I tym razem tak samo jak codziennie wieczorem, wpatrywałem się w czeluści bezkresnej nocy. Nadchodziła tak szybko, że nawet tego nie zauważałem. Rozejrzałem się dookoła siebie, w dół, w górę i na korytarzu. nigdzie nikogo nie było (albo po prostu w tym momencie chodzili gdzie indziej0 dlatego tez ucieczka z zamku była o wiele łatwiejsza niż zazwyczaj. Normalnie musiałem wychodzić oknami, ale dzisiaj chyba jak wymknę się drzwiami to i tak nikt tego nie zauważy. Oczywiście nie drzwiami głównymi bo to mogłoby mnie zabić na miejscu. Nie dość, że brat by mnie zabił to jeszcze straże by potem plotkowały jaki to ja jestem nieodpowiedzialny. Najchętniej takim rycerzom szybko skróciłbym głowę.Nie ważne z resztą. Szybko chwyciłem długi płaszcz, ale tym razem nie ten swój, książęcy biały z niebieskimi wstążkami, a szary, taki by nie wyróżniał się za bardzo. To i tak wielki sukces, że moje białe włosy jako tako schowane były pod powłoką, bo w nocy to one wręcz świeciły. Wymknąłem się szybciutko unikając pilnego wzroku rycerzy. Jak tak na to wszystko patrzę to nie są oni jacyś specjalnie spostrzegawczy i bardzo łatwo można by było ich obejść. Oczywiście jest w stanie to zrobić tylko ktoś bystry, ktoś kto zna zamek i wszelkie zakamarki tak dobrze jak ja, bo w przeciwnym razie to prawie niemożliwe pozostać niezauważonym. Zerknąłem jeszcze ostatni raz na ogromną bramę z herbem,poprawiłem kaptur tak, by jeszcze bardziej zasłaniał moje oblicze i ruszyłem. Droga do miasta prowadziła przez las, więc nie było większej możliwości by strażnicy dostrzegli mnie jeszcze w drodze do miasta. Będąc już tam.. aż się zdziwiłem. Zawsze wychodzę o wiele późniejszymi porami, kiedy to już wszyscy śpią. Teraz nawet nie wiem, która była godzina, ale wszędzie paliły się światła. Co prawda latarnie były zgaszone, ale nie były teraz potrzebne. Światła dochodzące z poszczególnych domostw dawały wystarczająco dużo światła bym mógł coś dojrzeć. Nie wiem dlaczego, ale nawet nie kryłem się. Wbrew pozorom ulice były puste, jeżeli oczywiście pominiemy bezdomnych (nawet w Clarines tacy się zdarzają) oraz tych co to uważają każdy dzień za święto i piją do upadłego. Głowę spuszczoną miałem w dół więc nawet nie patrzyłem czy ktoś przede mną idzie czy tez nie. I to właśnie skończyło się zderzeniem z jakąś inną osobą. Dziewczyna jak się okazało, bo kiedy tylko nastąpiło to jakże niemiłe spotkanie, kaptur spadł owej osóbce z głowy. Spojrzałem na nią nieco zdziwiony, bo była.. hmm... podejrzanie zmachana, jakby co najmniej biegła wcześniej. Roztrzęsiona jakby czegoś się obawiała, a przede wszystkim nerwowo się odwracała.
-Ktoś..cie goni?- zapytałem tak jakby kompletnie nie zainteresowany, ale jednak. Nie martwię się zazwyczaj o osoby mi obce, jednak ta sytuacja mnie zainteresowała. Czyżby była jakimś złodziejem?
-Co... znaczy nie, nic....
-Hej słodziutka! Gdzie uciekasz! Nie biegnij tak szybko, bo nigdy cie nie złapię, a wtedy...
Taa... no w ogóle nikt jej nie goni. Ehh.... kobiety. To taka ciężka rasa. Chociaż już zauważyłem, że nie jest ona tak płytka jak wszelkie inne panny, które już rzuciłyby mi się na szyje nie ważne co by się działo.
-Oh tutaj jesteś! Dziękuję młodzieńcze, że ją zatrzymałeś.. - nachlany w trzy dupy mężczyzna już miał zamiar sięgnąć po delikatną dłoń kobiety, kiedy to pociągnąłem ją lekko do tyłu i wyciągnąłem miecz wcześniej schowany pod szarym płaszczem. - Ty smarkaczu, jak śmiesz podnosić miecz na..
-Zamilcz. - uciszyłem go zanim dokończył. Nie cierpię tego typu gości, aż dziw, że taki się teraz napatoczył. Jedną, wolną teraz ręką ściągnąłem kaptur z głowy i spojrzałem na niego wymownie. Ten strach w oczach...
-Książę..ja bardzo prze.. - cofnął się o dwa kroki i padł na kolana. Eh... mam nadzieje, że pojął nawet i bez moich słów.
-Wynoś się i żebym nigdy już nie musiał cie widzieć na oczy. Szybciej, bo odetnę ci tą rękę, którą chciałeś dotknąć tej Panny...
Naturalnie jeszcze mnie przepraszał przez około 10 minut, po czym zwinął się tak szybko jak tylko potrafił. Wielki brzuch od chlania i krótkie nóżki robiły swoje czyż nie? Po tym wszystkim schowałem miecz, żeby nie robić zbędnego zamieszania
-Chodź. - mruknąłem cicho łapiąc ją za długi materiał na rękawach. Był zdecydowanie za duży ten płaszcz. Coś tam trochę protestowała, ale chyba była w zbyt dużym szoku by bardziej si opierać. Zabrałem ja w jakąś ciemną uliczkę, niczym prawdziwy z krwi i kości pedofil i.... nic. Hihi. Nie chciałem żeby ktokolwiek nas widział.
-Masz jakieś sensowne wytłumaczenie na to dlaczego pałętasz się o tej godzinie?
( Mai? Sasha taki groźny~)
środa, 18 maja 2016
Od Rony - C.D Rhaegar'a
Całkiem śmiały z niego gościu. Mogłabym rzec, że aż zanadto. Miałam do czynienia z wieloma zboczeńcami i opryszkami, ale jeszcze nigdy nie spotkałam się z rycerzem, który tak śmiało podbijałby do księżniczki. Co prawda już na początku wspomniałam mu, żeby nie był taki oficjalny, ale... żeby od razu dopuszczać się takiej śmiałości? W dodatku to jaką propozycję mi złożył było jeszcze bardziej żenujące i zawstydzające.
-Gdybyś miał przy sobie księżniczkę to zostawiłbyś ją po kilku tygodniach? Takie jest właśnie życie przeciętnego rycerza? - zapytałam lekko zaciekawiona tym tematem, chociaż tak naprawdę ani trochę mnie on nie dotyczył, ani tez nie powinien interesować tak młodej osoby. Usiadłam sobie pod drzewem, następnie opierając się plecami o jego pień.
-W sumie? Jesteś ciekawa? - znów wyszczerzył te swoje białe ząbki w głupkowatym uśmiechu. Coś czuje, ze moje życie z tym rycerzem będzie ciężkie. - To zależy, czy zawróciłaby mi w głowie...
-Takim ludziom ciężko jest zawrócić w głowie, skoro interesują cie tylko dziwki. - musiałam to podsumować, bo przecież nie byłabym sobą. Zerknął na mnie wymownie, ale nie wyglądał na jakiegoś super zażenowanego. Ten temat dla niego był normalny, tak jak dla mnie królewska etykieta. - Nie ważne, nie żeby mnie interesowało twoje życie prywatne. - wzruszyłam ramionami - Aczkolwiek wolałabym ciebie nie szukać po barach i domach publicznych, jeśli mogłabym tego od ciebie wymagać...
