektów. Spał twardo jak kamień.
To nie trwało długo. W związku z tym, iż rycerza nie dało się obudzić, zapewne zajmował pokój Rony do białego rana, dopóki pokojówka i kac mu nie przeszkodziły. Odprowadziłem Ronę do wolnego apartamentu i sam udałem się do swojego legowiska. Natomiast wczesnym porankiem wstałem z łóżka tylko po to, by pójść do stajni i nakarmić konie. I wtedy do pomieszczenia zdecydowanym krokiem weszła Rona, skutecznie płosząc zwierzęta.
– Witaj, wyspałaś się? – powitałem dziewczynę z uśmiechem.
– Nie... – zaczęła masować swoje kręgi szyjne, po czym zwróciła spojrzenie ku mnie. – Gdy poszłam sprawdzić, czy Rhaegar'a już nie ma, okazało się, że nie ma i jego, i pokojówki. Cóż... przyszłam do ciebie.
– Hm, po co? – zapytałem ukradkiem, czesząc grzywę jednego z koni.
Kończąc czynność, zrobiłem parę kroków w stronę dziewczyny. Już chciałem coś powiedzieć, gdy ni stąd ni zowąd pojawiła się belka siana, o którą się potknąłem, lądując na... Ronie. Boże... dlaczego nie spojrzałem pod nogi? Pomrugałem szybko oczami, próbując przyzwyczaić się do otaczającej mnie rzeczywistości. Jak się okazało, oboje leżeliśmy na podłodze. Jakoś tak wyszło, że patrzyłem intensywnie w oczy Rony, a gdy sobie to uświadomiłem, natychmiast odwróciłem wzrok. Gdyby jeszcze ktoś tu wszedł... To mogę pożegnać się z manierami. Dodatkowo, moje dłonie delikatnie zaciskały się na nadgarstkach dziewczyny.
< Rona? >
Od Sashy - C.D Mai
Nie mam pojęcia, która to była godzina, ale na pewno bardzo wcześnie. Nawet Książę nie jest przyzwyczajony do tak wczesnych godzin, a co dopiero cała reszta zamku, która nie jest objęta tak rygorystyczną etykietą co Rodzina Królewska.
Przez stukanie dochodzące od mojego okna, przebudziłem się i przewróciłem na drugi bok w oczekiwaniu aż dana postać próbująca mnie obudzić po prostu sobie pójdzie. A gdzie tam! Nie nawet takiej opcji, żeby teraz dała mi spokój i w sumie... to wcale jej się też nie dziwę, bo była w sumie tutaj intruzem ściągniętym przeze mnie. Jakim ja byłem idiotą, ze ściągnąłem do zamku jakąś obcą mi dziewkę? Otworzyłem niemrawe, niebieskie oczy po czym głośno westchnąłem. Czyli już nie dane mi będzie dłużej spać, a przynajmniej nie teraz. Słysząc coraz to donośniejsze pukanie, podniosłem się do pozycji siedzącej i przeczesałem platynowe włosy. Jeszcze bym sobie smacznie spał, gdyby nie dziewczyna, która usilnie próbowała mi ten odpoczynek zepsuć. Wziąłem jeden głębszy oddech zanim ostatecznie wstałem. Leniwie, ale jednak wstałem. Nadal w piżamie (a co tam, nie mam się czego wstydzić) podszedłem do okna i otworzyłem je, ale zamiast wpuścić ją do środka stanąłem tak, by nie mogła przejść.
-Powinienem cie za to powiesić, że przerwałaś mi sen, ale masz szczęście, że o tej porze nie mam jeszcze sił wydawać rozkazów. - ziewnąłem przeciągle, przymykając przy tym lekko powieki.
-Od zawsze jesteś taki rozpieszczony, Książę? - kładła tak wielki nacisk na mój przydomek, że wręcz teraz można by go było uznać za przekleństwo. Prychnąłem cicho, wręcz nie dosłyszalnie, bo przecież mi nie wypada. To miało pokazać jej, że nie jestem zbytnio zadowolony z jej podejścia do Księcia.
-Nie chce mi się prowadzić z tobą tego bezsensownego monologu.. - złapałem się za głowę mierzwiąc przy tym swoja grzywkę - Zaraz przyjdzie tutaj służba więc lepiej będzie jeśli nie będę cie tutaj wpusz... - moja wypowiedź jak zwykle przerwały szybko otwierające się drzwi. To NA PEWNO nie była służba, gdyż ona zazwyczaj pyta, gdy wchodzi. Jedyną osobą, która robiła sobie z naszej etykiety jaja była..
-Rona.. -warknąłem zdenerwowany. Nie dość, ze obudzili mnie o tak wczesnej porze to jeszcze teraz ona mi będzie uprzykrzać życie. - Nikt cie nie nauczył pukać, księżniczko? - zadałem jej pytanie na chwilę obracając się w jej stronę, ale też nie tak by być całkowicie tyłem do tej drugiej.
-Kto to? Twoja dziewczyna? - zignorowała kompletnie to co powiedziałem i wskazała palcem na tą stojącą na balkonie. -Nie sądziłam, że którakolwiek ciebie ze..
-Zamilcz! Boże, kobiety to takie niezdyscyplinowane stworzenia... Rona zabierz mi ją stąd, i dajcie mi spać. Może znajdziesz dla niej jakieś zajęcie w zamku..
( Mai?)
-Powinienem cie za to powiesić, że przerwałaś mi sen, ale masz szczęście, że o tej porze nie mam jeszcze sił wydawać rozkazów. - ziewnąłem przeciągle, przymykając przy tym lekko powieki.