-Dla ciebie wszystko księżniczko! - zasalutował. Patrzyłam na niego tak chwilkę, bo coś nie wierzyłam w jego słowa. Ten koleś jest na pewno bardziej nieprzewidywalny niż całą reszta.-..Normalnie bym tak powiedział, ale..
-Nie akceptuje sprzeciwu. - powiedziałam jasno i wyraźnie, żeby nie było wątpliwości co do tego. Naturalnie nie zamierzałam go układać jak psa, wystarczy, że moi bracia to na pewno z nim zrobią, ale nie pozwolę żadnemu mężczyźnie sobą pomiatać. O nie, jeszcze się taki nie narodził!
-Będziesz mi zabraniała zabawiać się z kobietami? Bardzo ciekawe, Księżniczko. Przez ciebie zostałem wplątany w robotę, której nie chciałem..
-Mogłeś odmówić. Ran jeszcze nie jest królem, więc nie musisz go bezgranicznie słuchać. Czy wy wszyscy się go, aż tak boicie? Miałam wrażenie, że cie przed chwilą sparaliżowało jak go zobaczyłeś.
-Ej! Za kogo ty mnie masz!? Mam swoją rycerską godność. Po za tym to chyba normalne, że każdy boi się sprzeciwić przyszłemu Królowi...
-Ja się nie boję. - parsknęłam śmiechem, chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę, że mnie Ran traktuje zupełnie inaczej niż obcych ludzi. Żadnej innej kobiecie w zamku nie pozwoliłby zbliżyć się chociaż na krok do broni, a ja? Mogłam sobie robić co tylko chciałam.-Rhaegar.. pojedźmy gdzieś.. - westchnęłam teraz już rozkładając się niczym płaszczka na trawie.
-Czy to jakaś nieprzyzwoita propo... - już miał zamiar podejść do mnie, jednak skutecznie uciszyłam ten jego sprośny język, prostym rzutem buta w pysk. Aż prawie się przewrócił. Hihi, o nie! Czyżbym teraz dostała surową naganę za to, że niszczę jego piękną twarz?
-Ty mała....
-To jak? Zabierz mnie gdzieś...
(Krakers?)
-Gdybyś miał przy sobie księżniczkę to zostawiłbyś ją po kilku tygodniach? Takie jest właśnie życie przeciętnego rycerza? - zapytałam lekko zaciekawiona tym tematem, chociaż tak naprawdę ani trochę mnie on nie dotyczył, ani tez nie powinien interesować tak młodej osoby. Usiadłam sobie pod drzewem, następnie opierając się plecami o jego pień.
-W sumie? Jesteś ciekawa? - znów wyszczerzył te swoje białe ząbki w głupkowatym uśmiechu. Coś czuje, ze moje życie z tym rycerzem będzie ciężkie. - To zależy, czy zawróciłaby mi w głowie...
-Takim ludziom ciężko jest zawrócić w głowie, skoro interesują cie tylko dziwki. - musiałam to podsumować, bo przecież nie byłabym sobą. Zerknął na mnie wymownie, ale nie wyglądał na jakiegoś super zażenowanego. Ten temat dla niego był normalny, tak jak dla mnie królewska etykieta. - Nie ważne, nie żeby mnie interesowało twoje życie prywatne. - wzruszyłam ramionami - Aczkolwiek wolałabym ciebie nie szukać po barach i domach publicznych, jeśli mogłabym tego od ciebie wymagać...
-Dla ciebie wszystko księżniczko! - zasalutował. Patrzyłam na niego tak chwilkę, bo coś nie wierzyłam w jego słowa. Ten koleś jest na pewno bardziej nieprzewidywalny niż całą reszta.-..Normalnie bym tak powiedział, ale..
-Nie akceptuje sprzeciwu. - powiedziałam jasno i wyraźnie, żeby nie było wątpliwości co do tego. Naturalnie nie zamierzałam go układać jak psa, wystarczy, że moi bracia to na pewno z nim zrobią, ale nie pozwolę żadnemu mężczyźnie sobą pomiatać. O nie, jeszcze się taki nie narodził!
-Będziesz mi zabraniała zabawiać się z kobietami? Bardzo ciekawe, Księżniczko. Przez ciebie zostałem wplątany w robotę, której nie chciałem..
-Mogłeś odmówić. Ran jeszcze nie jest królem, więc nie musisz go bezgranicznie słuchać. Czy wy wszyscy się go, aż tak boicie? Miałam wrażenie, że cie przed chwilą sparaliżowało jak go zobaczyłeś.
-Ej! Za kogo ty mnie masz!? Mam swoją rycerską godność. Po za tym to chyba normalne, że każdy boi się sprzeciwić przyszłemu Królowi...
-Ja się nie boję. - parsknęłam śmiechem, chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę, że mnie Ran traktuje zupełnie inaczej niż obcych ludzi. Żadnej innej kobiecie w zamku nie pozwoliłby zbliżyć się chociaż na krok do broni, a ja? Mogłam sobie robić co tylko chciałam.-Rhaegar.. pojedźmy gdzieś.. - westchnęłam teraz już rozkładając się niczym płaszczka na trawie.
-Czy to jakaś nieprzyzwoita propo... - już miał zamiar podejść do mnie, jednak skutecznie uciszyłam ten jego sprośny język, prostym rzutem buta w pysk. Aż prawie się przewrócił. Hihi, o nie! Czyżbym teraz dostała surową naganę za to, że niszczę jego piękną twarz?
-Ty mała....
-To jak? Zabierz mnie gdzieś...
(Krakers?)
Straż Królewska
Pełne Zdjęcie: X
LOGIN: Szuja
ADRES E-MAIL: szuje.muje@gmail.com
AUTOR ZDJĘCIA: Koyorin
♦♦♦
GŁOS: XADRES E-MAIL: szuje.muje@gmail.com
AUTOR ZDJĘCIA: Koyorin
♦♦♦
IMIĘ & NAZWISKO: Cirilla Fiona Elen Riannon
STANOWISKO: Straż królewska
TYTUŁ: Lady
PSEUDONIM: Ciri, Falka
WIEK: 19 lat
PŁEĆ: Kobieta
ORIENTACJA: Heteroseksualizm
W ZWIĄZKU Z: -
SYMPATIA: -
KREWNI: Rodzeństwa nie miała.
- Jej matka – Pavetta zginęła, podczas, gdy Ciri miała zaledwie siedem lat. Była królewną cintryjską.
- Ojciec imieniem Emhyr, ten z kolei był cesarzem Nilfgaardu. Zginął w tej samej chwili, co jego żona.
- Po śmierci obojga była wychowywana przez babkę – Calanthe, królową Cintry.
CHARAKTER: Dziewczyna często sprawia wrażenie zagubionej, a tak naprawdę właśnie może rozmyślać na temat swojego rozmówcy lub obserwować otoczenie i zapamiętywać każdy szczegół, czy też kolejność czynności wykonanych przez kogokolwiek. Wiele osób uważa ją za wredną, oschłą oraz oziębłą, a w rzeczywistości ona nie jest zbyt rozmowna, jednak wbrew wszystkiemu potrafi w odpowiedniej chwili komuś przypyskować oraz nie ma problemu z głośnym wyrażeniem swojej opinii. Gdy jest z kimś w odpowiednio bliskich relacjach – zdarza jej się zachować jak beztroskie dziecko. Podczas walki staje się beznamiętna. Jej wewnętrzny bachor wychodzi na powierzchnię przy każdej sprzeczce, a pokazuje to tupaniem w ziemię i obrażeniem się na kilka sekund. Nie potrafi żywić urazy. Nie ma problemu z zachowaniem powagi, czy dogadaniem się z kimkolwiek.
APARYCJA: Cirilla ma jasne, mysiopopielate włosy, które często jako dziecko związywała w warkocz, jednak z biegiem czasu ścięła włosy oraz zaczęła je częściowo upinać w górę. Jej duże oczy, barwy jadowitej zieleni mają w sobie wyraz, na którego widok wiele osób ma ochotę spuścić głowę lub nie ma problemu z wykonaniem jakiegoś jej rozkazu, czy wypełnienia prośby. Przez lewe oko, kawałek policzka oraz część czoła przechodzi szrama. Na w skutek śmierci jej rodziców często w jej oczach kiedyś gościł strach, który zamieniła na pogardę, czy też beznamiętność. Rysy jej twarzy po dokładnym przyjrzeniu się, przywodzą na myśl osobę oziębłą lub co najmniej szaloną i zdolną do zabicia kogoś bez żadnych skrupułów. Co w sumie jest prawdą. Prawie zawsze ma na sobie koszulę, przez którą przechodzi jasnobrązowy skórzany gorset, tuż pod biustem. Na gorsecie przełożony jest jeszcze pas z przyczepioną pochwą na miecz oraz małym mieszkiem na zioła, czy też pieniądze. Wysokie, również skórzane buty tego samego koloru są założone na jej dosyć długie i smukłe nogi, które opięte są spodniami, wykonanymi z ciemnej skóry, miejscami nabitymi płaskimi ćwiekami. Na rękach ma zwyczaj nosić rękawice, ułatwiające jej trzymanie drugiego miecza, którego pochwa znajduje się na plecach dziewczyny.
MIEJSCE ZAMIESZKANIA: Gévaudan
POCHODZENIE: Cintra
HOBBY: Ciri uwielbia obserwować otoczenie, co wychodzi jej prawie bezbłędnie, kocha słuchać, jak ktoś mówi mądrze lub na temat który ją interesuje.
♦♦♦
DODATKOWE INFORMACJE:
-Zawsze przy sobie ma dwa miecze, jeden nazywa Zireael (jaskółka)
-Jak była dzieckiem mówiła „okropecznie”, zamiast „okropnie” i czasem jej się to wymyka spod kontroli do dzisiaj,
-Nienawidzi sukienek oraz nachalnych osób,
-Kocha słodycze,
-Płynie w niej szlachecka krew, która nigdy nie była skalana tą „zwyczajną”, mimo, że nie widać tego po jej postawie, czy też ubiorze, można to dostrzec jedynie w jej oczach.
-Jak była dzieckiem mówiła „okropecznie”, zamiast „okropnie” i czasem jej się to wymyka spod kontroli do dzisiaj,
-Nienawidzi sukienek oraz nachalnych osób,
-Kocha słodycze,
-Płynie w niej szlachecka krew, która nigdy nie była skalana tą „zwyczajną”, mimo, że nie widać tego po jej postawie, czy też ubiorze, można to dostrzec jedynie w jej oczach.
Od Rhaegar'a - C.D Rony
Serce łomotało mi jak szalone. Czułem się jakby ktoś spętał mnie łańcuchami, które przykuł do ziemi, albo obwiązał nimi kamień który wrzucił do rzeki. W tym momencie tonąłem, zagłębiałem się w tej ciemności i chłodzie który okrążył całe moje ciało, chłód odczuwałem aż w kościach. Zgodziłem się na coś, co w życiu Wędrownego rycerza się nie godzi, co w moim stylu życia się nie godzi. Ja nauczycielem? Rhaegar ty tępy fiucie… myśl zanim coś powiesz. Ale z drugiej strony spoufalałem się z księżniczką… która wyglądała jak giermek jakby się uprzeć. No ale teraz mam za swoje, nie mogłem przecież odmówić. Kto wie czy nie wrzuciliby mnie swoim ogarom (takie psy) na pożarcie. Kiedy książę już zniknął, spojrzałem na dziewczynę kątem oka. Wydawała się tym rozbawiona, jednak na całe szczęście się uspokoiła. Kiedy spytała mnie o moją godność, miałem ochotę siedzieć cicho. Nie miałem teraz okazji na jakiekolwiek rozmowy, a już na pewno nie z tą księżniczką która wrobiła mnie w fuchę. Jednak nie wypadało jej nie odpowiedzieć.
- Jestem Sir Rhaegar – skłoniłem głowę na co dziewczyna cicho się zaśmiała, ach tak, miałem nie być oficjalny – Wybacz smarku, nie umiem nie być oficjalny. Te kundle wyuczyły mnie tej zasranej etykiety, tak samo jak Ciebie i Twojego brata.
- Wspominałam, że nie musisz być oficjalny, ale ugryźć w język to byś się mógł – spojrzała na mnie przez moment z ogromną powagą.
- Ostrzegam Cię dziewczyno, nie jestem tani jeśli chodzi o moją naukę, możesz się czuć zaszczycona, że to ja a nikt inny, będę Cię szkolił – uśmiechnąłem się zaczepnie.
Księżniczka Rona prychnęła, jednak uśmiechnęła się. Może nie będzie aż tak źle? Spojrzałem na ten jej mały mieczyk, poprosiłem ją, żeby mi go pokazała. Zrobiła to bardzo niechętnie, ale jednak po chwili namysłu podała mi swój mieczyk. Tak jak myślałem, dla mnie był lekki ale dla niej był odpowiedni. Chociaż i tak musi popracować nad siłą, jej rączki są nadal za chude i brakuje im mięśni. Jej postawa również jest zła, albo jest za bardzo rozluźniona, albo napięta jak struna. Oddałem jej miecz po czym zacząłem ją macać po ramieniu. Księżniczka spojrzała na mnie zmieszana i nawet po chwili zapytała się, co robię.
- Sprawdzam twoje mięśnie. A raczej ich brak , już siedmioletni chłopiec stajenny byłby silniejszy od Ciebie przez przerzucanie słomy – westchnąłem – ile ty masz w ogóle lat?
- Szesnaście… - odpowiedziała
- Szesnaście… czyli jesteś już zdolna do przedłużenia dynastii, powiedz ty mi no… masz jakiegoś narzeczonego? – zapytałem zaciekawiony.
Przez chwilę spoglądała na mnie jak na debila, jednak po chwili wybuchła głośnym śmiechem, co nieco mnie zaskoczyło. Nie spodziewałem się aż tak gwałtownej reakcji.
- Nie mam, a co? Chciałbyś nim zostać? Wiesz, zawsze możesz pogadać z bratem, chętnie się pozbędzie jednego denerwującego potworka jakimi są jego siostry.
Uśmiechnąłem się łobuzersko przyciągając do siebie dziewczynę, zbliżyłem się do jej szyi i w momencie kiedy dotknąłem nosem jej szyjki, wzdrygnęła się. Chyba nie spodziewała się, że będę aż tak się zachowywał.
- No jasne – szepnąłem jej do ucha a ona napięła swoje malutkie mięśnie – W dodatku marzę o tym, żeby mój łeb nabito na pal – odsunąłem się już od niej – Ech, chodziło mi raczej o jakiegoś księcia, jesteś w odpowiednim wieku do zamążpójścia… chyba się nie zrozumieliśmy. No chyba, że Ci się spodobałem, wtedy krzycz… może odstawię burdele na jakiś tydzień lub dwa – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
(Rona?)