-Od zawsze jesteś taki rozpieszczony, Książę? - kładła tak wielki nacisk na mój przydomek, że wręcz teraz można by go było uznać za przekleństwo. Prychnąłem cicho, wręcz nie dosłyszalnie, bo przecież mi nie wypada. To miało pokazać jej, że nie jestem zbytnio zadowolony z jej podejścia do Księcia.
-Nie chce mi się prowadzić z tobą tego bezsensownego monologu.. - złapałem się za głowę mierzwiąc przy tym swoja grzywkę - Zaraz przyjdzie tutaj służba więc lepiej będzie jeśli nie będę cie tutaj wpusz... - moja wypowiedź jak zwykle przerwały szybko otwierające się drzwi. To NA PEWNO nie była służba, gdyż ona zazwyczaj pyta, gdy wchodzi. Jedyną osobą, która robiła sobie z naszej etykiety jaja była..
-Rona.. -warknąłem zdenerwowany. Nie dość, ze obudzili mnie o tak wczesnej porze to jeszcze teraz ona mi będzie uprzykrzać życie. - Nikt cie nie nauczył pukać, księżniczko? - zadałem jej pytanie na chwilę obracając się w jej stronę, ale też nie tak by być całkowicie tyłem do tej drugiej.
-Kto to? Twoja dziewczyna? - zignorowała kompletnie to co powiedziałem i wskazała palcem na tą stojącą na balkonie. -Nie sądziłam, że którakolwiek ciebie ze..
-Zamilcz! Boże, kobiety to takie niezdyscyplinowane stworzenia... Rona zabierz mi ją stąd, i dajcie mi spać. Może znajdziesz dla niej jakieś zajęcie w zamku..
( Mai?)
Zamtuz
Pełne Zdjęcie: X
LOGIN: Horo
ADRES E-MAIL: dhirenwilk1@gmail.com
AUTOR ZDJĘCIA: Nic nie pisało ( Nieznany )
♦♦♦
GŁOS: XIMIĘ & NAZWISKO: Demanii – nazwisko nie jest znane.
STANOWISKO: Zamtuz
TYTUŁ: A jak można mówić do kurwy? Po imieniu!
PSEUDONIM: Demiś, jednak nie każdy może się tak do niej zwracać. Jedynie wybrańcy, jeśli do nich nie należysz, nawet się tak do niej nie zwracaj.
WIEK: 17 lat, jest jeszcze młoda w swoim fachu.
PŁEĆ: Kobieta
ORIENTACJA: Biseksualizm – tak więc panie i panowie, zapraszam!
W ZWIĄZKU Z: Nie wiąże się na stałe, byłoby to głupie zważywszy na to, jaką ma pracę.
SYMPATIA: Nie interesuje ją ani wygląd, ani charakter jej klientów, wszystko jest aktorstwem.
KREWNI:
- Matka: Roza – dziewczyna nie zna prawie w ogóle matki, odeszła zaraz po tym jak ją urodziła, najpewniej z jakimś tam nowym adoratem. Wie o niej tylko tyle, że była niezwykle piękna. Co prawda niska, jednak jej głębokie, bursztynowe oczy i karmelowe włosy, potrafiły zwieść nie jednego mężczyznę. Dlatego jej Pan mąż często czuł się zazdrosny. I słusznie, bo żona ostatecznie go zostawiła. Nie była dobrą matką, rodziła bo musiała. Swoich dzieci jednak nie kochała, kochała za to konie, jazda konna była dla niej wszystkim
- Ojciec: Amiro – Starszy, dużo straszy człowiek od jej matki. Kiedy za niego wyszła, miała może 16 lat, natomiast on był już po 40. Teraz jego wiek grubo przekroczył 60-tkę, sam przeprowadził się na jakieś odludzie i z nikim nie utrzymuje kontaktu. Z natury ponury, wymagający i naprawdę srogi. Demanii pamięta go głównie z jego strasznych kar oraz tego, jak potrafił się denerwować.
- Starszy brat: Hek – Najstarszy z rodzeństwa, czarnowłosy młodzieniec [właściwie, to teraz ma już ponad 20 lat ale cii] który uwielbiał podróże. Dlatego został kupcem i gdy tylko skończył 16 lat, nikt go więcej nie widział. Podobno zawędrował aż do Clarines i tam aktualnie sprzedaje swoje sławne we wszystkich 4 królestwach towary. Dla Demanii był dobrym bratem, chociaż nie spędzali specjalnie dużo czasu. Urodził się kiedy Roza miała 17 lat. Starszy od Demanii o 4 lata.
- Starsza siostra: Anna [*] – Demanii była zbyt mała, żeby ją poznać, jednak z opowieści reszty rodzeństwa oraz ojca, potrafiła zrozumieć tylko tyle, że była to dziewczynka niezwykle żywiołowa. Zawsze rozgadana, pełna energii, wprowadzała do domu zawsze uśmiech na twarzy domowników. Jej szare, właściwie mysie włosy i oczy w podobnym kolorze potrafiły być przygnębiające, jednak jest śmiech wszystko wynagradzał. Bez niej już jednak tak fajnie nie było, to wtedy już małżeństwo Rozy i Amira zaczęło się rozpadać. Jak zginęła? Miała wtedy 5 lat. Po prostu bawiła się nad strumieniem, przeskakując z kamienia na kamień. Pech chciał, że się poślizgnęła i uderzyła głową o kamień. Nurt ściągnął jej ciałko niżej, a samo ciało znaleziono jakieś 5 kilometrów od miejsca gdzie zginęła. Urodziła się kiedy Roza miała 19 lat. Starsza od Demanii o 3 lata.
- Starsza siostra: Mela – Jest to dziewczyna starsza od Demanii o jedynie rok, właśnie to one były ze sobą najbliżej. Zawsze razem, zawsze uśmiechnięte. Byłyby szczęśliwe dalej, gdyby nie to, że Mela w wieku 13 lat została porwana, najpewniej zgwałcona i sprzedana w jakimś odległym kraju jako niewolnica. Nic o niej nie wiadomo, jednak z pewnością żyje. A przynajmniej Demanii wierzy w to po dziś dzień, była zbyt piękną i posłuszną dziewczyną, żeby zginąć. Właściwie to siostry były jak dwie krople wody. Z tą różnicą, że włosy Meli sięgały jej aż do połowy ud. Urodziła się, kiedy Roza miała 21 lat.
♦♦♦
CHARAKTER: Jaka jest ta piękna, młoda dziewczyna? Na pewno nieobliczalna, nigdy nie możesz mieć dokładnej, stuprocentowej pewności, jak zachowa się w danym momencie. Może wydawać się prosta, tak jak większość dziewcząt, ale uwierzcie mi… potrafi być skomplikowana i przebiegła. Przede wszystkim, nic się przed nią nie ukryje. Pewnie gdyby nie wydarzenia, które miały miejsce w jej wcześniejszym życiu, robiłaby za szpiega. Jak chce potrafi być cicha i naprawdę niezauważalna. Chociaż potrafi być również zauważalna, nawet za bardzo, jednak jest to tylko spowodowane przez nią i niektóre z jej zachowań. Przechodząc może albo wtopić się w tłum, albo wzbudzać uwagę dosłownie każdej osoby. Tak jak mówię, zależne jest to od jej aktualnych potrzeb. Potrafi być mistrzynią w kłamstwach, nawet nie zorientujesz się kiedy dziewczyna kłamie jak z nut, sama natomiast potrafi wyczuć kłamstwo na kilometr, o ile nie więcej. Dlatego nie próbujcie nawet przy niej kłamać, bo ona się zorientuje na pewno, w dodatku nienawidzi kiedy ktoś ją okłamuje, a potrafi być strasznie wielkim utrapieniem. Jak się uprze, potrafi być jeszcze gorsza od najbardziej upartego osła, co tam, osły nie dorastają jej do pięt. Chociaż to nie to, że jest głupia, jasne, że nie! Potrafi być mądrzejsza i sprytniejsza od niejednego człowieka uczonego, właściwie to taka ludzka głupota ją bawi. Bawi ją również to, jak sama się dawniej zachowywała. Była naiwna, ufała dosłownie każdemu i to ją zgubiło. Dlatego stara się nie popełniać tych błędów, które już popełniła. Oczywiście, zdarzy się, że jest milutka, uśmiechnięta i rozbrykana jak wcześniej. Jednak zazwyczaj po prostu udaje przed ludźmi, chce stworzyć sobie takie pierwsze dobre wrażenie. Nie wspominając nawet o jej klientach, dla nich potrafi być naprawdę milutką i posłuszną dziewczynką. Nie śmie się sprzeciwić nawet, jeśli coś będzie sprawiać jej ból. Jednak tak jest jedynie w pracy, pamiętajcie o tym. Poza ścianami domu publicznego – w którym mieszka. Potrafi być opryskliwa, wredna a czasami nawet okrutna. Jednak nie też dla każdego, jeśli ktoś zrobi na niej dobre, pozytywne wrażenie, stara się być miła i przyjazna, jednak jest to rzadkość. Chociaż pewnie teraz wydaje wam się okropną, straszną dziewuszką, to ma też dobre strony. Uwielbia pomagać, szczególnie pewnej starszej Pani, mieszkającej jakieś dwa kilometry od niej. Kobieta mieszka sama, trawiona chorobą więc w każdej wolnej chwili Demanii do niej zagląda, do niej i do jej równie starego psa. Czasami kiedy ma więcej czasu, robi pranie w rzece, gotuje obiad oraz ogólnie sprząta jej w domu. Kobieta jest dla niej kimś w rodzaju drugiej matki, może nawet takiej pierwszej. Ponieważ swojej biologicznej matki nie zna, a nawet jeśli to nią okropnie gardzi. Ogólnie jest osobą silną psychicznie, kiedyś taka nie była, jednak przytrafiło jej się zbyt wiele okrutnych rzeczy i sytuacji, by miała się teraz przejmować takimi wariactwami życia codziennego. Wszelkie obelgi kierowane pod jej adresem, jak i pogardliwe spojrzenia, po prostu ignoruje, śmiejąc się pod nosem. Ciężko jest się z nią teraz zaprzyjaźnić, jednak posiada dwie przyjaciółki w domu publicznym, którymi zapełnia swój brak klientów. Tylko z nimi potrafi teraz szczerze porozmawiać. Z Aldoną, prawie trzydziestoletnią kobietą, która uciekła z dalekiego kraju, gdzie panowała aktualnie wojna. Widać już było na niej pierwsze oznaki przekwitu, jednak była naprawdę miła i piękną kobietą. Ze swoim wiecznym uśmiechem na twarzy, czekoladową skórą i czarnymi jak heban włosami. Drugą z jej przyjaciółek to Kalia, czyli rówieśniczka Demanii. Naprawdę niski rudzielec, z milionem piegów na twarzy oraz głębokich, zielonych oczach. Obydwie są dla niej bardzo ważne, właściwie to dziewczyna żyje w przekonaniu, że przyjaźń jest o wiele ważniejsza od miłości.APARYCJA: Dziewczyna z wyglądu, przypomina normalną, młodą dziewczynę. Nikt kto jej nie zna, nie powiedziałby, że pracuje ona w domu publicznym. Właściwie, to ona sama o tym jakoś szczególnie nie rozpowiada, jesteś jej klientem to najpewniej