- Jestem Sir Rhaegar – skłoniłem głowę na co dziewczyna cicho się zaśmiała, ach tak, miałem nie być oficjalny – Wybacz smarku, nie umiem nie być oficjalny. Te kundle wyuczyły mnie tej zasranej etykiety, tak samo jak Ciebie i Twojego brata.
- Wspominałam, że nie musisz być oficjalny, ale ugryźć w język to byś się mógł – spojrzała na mnie przez moment z ogromną powagą.
- Ostrzegam Cię dziewczyno, nie jestem tani jeśli chodzi o moją naukę, możesz się czuć zaszczycona, że to ja a nikt inny, będę Cię szkolił – uśmiechnąłem się zaczepnie.
Księżniczka Rona prychnęła, jednak uśmiechnęła się. Może nie będzie aż tak źle? Spojrzałem na ten jej mały mieczyk, poprosiłem ją, żeby mi go pokazała. Zrobiła to bardzo niechętnie, ale jednak po chwili namysłu podała mi swój mieczyk. Tak jak myślałem, dla mnie był lekki ale dla niej był odpowiedni. Chociaż i tak musi popracować nad siłą, jej rączki są nadal za chude i brakuje im mięśni. Jej postawa również jest zła, albo jest za bardzo rozluźniona, albo napięta jak struna. Oddałem jej miecz po czym zacząłem ją macać po ramieniu. Księżniczka spojrzała na mnie zmieszana i nawet po chwili zapytała się, co robię.
- Sprawdzam twoje mięśnie. A raczej ich brak , już siedmioletni chłopiec stajenny byłby silniejszy od Ciebie przez przerzucanie słomy – westchnąłem – ile ty masz w ogóle lat?
- Szesnaście… - odpowiedziała
- Szesnaście… czyli jesteś już zdolna do przedłużenia dynastii, powiedz ty mi no… masz jakiegoś narzeczonego? – zapytałem zaciekawiony.
Przez chwilę spoglądała na mnie jak na debila, jednak po chwili wybuchła głośnym śmiechem, co nieco mnie zaskoczyło. Nie spodziewałem się aż tak gwałtownej reakcji.
- Nie mam, a co? Chciałbyś nim zostać? Wiesz, zawsze możesz pogadać z bratem, chętnie się pozbędzie jednego denerwującego potworka jakimi są jego siostry.
Uśmiechnąłem się łobuzersko przyciągając do siebie dziewczynę, zbliżyłem się do jej szyi i w momencie kiedy dotknąłem nosem jej szyjki, wzdrygnęła się. Chyba nie spodziewała się, że będę aż tak się zachowywał.
- No jasne – szepnąłem jej do ucha a ona napięła swoje malutkie mięśnie – W dodatku marzę o tym, żeby mój łeb nabito na pal – odsunąłem się już od niej – Ech, chodziło mi raczej o jakiegoś księcia, jesteś w odpowiednim wieku do zamążpójścia… chyba się nie zrozumieliśmy. No chyba, że Ci się spodobałem, wtedy krzycz… może odstawię burdele na jakiś tydzień lub dwa – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
(Rona?)
Od Mai
Biegłam a raczej uciekałam. Bieg jest z własnej woli a tu adekwatnie jej
nie było. Gonił mnie wściekły sprzedawca. W sumie miał do tego prawo,
ukradłam jedno jabłko. Cóż po przeprowadzce do nowego miejsca spotykają
mnie same problemy. Minął niespełna miesiąc, a już mnie dwukrotnie
okradziono. Cóż niestety i teraz nie mam zbyt wielu rzeczy więc jestem
zmuszona radzić sobie w dość nietypowy sposób. Wbiegłam do jednej
karczmy i wmieszałam się w tłum.
- Stój! - usłyszałam krzyk właściciela. Nie widziałam go ale wiedziałam, że muszę się wydostać z karczmy. Weszłam na piętro. Zauważyłam otwarte okno. “Może być” - pomyślałam i poszłam w jego kierunku. Wyjrzałam przez nie, a gdy okazało się, że jest tam w miarę długi spadzisty daszek wyszłam przez nie. Zanim z niego zeskoczyłam rozejrzałam się dokoła czy nie ma gdzieś osoby ścigającej mnie. Gdy teren okazał się czysty skoczyłam i wylądowałam na hałdzie piachu. Szybkim krokiem oddaliłam się od karczmy i udałam w miejsce gdzie zostawiłam mojego wierzchowca. Nagle coś zaatakowało moją nogę. Wystraszona podskoczyłam i pisnęłam. Spojrzałam w dół i zobaczyłam, że to mój kot. Odetchnęłam i ruszyłam dalej. Po chwili byłam już przy Blaco - koniu. Dosiadłam go i ruszyłam przed siebie. Pod wieczór byłam już w innym mieście. Zsiadłam z konia i postanowiłam się rozejrzeć wokoło. Budynki były zadbane, a większość uliczek wyłożona kostką. Pewnie trafiłam do jednego z bogatszych miast. W każdym domu paliło się co najmniej jedno światło, a główne ulice rozświetlały latarnie.
- Witaj - Usłyszałam czyjś głos zza pleców. Odwróciłam się i zobaczyłam przede mną kupca. Śmierdziało od niego nie tylko mieszaniną alkoholu i potu. - Co panienka robi samo o tej porze? - Zapytał mnie. Automatycznie odsunęłam się. Jednak mężczyzna nie zrozumiał aluzji i napierał dalej. - Mogę się panienką zaopiekować - uśmiechną się.
- Nie dziękuję, nie skorzystam - odmówiłam, odwróciłam i zaczęłam iść w swoją stronę. Jednak po chwili poczułam jak czyjaś dłoń, od razu wiedziałam, że jest to dłoń tego mężczyzny, zaciska się na moim nadgarsku. - Chyba wyraziłam się jasno - Spojrzałam na niego kątem oka. Gruby, spity facet nie był żadnym przeciwnikiem. Uderzyłam go w brzuch. Natychmiast puścił moją rękę. Najwyraźniej zabolało. Odeszłam od niego. Po chwili obejrzałam się, by zobaczyć czy nie idzie za mną. Odpuścił sobie. Zagapiłam się i wpadłam na kogoś.
- Przepraszam - wymruczałam i spojrzałam na osobę z którą się zderzyłam. Był to mężczyzna.
<A więc z kim się zderzyłam? :3>
- Stój! - usłyszałam krzyk właściciela. Nie widziałam go ale wiedziałam, że muszę się wydostać z karczmy. Weszłam na piętro. Zauważyłam otwarte okno. “Może być” - pomyślałam i poszłam w jego kierunku. Wyjrzałam przez nie, a gdy okazało się, że jest tam w miarę długi spadzisty daszek wyszłam przez nie. Zanim z niego zeskoczyłam rozejrzałam się dokoła czy nie ma gdzieś osoby ścigającej mnie. Gdy teren okazał się czysty skoczyłam i wylądowałam na hałdzie piachu. Szybkim krokiem oddaliłam się od karczmy i udałam w miejsce gdzie zostawiłam mojego wierzchowca. Nagle coś zaatakowało moją nogę. Wystraszona podskoczyłam i pisnęłam. Spojrzałam w dół i zobaczyłam, że to mój kot. Odetchnęłam i ruszyłam dalej. Po chwili byłam już przy Blaco - koniu. Dosiadłam go i ruszyłam przed siebie. Pod wieczór byłam już w innym mieście. Zsiadłam z konia i postanowiłam się rozejrzeć wokoło. Budynki były zadbane, a większość uliczek wyłożona kostką. Pewnie trafiłam do jednego z bogatszych miast. W każdym domu paliło się co najmniej jedno światło, a główne ulice rozświetlały latarnie.