wiesz. Jednak wiele jej znajomych, ma o niej zupełnie inne wyobrażenie. Może jakaś kwiaciarka? Żona bogatego kupca? Codziennie słyszy inne zdania na temat jej profesji oraz stanu cywilnego. Parę razy nawet usłyszała, że jest wdową która zamieszkała u brata swojego zmarłego męża. No można i tak. Ale wracając już do jej wyglądu, bo właśnie to jest najważniejsze i to właśnie to, przyciąga do niej tak wielu mężczyzn z dalekich stron. Dziewczyna jest średniego wzrostu, ponieważ mierzy sobie ona 168 centymetrów, czyli nieco ponad 5 i pół stopy. Jej blond, falujące włosy sięgają jej do łopatek, zazwyczaj spięte są w kucyka, z dwoma pasmami luźno puszczonych włosów okalających jej delikatną twarzyczkę. We włosy uwielbia wczepiać przeróżne ozdoby, różne kokardy, wstążki i inne duperele. Czasami to wszystko jest tak ciężkie, że normalna osoba nie wytrzymałaby więcej niż godzinę, jednak ona zdążyła się już przyzwyczaić do takiego obciążenia. Właściwie to dziewczyna większość swojej wypłaty, wydaje na nowe stroje oraz ozdoby czy także perfumy. Uwielbia piękne, kwiatowe zapachy jak i również wzory. Kocha się stroić, co zresztą po niej widać. Kiedy ludzie paradują w szarych, potarganych ubraniach dziewczyna lata w kolorowych sukniach oraz zdobionych narzutach. Nie raz czy nie dwa, udało jej się załatwić małą zniżkę, jedynie spojrzeniem swoich wielkich, niebieskich oczu. Są koloru najczystszego nieba, no może nie całe w takim kolorze, bo znajdą się w nich ciemniejsze i jaśniejsze przebłyski. Ogólnie zarówno jej oczy jak i włosy pasują do jej delikatnej, malutkiej twarzyczki. Zarówno nos jak i usteczka są dosyć małe, przez co wygląda jak takie dziecko. Jej skóra jest jasna, więc dłuższy kontakt ze słońcem nie jest w jej przypadku wskazany. Jedyne ciemniejsze miejsce na jej ciele jakie znajdziesz, to policzki. Są zawsze lekko rumiane, bez względu czy się naprawdę rumieni czy nie. Jest szczupła, jednak nie za chuda ani za gruba. Ma nieco większe piersi oraz biodra od przeciętnych kobiet, jednak zarówno jej talia, twarz, rączki jak i nogi są szczupłe i przyzwoite. Może jej uda nie są również jak u kościotrupa, jednak nie spotkała się jeszcze z tym, żeby jakiś mężczyzna narzekał na jej ciało. Nazwałaby te niektóre krągłości zaletą, aniżeli wadą. Często ćwiczy, jednak są to proste ćwiczenia które pomagają ujędrnić jej i tak jędrne ciało, oraz zachować gibkość ciała – czasami jej się to przydaje.
MIEJSCE ZAMIESZKANIA: Mantai, nie lubi podróży.
POCHODZENIE: Mantai
HOBBY: Nie, jej Hobby nie jest jej praca. Właściwie to nigdy nie zamierzała wykonywać takiego zawodu… ale mniejsza. Dziewczyna uwielbia robótki ręczne, właściwie to jest mistrzynią szycia oraz haftowania. Potrafi wyszywać przepiękne wzory, którymi zachwyca się praktycznie każdy kto je tylko zobaczy. Również z rozerwanymi szatami i innymi tworzywami. Zamiast udać się do specjalisty i zapłacić, jej współpracownice wolą udać się do niej, ani nie bierze za to opłat, a jej praca jest porównywalna z fachowcami. Uwielbia także kolekcjonować wszelakie ozdoby, oraz przepiękne stroje. Praktycznie codziennie prezentuje się w nowym ubraniu, ponieważ umie szyć, często sama wytwarza sobie stroje. Kupuje jedynie potrzebne materiały… i bierze się do roboty. Kiedy nadarzy się również jakaś okazja, kocha oglądać turnieje rycerskie, nie jest może fanką widoku krwi, jednak uwielbia kibicować danemu rycerzowi i patrzeć jak wygrywa… bądź przegrywa, chociaż zdecydowanie woli kiedy rycerz wygrywa. Właściwie jest sporo rzeczy, którymi Demanii się interesuje, można by wymieniać bez końca, ale powiem jeszcze o tych najważniejszych oraz tych, które sprawiają jej największą przyjemność. Gdyby miała tylko taką okazję, jeździłaby na długie wypady konno. Umie jeździć, nawet i na oklep, jednak odkąd została sprzedana do domu publicznego, nie posiada już konia, ani posiadać nie będzie. Po prostu nie może. Prócz tego, uwielbia śpiewać oraz tańczyć, często kiedy śpiewaczka jest chora, to ona daje krótkie występy, bo zaraz musi wracać do swojej pracy.
♦♦♦
DODATKOWE INFORMACJE:
• Nie zna swojej matki, oraz starszej siostry Anny. Była zbyt mała, kiedy obydwie odeszły. Jednak w przeciwieństwie od jej matki, Anna zginęła mając 5 lat. Ogólnie nie miała zbyt dobrych kontaktów z rodziną, jedynie ze swoją siostrą Melą która i tak zniknęła jak Demanii miała dwanaście lat. Dosłownie miesiąc później, z domu odszedł jej brat Hek, już nigdy więcej nie pojawiając się w domu. Dziewczyna została sama z pogrążonym w smutku ojcem, który przez cały czas ją bił. Pewnego razu kiedy dziewczyna skończyła piętnaście lat, z braku pieniędzy sprzedał ją do domu publicznego. Dosyć wygodne rozwiązanie.
• Dziewczyna w wieku 7 lat zgubiła się w lesie, to wystarczyło, żeby jej reszta rodziny prawie umarła na zawał serduszka. Już przez chwilę myśleli, że podzieliła los jej najstarszej siostry. Od tej chwili, miała zakaz wchodzenia do lasu i rzeczywiście, dopóki nie opuściła domu, nigdy więcej jej noga nie została postawiona na terenie ciemnego boru.
• Przez wiele lat, dziewczyna chorowała na różne dziwne przypadłości, jednak teraz jest już wszystko w porządku i jest silna jak nigdy dotąd w calutkim jej życiu.
• Kiedy była młodsza, chciała napisać jakąś ciekawą książkę, jednak coś jej to nie wyszło i jedyne co robi z książkami to je czyta. Właśnie, ponieważ czytanie jest taką niezwykłą umiejętnością w tych czasach, chętnie uczy innych czytać. Chociaż nie do każdego ma tą anielską cierpliwość.
• Jest praworęczna
Od Ranmaru - C.D Yume
Dzień jak każdy inny, czyli zaczynanie od śniadania i innych ważnych zadań należących do księcia. Zazwyczaj najmłodsi właśnie w tej porze zwijali się z zamku tylko po to żeby uniknąć obowiązków. Ja też bym ta robił, gdybym miał możliwość.Właśnie miałem zamiar zbierać się powoli na śniadanie przez co wziąłem kąpiel i zamierzałem się ubrać. Nie lubiłem kiedy za mnie takie rzeczy robiła reszta służby, dlatego nigdy w życiu nie pozwoliłem im na to. Luka rozsiadła się wygodnie na moim łóżku i przyglądała się wszystkiemu co robiłem. Dziwnie musiało to wyglądać: ja tu się ubieram, a ona siedzi i mnie obserwuje.
-Ran, mógłbyś zadbać o siebie. Jaka kobieta cie zechce z taką marną klatą? - oparła główkę na swojej rączce całkowicie rozkładając się na świeżo pościelonym łóżku. Daje słowo, ze następnym razem ona będzie je ścielić.
-Jestem Księciem, a nie kulturystą. - warknąłem rzucając w nią książką. Oh jaka szkoda, że nie dostała nią w głowę, może w końcu coś by jej tam weszło.... - Po za tym nie narzekam na brak zainteresowania, w porównaniu do ciebie...
Luka otworzyła usta z zamiarem zapodania mi ciętej riposty, jednak jak widać nie było jej to dane. Do pokoju wparowała pokojówka, w dodatku widząc mnie bez górnej części garderoby zrobiła się taka słodziutko czerwona. Zgięła się w pół w przesadzonym ukłonie, przepraszając i próbując wymyślić wytłumaczenie. Spoglądałem na nią z tego samego miejsca kompletnie sparaliżowany. Co miałem jej odpowiedzieć, skoro nigdy nie znajdowałem się nawet w takiej sytuacji.
-No masz racje Ranmaru, masz świetne branie. Służba sama ci się pcha do pokoju i to tylko w wersjach żeńskich jak widzę..
-Ja tylko.. przyniosłam podwieczorek. - wydukała zażenowana. Chyba wcale nie miała takich intencji o jakich mówiła moja siostra.
-Nic takiego się nie stało. - mruknąłem patrząc wymownym wzrokiem na Luke, która jak widać nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Tak bardzo dba o etykietę, a teraz zachowuje się tak jakby była jej całkowicie obca. W tym czasie co pokojówka byłą zajęta rozmową z moją siostrą, ja ubrałem na siebie koszulę, no przecież nie będę tak paradował pół nago.
-Cóż ... z tego co wiem to każda pokojówka powinna najpierw pukać jeśli wchodzi do komnaty Arcyksięcia. - Czarnowłosa pomachała ręką jakby chciała coś zobrazować. Wstała na równe nogi, a dźwięk wysokich butów rozbrzmiał po pokoju. Wydawały z siebie takie charakterystyczny stukot, który można było rozpoznać już nawet z dużej odległości.
-Ja tylko...
-Luka! Chyba już wystarczy... nie stresuj jej, bo będzie miała taką samą zraze do szlachciców jak całą reszta. Księżniczka tylko prychnęła pod nosem po czym opuściła moją komnatę. Jejku, jakby mogła to by wszystkich teraz zabiła wzrokiem. Pokręciłem na to tylko głową i ponownie przeniosłem wzrok na pokojówkę. - Jak się nazywasz?
(Yume ?)
-Ran, mógłbyś zadbać o siebie. Jaka kobieta cie zechce z taką marną klatą? - oparła główkę na swojej rączce całkowicie rozkładając się na świeżo pościelonym łóżku. Daje słowo, ze następnym razem ona będzie je ścielić.
-Jestem Księciem, a nie kulturystą. - warknąłem rzucając w nią książką. Oh jaka szkoda, że nie dostała nią w głowę, może w końcu coś by jej tam weszło.... - Po za tym nie narzekam na brak zainteresowania, w porównaniu do ciebie...
Luka otworzyła usta z zamiarem zapodania mi ciętej riposty, jednak jak widać nie było jej to dane. Do pokoju wparowała pokojówka, w dodatku widząc mnie bez górnej części garderoby zrobiła się taka słodziutko czerwona. Zgięła się w pół w przesadzonym ukłonie, przepraszając i próbując wymyślić wytłumaczenie. Spoglądałem na nią z tego samego miejsca kompletnie sparaliżowany. Co miałem jej odpowiedzieć, skoro nigdy nie znajdowałem się nawet w takiej sytuacji.