- Witaj - Usłyszałam czyjś głos zza pleców. Odwróciłam się i zobaczyłam przede mną kupca. Śmierdziało od niego nie tylko mieszaniną alkoholu i potu. - Co panienka robi samo o tej porze? - Zapytał mnie. Automatycznie odsunęłam się. Jednak mężczyzna nie zrozumiał aluzji i napierał dalej. - Mogę się panienką zaopiekować - uśmiechną się.
- Nie dziękuję, nie skorzystam - odmówiłam, odwróciłam i zaczęłam iść w swoją stronę. Jednak po chwili poczułam jak czyjaś dłoń, od razu wiedziałam, że jest to dłoń tego mężczyzny, zaciska się na moim nadgarsku. - Chyba wyraziłam się jasno - Spojrzałam na niego kątem oka. Gruby, spity facet nie był żadnym przeciwnikiem. Uderzyłam go w brzuch. Natychmiast puścił moją rękę. Najwyraźniej zabolało. Odeszłam od niego. Po chwili obejrzałam się, by zobaczyć czy nie idzie za mną. Odpuścił sobie. Zagapiłam się i wpadłam na kogoś.
- Przepraszam - wymruczałam i spojrzałam na osobę z którą się zderzyłam. Był to mężczyzna.
<A więc z kim się zderzyłam? :3>
Od Rony - C.D Rhaegar'a
Kolejny raz miałam zamiar pobawić się trochę tą niebezpieczną bronią jakiej zakazywali wszelkim kobietą. „Księżniczce nie wypada” i takie tam. Nie chciało mi się więcej tego słuchać, więc w całym królestwie zakazano naśmiewania się z kobiet, które również pragną w swoich wątłych łapkach dzierżyć broń. Było to trudne zdanie już na samym starcie, bo przyzwyczaić rączkę do takiego ciężaru było nie lada zadaniem, a jeszcze wymachuj tym wielkim ku… mieczem! (nie zamierzałam porównać miecza do niczego innego, wcale). Stojąc sobie na dziedzińcu, troszkę bardziej z boczku na trawie: wyciągnęłam swój mniejszy (wszyscy się śmieją, ze „damki”) miecz i na samym początku starałam przyzwyczaić moją malutką dłoń to takiego obciążenia. Jak na złość znowu musiał przypałętać się jakiś „lepszy we wszystkim” rycerzyk, który na pewno lepiej wie jak trzymać taką oto broń. Nosz kurde. W dodatku ten jego zgryźliwy komentarz utwierdził mnie tylko w moich przekonaniach co do jego zamiarów. Ja tez będę wredna, a czemu by nie..
-Tobie też się tak ręka trzęsie i nie możesz utrzymać w jednym miejscu SWOJEGO miecza, po ostrym chlańsku, Sir. - wymamrotałam z lekkim uśmieszkiem. Chyba jeszcze nie wiedział jaką pozycję tutaj mam bo normalnie, żaden rycerz nie podszedłby do mnie z takim tekstem na przywitanie.
-Cóż za śmiałe słowa, czyżbyś wiedziała o tym już coś więcej? Może miałaś okazję komuś pomagać przy tym jakże trudnym zadaniu? - nie no teraz to już dowalił konkretnie. Gdyby nie fakt, że i tak posunęłam się za daleko to jeszcze dalej bym ciągnęła ta beznadziejną, a jednocześnie śmieszną dyskusję.
-Niech twój móżdżek nie wyobraża sobie za dużo. - oparłam końcówkę broni o piaszczyste podłoże, a następnie stanęłam już przodem do tego zabawnego mężczyzny. Dużo wyższy, dobrze zbudowany, białe włosy i fioletowe oczy. Te dwie pierwsze cechy są praktycznie teraz przypisywane każdemu rycerzowi w Clarines. Nic dziwnego i nadzwyczajnego. - Więc skoro uważasz, że nie powinnam..
-Hola! Nic takiego nie powiedziałem..
-Ale pomyślałeś! No w każdym razie na pewno lepiej sobie z tym radzisz – mówiąc to wskazałam na miecz – Mógłbyś mnie…
-Rycerzu… - w tym tez momencie z balkonu o piętro wyżej wyjrzał białowłosy książę. Jego podły i chytry uśmieszek byłam w stanie zrozumieć już nawet z takiej odległości. - A może nauczyłbyś moją siostrę posługiwać się mieczem? - oparł się o barierkę i wlepił swoje śliczne ślepka w chłopaka przede mną. Ten miał taki wyraz jakby zaraz miał się zapaść pod ziemię. „A jeśli Książę słyszał to wszystko?” - tak właśnie mógł sobie teraz pomyśleć.
-Ja… znaczy… - zaczął się troszkę motać przez co i mi i mojemu bratu na twarzy wystąpił dziwny uśmieszek – Zrobię co w mojej mocy, żeby uczynić z niej wspaniałego szermierza! - stanął jak na baczność. Nie no sory.. sory, ale ja już nie dam rady! Z tego napływu śmiechu wręcz wybuchnęłam i położyłam się na ziemi.
-Nie musisz być taki oficjalny. - zachichotał Ranmaru ponownie chowając się w środku. Nadal się śmiałam, a wręcz płakałam ze śmiechu.
-Z czego tak lejesz, księżniczko? - warknął jakby chcąc przywołać mnie do porządku. Niech się ugryzie w nos.
-Do mnie też nie musisz tak oficjalnie – przetarłam oczka siedząc teraz po turecku na zielonej trawie – Jestem Rona, a ty Sir… jesteś?
( Krakers? )
-Tobie też się tak ręka trzęsie i nie możesz utrzymać w jednym miejscu SWOJEGO miecza, po ostrym chlańsku, Sir. - wymamrotałam z lekkim uśmieszkiem. Chyba jeszcze nie wiedział jaką pozycję tutaj mam bo normalnie, żaden rycerz nie podszedłby do mnie z takim tekstem na przywitanie.
-Cóż za śmiałe słowa, czyżbyś wiedziała o tym już coś więcej? Może miałaś okazję komuś pomagać przy tym jakże trudnym zadaniu? - nie no teraz to już dowalił konkretnie. Gdyby nie fakt, że i tak posunęłam się za daleko to jeszcze dalej bym ciągnęła ta beznadziejną, a jednocześnie śmieszną dyskusję.
-Niech twój móżdżek nie wyobraża sobie za dużo. - oparłam końcówkę broni o piaszczyste podłoże, a następnie stanęłam już przodem do tego zabawnego mężczyzny. Dużo wyższy, dobrze zbudowany, białe włosy i fioletowe oczy. Te dwie pierwsze cechy są praktycznie teraz przypisywane każdemu rycerzowi w Clarines. Nic dziwnego i nadzwyczajnego. - Więc skoro uważasz, że nie powinnam..
-Hola! Nic takiego nie powiedziałem..
-Ale pomyślałeś! No w każdym razie na pewno lepiej sobie z tym radzisz – mówiąc to wskazałam na miecz – Mógłbyś mnie…
-Rycerzu… - w tym tez momencie z balkonu o piętro wyżej wyjrzał białowłosy książę. Jego podły i chytry uśmieszek byłam w stanie zrozumieć już nawet z takiej odległości. - A może nauczyłbyś moją siostrę posługiwać się mieczem? - oparł się o barierkę i wlepił swoje śliczne ślepka w chłopaka przede mną. Ten miał taki wyraz jakby zaraz miał się zapaść pod ziemię. „A jeśli Książę słyszał to wszystko?” - tak właśnie mógł sobie teraz pomyśleć.