-No masz racje Ranmaru, masz świetne branie. Służba sama ci się pcha do pokoju i to tylko w wersjach żeńskich jak widzę..
-Ja tylko.. przyniosłam podwieczorek. - wydukała zażenowana. Chyba wcale nie miała takich intencji o jakich mówiła moja siostra.
-Nic takiego się nie stało. - mruknąłem patrząc wymownym wzrokiem na Luke, która jak widać nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Tak bardzo dba o etykietę, a teraz zachowuje się tak jakby była jej całkowicie obca. W tym czasie co pokojówka byłą zajęta rozmową z moją siostrą, ja ubrałem na siebie koszulę, no przecież nie będę tak paradował pół nago.
-Cóż ... z tego co wiem to każda pokojówka powinna najpierw pukać jeśli wchodzi do komnaty Arcyksięcia. - Czarnowłosa pomachała ręką jakby chciała coś zobrazować. Wstała na równe nogi, a dźwięk wysokich butów rozbrzmiał po pokoju. Wydawały z siebie takie charakterystyczny stukot, który można było rozpoznać już nawet z dużej odległości.
-Ja tylko...
-Luka! Chyba już wystarczy... nie stresuj jej, bo będzie miała taką samą zraze do szlachciców jak całą reszta. Księżniczka tylko prychnęła pod nosem po czym opuściła moją komnatę. Jejku, jakby mogła to by wszystkich teraz zabiła wzrokiem. Pokręciłem na to tylko głową i ponownie przeniosłem wzrok na pokojówkę. - Jak się nazywasz?
(Yume ?)
Od Catherine- C.D Rhaegar'a
Spojrzałam na niego sceptycznie. Nie miałam zbytniej ochoty użerać się ze strażą, jednak z pewnością nie mogłam tego tak zostawić. Jeśli II księżniczce coś by się stało, a ja nie powiadomiłabym nikogo o jej zniknięciu… Wole nawet nie myśleć co by ze mną zrobili.
- Usiądź do stołu, Sir. - Odparłam z westchnieniem. Rycerz spojrzał na mnie marszcząc brwi, zapewne zastanawiając się jak moje słowa mają się do jego pytania. - W takim stanie daleko raczej nie zajdziesz, a jak nie zjesz to się zmarnuje, Sir.
- Nie przyniosłaś tego specjalnie dla Rony? - Uśmiechnął się szeroko, jednak nie był to typowy uśmieszek, było w nim coś niepokojącego.
- Księżniczka jeśli zgłodnieje wystarczy by przyszła do kuchni, kucharz chętnie coś dla niej przygotuję. - Machnęłam ręką niedbale, po chwili jednak przypomniałam sobie, że rozmawiam nie z drugim sługą, a z rycerzem. - Sir. - Dopowiedziałam dość szybko, jednak mimo wszystko zapewne nie dało się nie zauważyć tej pauzy pomiędzy słowami.
Rycerza najwidoczniej bardzo bawiło moje zachowanie, i nie ukrywał się z tym zbytnio, jednak zdecydował się już nic nie mówić a zająć się za pałaszowanie wykwintnego jedzenia. Gdy tylko mężczyzna zajął miejsce przy stole ja zaczęłam przywracać pokój do normalności. Dorzuciłam jeszcze trochę drwa do ognia, i otworzyłam okno chcąc go trochę wywietrzyć, nie wiało więc uznałam, że jedynego źródła ciepła nie zgasi. Następnie wzięłam się za ogarnianie łóżka. Co w praktyce oznaczało ściągnięcie z niego wszystkiego i przyniesienie nowych rzeczy, a te natomiast oddanie do prania.
- Za chwilę wrócę, nie idź nigdzie.
Wyszłam pośpiesznie niosąc na rękach wszystkie te rzeczy. Już dawno się tak bardzo nie krępowałam będąc z kimś w pokoju, przez cały czas wyczuwałam na sobie spojrzenie jego fioletowych oczu. Starałam się nie okazywać tego po sobie, jednak jak mi poszło może ocenić jedynie on, a coś czuję, że raczej nie wyszło to najlepiej… Zdecydowanie muszę przestać o tym myśleć.
Czym prędzej zaniosłam rzeczy które niosłam do prania i stamtąd również zabrałam świeżą narzutę na łóżko, kołdrę i miękką poduszkę i w równie szybkim tempie wróciłam do pokoju księżniczki. Moje wątpliwości co do pozostawienia rycerza samego w pokoju zostały szybko rozmyte gdy wchodząc moje spojrzenie od razu padło na mężczyznę rozwalonego na łóżku, co teraz raczej jest zwykłym sianem bez miękkich dodatków.
- Nie za wygodnie, Sir?
Położyłam rzeczy na krześle, na którym gdy wychodziłam siedział rycerz i raczej powinien tam pozostać. No nie powiem, to co teraz niosłam nie należało do najlżejszych, dlatego też z chęcią przywróciłabym łóżko do stanu “przed przyjściem pijanego rycerza” i poszukała księżniczki, a następnie wróciła do swoich obowiązków.
(Rhaegar?)
- Usiądź do stołu, Sir. - Odparłam z westchnieniem. Rycerz spojrzał na mnie marszcząc brwi, zapewne zastanawiając się jak moje słowa mają się do jego pytania. - W takim stanie daleko raczej nie zajdziesz, a jak nie zjesz to się zmarnuje, Sir.
- Nie przyniosłaś tego specjalnie dla Rony? - Uśmiechnął się szeroko, jednak nie był to typowy uśmieszek, było w nim coś niepokojącego.
- Księżniczka jeśli zgłodnieje wystarczy by przyszła do kuchni, kucharz chętnie coś dla niej przygotuję. - Machnęłam ręką niedbale, po chwili jednak przypomniałam sobie, że rozmawiam nie z drugim sługą, a z rycerzem. - Sir. - Dopowiedziałam dość szybko, jednak mimo wszystko zapewne nie dało się nie zauważyć tej pauzy pomiędzy słowami.
Rycerza najwidoczniej bardzo bawiło moje zachowanie, i nie ukrywał się z tym zbytnio, jednak zdecydował się już nic nie mówić a zająć się za pałaszowanie wykwintnego jedzenia. Gdy tylko mężczyzna zajął miejsce przy stole ja zaczęłam przywracać pokój do normalności. Dorzuciłam jeszcze trochę drwa do ognia, i otworzyłam okno chcąc go trochę wywietrzyć, nie wiało więc uznałam, że jedynego źródła ciepła nie zgasi. Następnie wzięłam się za ogarnianie łóżka. Co w praktyce oznaczało ściągnięcie z niego wszystkiego i przyniesienie nowych rzeczy, a te natomiast oddanie do prania.
- Za chwilę wrócę, nie idź nigdzie.
Wyszłam pośpiesznie niosąc na rękach wszystkie te rzeczy. Już dawno się tak bardzo nie krępowałam będąc z kimś w pokoju, przez cały czas wyczuwałam na sobie spojrzenie jego fioletowych oczu. Starałam się nie okazywać tego po sobie, jednak jak mi poszło może ocenić jedynie on, a coś czuję, że raczej nie wyszło to najlepiej… Zdecydowanie muszę przestać o tym myśleć.
Czym prędzej zaniosłam rzeczy które niosłam do prania i stamtąd również zabrałam świeżą narzutę na łóżko, kołdrę i miękką poduszkę i w równie szybkim tempie wróciłam do pokoju księżniczki. Moje wątpliwości co do pozostawienia rycerza samego w pokoju zostały szybko rozmyte gdy wchodząc moje spojrzenie od razu padło na mężczyznę rozwalonego na łóżku, co teraz raczej jest zwykłym sianem bez miękkich dodatków.
- Nie za wygodnie, Sir?
Położyłam rzeczy na krześle, na którym gdy wychodziłam siedział rycerz i raczej powinien tam pozostać. No nie powiem, to co teraz niosłam nie należało do najlżejszych, dlatego też z chęcią przywróciłabym łóżko do stanu “przed przyjściem pijanego rycerza” i poszukała księżniczki, a następnie wróciła do swoich obowiązków.
(Rhaegar?)
Od Rhaegar'a - C.D Catherine
Księżniczka? Jaka do cholerki księżniczka. Nie miałem ochoty myśleć o jakichś rozpuszczonych, okropnych, przyprawiających mnie o mdłości dziewczętach. Teraz liczyło się tylko to, że łeb mi pęka. Strasznie chyba wczoraj balowałem, ciekawe tylko z jakiej okazji. Księżniczka… księżniczka. I nagle jak jasny grom z nieba, do głowy wpadło mi wszystko. Ach tak Rona… tylko co z nią? Pamiętam tylko tyle, że po naszym przyjeździe udałem się z Yoshitem, żeby nachlać się do nieprzytomności. Najwyraźniej mi się udało, bo oto byłem w nieznanym mi pokoju, który był za duży i za ładnie wystrojony jak na skromnego rycerza.
- Rona? Nie mam zielonego pojęcia… - zlustrowałem pokojówkę spojrzeniem swoich fioletowych oczu, nigdy jej tutaj nie widziałem. Jakim cudem, taką piękność wyczaiłby na odległość pięciu kilometrów. Czyżby mistrzyni w chowanego? Ciekawe jak chowa się w łóżku… - Nie mam pojęcia piękna Pani – uśmiechnąłem się wstając.
Była to chyba jednak najgłupsza rzecz jaką mogłem dzisiaj zrobić, w głowie mi się zakręciło i prawie upadłem, jednak zdołałem zachować równowagę. Kiedy już się wyprostowałem, spojrzałem w oczy dziewczyny. Nie wierzyła mi, tak jakbym był czemuś winny. Skąd mam wiedzieć gdzie ta Rona się szwęda.
- Nie wiesz? – uśmiechnęła się jakoś tak dziwnie – To wyjaśnij mi, co Sir robisz w jej pokoju?
To był pokój Rony? Zadziwiające, dotąd widziałem go tylko w ciemnościach kiedy budziłem Ronę na treningi, był całkiem ładny… ale czy nie za duży na taką pchełkę? W sumie to czego ja się spodziewałem, powinienem od razu się zorientować gdzie jestem. Ogromna, zdobiona szafa z sukienkami – wrogami Rony. Przepiękne zasłony, wykonane z najdroższych tkanin. Jednym słowem ogromny przepych. Pewnie, zobaczyliby by tylko zapchlony tyłek… głód, smród i ubóstwo. Nie raz, nie dwa widziałem martwe z głodu dzieci na drogach. Niestety, rodzina królewska rzadko kiedy wiedziała jak jest naprawdę w ich kraju, albo po prostu perfekcyjnie to maskowali. Na samą myśl, poczułem nagłe odrzucenie do wszystkich, tak jak za dawnych lat. Tylko, że rodzina królewska którą znałem będąc jeszcze w wieku Rony lub nawet mniejszy, była czymś innym. Mniejsza, muszę to wyrzucić z głowy. Jeszcze raz spojrzałem na niską, z pięknymi i obfitymi kształtami blondynkę wzruszając ramionami.