-Ja… znaczy… - zaczął się troszkę motać przez co i mi i mojemu bratu na twarzy wystąpił dziwny uśmieszek – Zrobię co w mojej mocy, żeby uczynić z niej wspaniałego szermierza! - stanął jak na baczność. Nie no sory.. sory, ale ja już nie dam rady! Z tego napływu śmiechu wręcz wybuchnęłam i położyłam się na ziemi.
-Nie musisz być taki oficjalny. - zachichotał Ranmaru ponownie chowając się w środku. Nadal się śmiałam, a wręcz płakałam ze śmiechu.
-Z czego tak lejesz, księżniczko? - warknął jakby chcąc przywołać mnie do porządku. Niech się ugryzie w nos.
-Do mnie też nie musisz tak oficjalnie – przetarłam oczka siedząc teraz po turecku na zielonej trawie – Jestem Rona, a ty Sir… jesteś?
( Krakers? )
Od Rhaegar'a - Do Rony
Wycofałem konia do tyłu, szarpiąc gwałtownie za wodze. Odchyliłem głowę w tyłu tak, że moja szyja cudem nie zetknęła się z toporem który miał zamiar odciąć moją piękną łepetynkę. Jedź Królewskim traktatem mówili, to najbezpieczniejsza droga do stolicy. Ostatni raz słucham tych dupków w karczmach, same krętacze się tam pałętają. Wydobyłem swój miecz z pochwy, zanim przeciwnik zdążył się zamachnąć swoją bronią po raz drugi. Odbiłem jego cios klingą swojego miecza, niestety topór był znacznie cięższy, dlatego rękojeść prawie by mi się wyślizgnęła z moich skórzanych rękawic. Przez dobre kilka uderzeń krążyliśmy wokół siebie, do cholery… taka walka konno nie ma sensu. Zamachnąłem się trafiając w gardziel gniadego konia. Wytrysnęła z niego masa krwi, a sam koń opadł na kolana zrzucając przy tym jeźdźca. Rumak jeszcze pokwikiwał przez prawię minutę aż osunął się martw na trawę, z wlepionymi oczyma w trawę, widać w nich było zanikające przerażenie i cierpienie. Ponieważ od dziesięciu sekund byłem już na ziemi, w trymiga zdążyłem ściąć rzezimieszkowi głowę zanim ten się podniósł.
Spojrzałem na swoją zakrwawioną klingę z dezaprobatą, no i czego się tak kurde brudzisz? Uklęknąłem i zacząłem ją wycierać o trawę aż nie zostało na niej ani trochę świeżej krwi. Z moim wałachem nic nie poradzę, krew wrogiego rumaka będą z niego ścierać chłopcy stajenni kiedy już dojadę do zamku. Swoją drogą, jadę już drugi dzień co oznacza, że za mniej więcej dwie lub trzy godziny powinienem być na miejscu. Plus minus dodajmy do tego godzinę na użeranie się z tymi amatorami, czekającymi na traktacie. To był już dzisiaj czwarty… o ile nie piąty, nie wiem, nie liczyłem. Machnąłem na to wszystko ręką i podszedłem do konia. Kiedy na niego wsiadałem, cicho prychnął, taaak ja też jestem zmęczony.
- Dostaniesz podwójną porcję owsa jak tylko dojedziemy – westchnąłem klepiąc konia po boku.
Reszta drogi minęła tylko spokojnie, jeden dziki wojownik z lekko podłamanym mieczem który po ujrzeniu mojego miecza sam zaczął uciekać. Tak więc podróż przebiegła dalej już beż żadnych, zbędnych przeszkód.
Stolica… wydawałoby się, że miejsce niezwykle wspaniałe. No może w pobliżu zamku, tutaj na przedmieściach… śmierdziało jak w każdej zwykłej wiosce. Brud, smród i ubóstwo. Przejeżdżając przez jedną z uliczek, na drogę wybiegł mi nagi młodzieniec goniąc jakąś dziewuchę, uśmiechnąłem się pod nosem przez resztę drogi będąc ciekaw, czy ją dogonił. Im bliżej byłem zamku, tym uliczki wyglądały ładniej i mniej śmierdziało. W pewnym momencie dotarł do mnie nawet całkiem przyjemny zapach dopiero co zrobionego chleba w pobliskiej piekarni. Aż czułem jak ślina zaczyna mi napływać do ust i jak brzuch coś ściska. Jeszcze chwilkę… byleby do wieczora, nachleję się jak nigdy i znajdę sobie najpiękniejszą i najlepszą kurwę w stolicy. Niestety były to tylko głupie marzenia, na najdroższy burdel w stolicy – tam były najpiękniejsze panny – aktualnie nie było mnie stać. Patrząc na to co mam… z ochlaniem się nie będzie problemu, ale za resztę znajdę co najwyżej jakąś starą, brzydką dziwkę z obwisłymi cyckami.
Prawie płacząc ze swojego marnego losu podjechałem pod bramę gdzie jakby tego wszystkiego było mało, strażnicy nie przywitali mnie miło. Wpierw kazali mi wypierdalać i wracać do diabła, ale kiedy po słodkiej wymianie zdań uświadomiłem im, że jestem tutaj na umówionej wizycie z księciem, kręcąc nosami pozwolili mi wjechać. Kiedy tylko wjechałem na przestronny dziedziniec, od razu podbiegło do mnie dwóch stajennych, oddałem pod ich opiekę konia tłumacząc im co mają wykonać. Nie wyglądali zadowoleni na myśl dawania mu takiej ilości owsa, jednak nic nie powiedzieli. Otrzepałem resztki brudu ze zbroi i wszedłem do środka zamczysta. Tam jakiś przysadzisty mężczyzna z zakolami kazał mi za nim iść, ach czyżby wiedział kim i po co tutaj jestem? Szliśmy tak długo, że gdybym sam miał teraz wracać do wyjścia, najpewniej bym się zgubił. W końcu po paru minutach dotarliśmy do Sali tronowej w której aktualnie przebywał przyszły władca. Kiedy tylko zamknęły się za nami ciężkie drzwi głucho uderzając o zawiasy, książę przeniósł na mnie spojrzenie swoich szarych oczu. Przyklęknąłem na jedno kolano schylając głowę, kiedy poczułem, że mogę już wstać uczyniłem to. Patrząc na niego jeszcze raz skłoniłem głowę i dopiero teraz zacząłem mówić.
- Panie, tak jak poleciłeś przybyłem aby zdać raport dotyczący zachodnich terenów Clarines – wyprostowałem się, ponieważ chłopak nie odpowiedział tylko czekał na to co powiem, kontynuowałem – Sytuacja miewa a raczej miewałaby się dobrze, gdyby nie to, że podczas ostatniego turnieju rycerskiego, napadła na nas grupka dezerterów… Tak samo z przykrością muszę wtrącić, że sam traktat nie jest bezpieczny. Natrafiłem dzisiaj na pięciu lub sześciu uzbrojonych ludzi, niby nie jest to dużo, ale zważywszy na porę dnia nic dziwnego.
- Rozumiem, czyli podróż nie była przyjemna? – zapytał, były to jednak wyuczone słowa a nie szczera rozmowa.
- Mogłaby być gorsza, królewski traktat i tak jest najlepszą drogą w całym królestwie – skłoniłem się.
Potem przez resztę spotkania książę wypytywał o inne również wyuczone rzeczy, musiał się dowiedzieć co i jak, żeby dokładnie obmyślić co zrobić. Po skończonej rozmowie kolejny już raz się skłoniłem i lekko podenerwowany wyszedłem. Nienawidziłem tych gadek, gadek które wpajano się tym wysoko urodzonym ludziom od małego. Ten sam mężczyzna odprowadził mnie do wyjścia, jednak tym razem już się do mnie nie odezwał, nawet na pożegnanie. Czyli moja zdenerwowana mina nie zrobiła zbyt dobrego wrażenia. Trudno i tak kiedy już tutaj wrócę po raz następny, nikt mnie nie będzie pamiętał. Nie jestem aż tak znanym rycerzem w tych stronach. Zanim udałem się po swojego wałacha, rozejrzałem się po dziedzińcu, młodzieńczy, którzy pojedynkowali się na drewniane miecze. Z tyłu kilka tarcz z połamanymi strzałami w środku, to wszystko przywodzi pewne wspomnienia… Już miałem się odwrócić, kiedy zobaczyłem jakąś młodą dziewczynę z mieczem, prawdziwym, żelaznym mieczem w dłoni. Czy ona do końca zwariowała? Nie powinienem się wtrącać, a jednak było to ode mnie silniejsze. Podszedłem do niej z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Czy ten miecz nie jest przypadkiem za lekki dla Panienki? – spojrzałem na jej chude rączki które trzęsły się pod ciężarem miecza.
(Rona?)
Spojrzałem na swoją zakrwawioną klingę z dezaprobatą, no i czego się tak kurde brudzisz? Uklęknąłem i zacząłem ją wycierać o trawę aż nie zostało na niej ani trochę świeżej krwi. Z moim wałachem nic nie poradzę, krew wrogiego rumaka będą z niego ścierać chłopcy stajenni kiedy już dojadę do zamku. Swoją drogą, jadę już drugi dzień co oznacza, że za mniej więcej dwie lub trzy godziny powinienem być na miejscu. Plus minus dodajmy do tego godzinę na użeranie się z tymi amatorami, czekającymi na traktacie. To był już dzisiaj czwarty… o ile nie piąty, nie wiem, nie liczyłem. Machnąłem na to wszystko ręką i podszedłem do konia. Kiedy na niego wsiadałem, cicho prychnął, taaak ja też jestem zmęczony.
- Dostaniesz podwójną porcję owsa jak tylko dojedziemy – westchnąłem klepiąc konia po boku.
Reszta drogi minęła tylko spokojnie, jeden dziki wojownik z lekko podłamanym mieczem który po ujrzeniu mojego miecza sam zaczął uciekać. Tak więc podróż przebiegła dalej już beż żadnych, zbędnych przeszkód.
Stolica… wydawałoby się, że miejsce niezwykle wspaniałe. No może w pobliżu zamku, tutaj na przedmieściach… śmierdziało jak w każdej zwykłej wiosce. Brud, smród i ubóstwo. Przejeżdżając przez jedną z uliczek, na drogę wybiegł mi nagi młodzieniec goniąc jakąś dziewuchę, uśmiechnąłem się pod nosem przez resztę drogi będąc ciekaw, czy ją dogonił. Im bliżej byłem zamku, tym uliczki wyglądały ładniej i mniej śmierdziało. W pewnym momencie dotarł do mnie nawet całkiem przyjemny zapach dopiero co zrobionego chleba w pobliskiej piekarni. Aż czułem jak ślina zaczyna mi napływać do ust i jak brzuch coś ściska. Jeszcze chwilkę… byleby do wieczora, nachleję się jak nigdy i znajdę sobie najpiękniejszą i najlepszą kurwę w stolicy. Niestety były to tylko głupie marzenia, na najdroższy burdel w stolicy – tam były najpiękniejsze panny – aktualnie nie było mnie stać. Patrząc na to co mam… z ochlaniem się nie będzie problemu, ale za resztę znajdę co najwyżej jakąś starą, brzydką dziwkę z obwisłymi cyckami.
Prawie płacząc ze swojego marnego losu podjechałem pod bramę gdzie jakby tego wszystkiego było mało, strażnicy nie przywitali mnie miło. Wpierw kazali mi wypierdalać i wracać do diabła, ale kiedy po słodkiej wymianie zdań uświadomiłem im, że jestem tutaj na umówionej wizycie z księciem, kręcąc nosami pozwolili mi wjechać. Kiedy tylko wjechałem na przestronny dziedziniec, od razu podbiegło do mnie dwóch stajennych, oddałem pod ich opiekę konia tłumacząc im co mają wykonać. Nie wyglądali zadowoleni na myśl dawania mu takiej ilości owsa, jednak nic nie powiedzieli. Otrzepałem resztki brudu ze zbroi i wszedłem do środka zamczysta. Tam jakiś przysadzisty mężczyzna z zakolami kazał mi za nim iść, ach czyżby wiedział kim i po co tutaj jestem? Szliśmy tak długo, że gdybym sam miał teraz wracać do wyjścia, najpewniej bym się zgubił. W końcu po paru minutach dotarliśmy do Sali tronowej w której aktualnie przebywał przyszły władca. Kiedy tylko zamknęły się za nami ciężkie drzwi głucho uderzając o zawiasy, książę przeniósł na mnie spojrzenie swoich szarych oczu. Przyklęknąłem na jedno kolano schylając głowę, kiedy poczułem, że mogę już wstać uczyniłem to. Patrząc na niego jeszcze raz skłoniłem głowę i dopiero teraz zacząłem mówić.
- Panie, tak jak poleciłeś przybyłem aby zdać raport dotyczący zachodnich terenów Clarines – wyprostowałem się, ponieważ chłopak nie odpowiedział tylko czekał na to co powiem, kontynuowałem – Sytuacja miewa a raczej miewałaby się dobrze, gdyby nie to, że podczas ostatniego turnieju rycerskiego, napadła na nas grupka dezerterów… Tak samo z przykrością muszę wtrącić, że sam traktat nie jest bezpieczny. Natrafiłem dzisiaj na pięciu lub sześciu uzbrojonych ludzi, niby nie jest to dużo, ale zważywszy na porę dnia nic dziwnego.
- Rozumiem, czyli podróż nie była przyjemna? – zapytał, były to jednak wyuczone słowa a nie szczera rozmowa.
- Mogłaby być gorsza, królewski traktat i tak jest najlepszą drogą w całym królestwie – skłoniłem się.
Potem przez resztę spotkania książę wypytywał o inne również wyuczone rzeczy, musiał się dowiedzieć co i jak, żeby dokładnie obmyślić co zrobić. Po skończonej rozmowie kolejny już raz się skłoniłem i lekko podenerwowany wyszedłem. Nienawidziłem tych gadek, gadek które wpajano się tym wysoko urodzonym ludziom od małego. Ten sam mężczyzna odprowadził mnie do wyjścia, jednak tym razem już się do mnie nie odezwał, nawet na pożegnanie. Czyli moja zdenerwowana mina nie zrobiła zbyt dobrego wrażenia. Trudno i tak kiedy już tutaj wrócę po raz następny, nikt mnie nie będzie pamiętał. Nie jestem aż tak znanym rycerzem w tych stronach. Zanim udałem się po swojego wałacha, rozejrzałem się po dziedzińcu, młodzieńczy, którzy pojedynkowali się na drewniane miecze. Z tyłu kilka tarcz z połamanymi strzałami w środku, to wszystko przywodzi pewne wspomnienia… Już miałem się odwrócić, kiedy zobaczyłem jakąś młodą dziewczynę z mieczem, prawdziwym, żelaznym mieczem w dłoni. Czy ona do końca zwariowała? Nie powinienem się wtrącać, a jednak było to ode mnie silniejsze. Podszedłem do niej z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Czy ten miecz nie jest przypadkiem za lekki dla Panienki? – spojrzałem na jej chude rączki które trzęsły się pod ciężarem miecza.