- Nie pamiętam nic z wczoraj, naprawdę… no może jak wchodziłem do karczmy najeść się i napić… potem już nic.
Mina dziewczyny była teraz naprawdę dołująca, wyobrażała sobie pewnie najgorszy z możliwych scenariuszy. O nie, nigdy bym nie tknął księżniczki w ten sposób, nawet na trzeźwo.
- Nie wiem za kogo mnie masz, ale nie jestem gwałcicielem, nawet po pijaku potrafię zachować resztę, zdrowego rozumu. Zresztą poszukajmy ją, pewnie uciekła jak tylko się zjawiłem w tym pokoju. Sam bym uciekł… - dodałem szeptem.
Służka nie wyglądała na w pełni zadowoloną, jednak chyba nie miała wyjścia. Zaginięcie księżniczki to nie jest coś, na co można ot tak machnąć ręką i pójść dalej spać. Ale w sumie, chętnie bym to zrobił. Jednak potem sumienie gryzłoby mnie niemiłosiernie, a mnie najpewniej powiesili. Swoją drogą, jeśli zamierzają mnie ukarać karą śmierci za wtargnięcie do komnaty księżniczki… wybrałbym ścięcie głowy, to bardziej honorowa śmierć niż powieszenie i znacznie przyjemniejsza. Jeśli śmierć można nazwać przyjemną. Tak… już sobie wyobrażam moją główkę nabitą na pal, powolutku gnijącą… ptaki wyżerające moje fioletowe oczy… cudnie.
- Panienka zamierza mnie wydać strażą? – zapytałem z przekąsem i szerokim uśmieszkiem na twarzy.
(Catherine?)
- Rona? Nie mam zielonego pojęcia… - zlustrowałem pokojówkę spojrzeniem swoich fioletowych oczu, nigdy jej tutaj nie widziałem. Jakim cudem, taką piękność wyczaiłby na odległość pięciu kilometrów. Czyżby mistrzyni w chowanego? Ciekawe jak chowa się w łóżku… - Nie mam pojęcia piękna Pani – uśmiechnąłem się wstając.
Była to chyba jednak najgłupsza rzecz jaką mogłem dzisiaj zrobić, w głowie mi się zakręciło i prawie upadłem, jednak zdołałem zachować równowagę. Kiedy już się wyprostowałem, spojrzałem w oczy dziewczyny. Nie wierzyła mi, tak jakbym był czemuś winny. Skąd mam wiedzieć gdzie ta Rona się szwęda.
- Nie wiesz? – uśmiechnęła się jakoś tak dziwnie – To wyjaśnij mi, co Sir robisz w jej pokoju?
To był pokój Rony? Zadziwiające, dotąd widziałem go tylko w ciemnościach kiedy budziłem Ronę na treningi, był całkiem ładny… ale czy nie za duży na taką pchełkę? W sumie to czego ja się spodziewałem, powinienem od razu się zorientować gdzie jestem. Ogromna, zdobiona szafa z sukienkami – wrogami Rony. Przepiękne zasłony, wykonane z najdroższych tkanin. Jednym słowem ogromny przepych. Pewnie, zobaczyliby by tylko zapchlony tyłek… głód, smród i ubóstwo. Nie raz, nie dwa widziałem martwe z głodu dzieci na drogach. Niestety, rodzina królewska rzadko kiedy wiedziała jak jest naprawdę w ich kraju, albo po prostu perfekcyjnie to maskowali. Na samą myśl, poczułem nagłe odrzucenie do wszystkich, tak jak za dawnych lat. Tylko, że rodzina królewska którą znałem będąc jeszcze w wieku Rony lub nawet mniejszy, była czymś innym. Mniejsza, muszę to wyrzucić z głowy. Jeszcze raz spojrzałem na niską, z pięknymi i obfitymi kształtami blondynkę wzruszając ramionami.
- Nie pamiętam nic z wczoraj, naprawdę… no może jak wchodziłem do karczmy najeść się i napić… potem już nic.
Mina dziewczyny była teraz naprawdę dołująca, wyobrażała sobie pewnie najgorszy z możliwych scenariuszy. O nie, nigdy bym nie tknął księżniczki w ten sposób, nawet na trzeźwo.
- Nie wiem za kogo mnie masz, ale nie jestem gwałcicielem, nawet po pijaku potrafię zachować resztę, zdrowego rozumu. Zresztą poszukajmy ją, pewnie uciekła jak tylko się zjawiłem w tym pokoju. Sam bym uciekł… - dodałem szeptem.
Służka nie wyglądała na w pełni zadowoloną, jednak chyba nie miała wyjścia. Zaginięcie księżniczki to nie jest coś, na co można ot tak machnąć ręką i pójść dalej spać. Ale w sumie, chętnie bym to zrobił. Jednak potem sumienie gryzłoby mnie niemiłosiernie, a mnie najpewniej powiesili. Swoją drogą, jeśli zamierzają mnie ukarać karą śmierci za wtargnięcie do komnaty księżniczki… wybrałbym ścięcie głowy, to bardziej honorowa śmierć niż powieszenie i znacznie przyjemniejsza. Jeśli śmierć można nazwać przyjemną. Tak… już sobie wyobrażam moją główkę nabitą na pal, powolutku gnijącą… ptaki wyżerające moje fioletowe oczy… cudnie.
- Panienka zamierza mnie wydać strażą? – zapytałem z przekąsem i szerokim uśmieszkiem na twarzy.
(Catherine?)
Subskrybuj:
Posty (Atom)