(Rona?)
Rycerz
Pełne Zdjęcie: X
LOGIN: Horo
ADRES E-MAIL: dhirenwilk1@gmail.com
AUTOR ZDJĘCIA: Nieznany
♦♦♦
IMIĘ & NAZWISKO: Rhaegar Targaryen STANOWISKO: Rycerz
TYTUŁ: Skoro jest rycerzem, wszyscy powinni się do niego zwracać ‘’Sir’’
PSEUDONIM: ---
WIEK: 23 lata
PŁEĆ: Mężczyzna
ORIENTACJA: Heteroseksualizm
W ZWIĄZKU Z: Jest wędrownym rycerzem, dlatego wiązanie się na stałe byłoby dla niego głupotą.
SYMPATIA: Jak to się mówi… bo dobrej bitce najlepsze jest zagoszczenie w burdelu. Tak więc praktycznie każda panna.
KREWNI: Nie lubi opowiadać o swoich krewnych, jego pochodzenie jest jego tajemnicą jak i również wstydem. Jednak pewnego razu jak był pijany ktoś od niego wyciągnął tyle:
- Brat – Młodszy o 4 lata, o identycznym kolorze zarówno włosów jak i oczu. Jego charakter natomiast podobny jest do ojca, szalony, można śmiało powiedzieć, że niezrównoważony. Przejawia w sobie sadystę i często sam o sobie mówi, że jest niezwykle silny i najchętniej wszystkich by pozabijał. W rzeczywistości jest zwykłym sukinsynem który nawet nie podniesie miecza bez jojczenia. Tchórz jakich mało i pośmiewisko całej rodziny.
- Siostra – Ta jest natomiast młodsza o jakieś… niestety tego się ostatecznie kupcy nie dowiedzieli. Wiedzą tylko tyle, że jest to równie piękna panna jak jej bracia. Długie, srebrne włosy i intensywnie fioletowe oczy. Kiedy Rhaegar o niej opowiada [nadal robi to po pijaku, więc nie dziwcie się z jego bardzo wylewnych uczuć] wręcz płacze i wzdycha cicho ‘’Dany’’ – możliwe, że tak ma na imię jego siostra, jednak pewności nie ma.
♦♦♦
CHARAKTER: Charakter Rhaegara jest naprawdę zmienny, wszystko zależy od pogody, pory dnia, czy też pory roku. Naprawdę, takie pierdoły naprawdę mają u niego znaczenie. W dzień jest zazwyczaj spokojny, ponieważ to właśnie wtedy przemieszcza się z miejsca na miejsce w poszukiwaniu ‘’nowych przygód’’. Tymi przygodami są jedynie bitki z rzezimieszkami, chlanie i żarcie w karczmach a po tym wszystkim legnięcie w łożu z jakąś kurwą. W nocy natomiast Rhaegar zaczyna się rozkręcać, podchmielony wręcz szaleje, wdaje się w bójki z każdym strażnikiem który przejdzie obok niego, a jak trafi na rycerza… lepiej go odciągnijcie, rzuca się jakby miał padaczkę. Nienawidzi wysokich temperatur, dlatego upały to dla niego mordęga, w upalne, słoneczne lato najchętniej by się zaszył w jakiejś norze i wyszedł dopiero na jesień. Niestety tak się nie da, turnieje rycerskie są zazwyczaj latem albo bardzo późną wiosną gdzie temperatura już zaczyna doskwierać. Jednak nawet taki zdolny rycerz jak on nie ma wyjścia, jakoś trzeba zdobywać pieniądze, a turnieje są jedną z tych rzeczy. Wystarczy zrzucić z konia jakiegoś cwaniaczka, a w ostateczności przyrżnąć mu mieczem i już masz ładną sakiewkę srebra. Wracając do kolejnych pór roku… zimy też nie są najlepsze, jednak jeśli nie są zbyt zimne i śnieżne, potrafią być lepsze niż lato. Przynajmniej nie pocisz się jak świnia w tej blaszce i nie śmierdzi od Ciebie na kilometr. A co do pięknych panienek w łóżkach Rhaegara… jest fanatykiem kobiet, kocha wszystkie, chociaż na krótko. Kiedy wyrusza w dalszą postać, wszystkie kochanki idą w zapomnienie, bo oto nadchodzą nowe cycate lalunie. Mimo wszystko, bardzo szanuje kobiety i nigdy by żadnej nie uderzył ani nie zgwałcił. APARYCJA: Rhaegar to wysoki [190 cm wzrostu – czyli ponad 6 stóp], umięśniony mężczyzna o smukłej sylwetce. Niezwykle przystojny, o nietypowym i niespotykanym typie urody. Jego włosy są srebrne, błyszczą się nawet w ciemności. Chociaż są krótko przycięte, z przodu sięgają mu po brodę a z tyłu za kark i tak prezentują się znakomicie. Natomiast jego oczy są koloru fioletowego. Przez ten wygląd, każdy rozpoznaje go natychmiast, nie ma szans żeby go podrobić. Jest taki jakby… jedyny w swoim rodzaju. Jego skóra jest jasna, gładka bez żadnych uszkodzeń. Czyli nie posiada żadnych blizn, prawdę powiedziawszy nigdy nie miał jeszcze głębszej rany – ach te prawilne walki. Co do ubioru mężczyzny… nie ma tutaj nic specjalnego. Na co dzień chodzi w srebrnej, ciężkiej zbroi która w gorące dni jest znienawidzona przez rycerza. Wolę nie wymieniać przekleństw, które lecą w jej stronę. Dodatkowo nosi długi, jedwabny płaszcz w kolorze akwamaryny. Miecz Rhaegara jest długi – samo jego ostrze ma prawie 5 stóp wysokości [dokładnie ma 145 centymetrów] o pięknie zdobionej, złotej rękojeści na której widnieje smok z trzema głowami.
MIEJSCE ZAMIESZKANIA: Clarines, chociaż często zmienia miejsce zamieszkania.
POCHODZENIE: Sam o sobie nic nie mówi, ale ludzie powiadają, że jego dusza pochodzi z północy.
HOBBY: Hobby? A no tak… ma parę zainteresowań. Kurwy, jazda konna, kurwy, szermierka, kurwy, turnieje rycerskie… coś jeszcze? A! Dobrze, że mi przypomnieliście – kurwy.
♦♦♦
DODATKOWE INFORMACJE: Jakie są specjalne umiejętności tego rycerza? - Z pewnością to, że potrafi walczyć oburącz, jednak i tak preferuje walkę lewą ręką.
- Jest doskonałym jeźdźcem, nie ma sobie praktycznie równych.
- W wieku 7 lat jego nauczyciel szermierki wepchnął go do studni na 3 dni, za to, że przegrał swój pierwszy mały pojedynek – od tej pory nigdy nie przegrywa.
- Posiada karego wałacha, którego nazywa ‘’Kolczuga’’
II Księzniczka Clarines
Pełne Zdjęcie: X
LOGIN: xxtavve
ADRES E-MAIL: xxtavvee@gmail.com
AUTOR ZDJĘCIA: Nieznany
♦♦♦
GŁOS: Nagi Yanagi IMIĘ & NAZWISKO: Rona Izana
STANOWISKO: Księżniczka
TYTUŁ: II Księżniczka Clarines
PSEUDONIM: Jako jedyna z rodziny Królewskiej jest postrzegana jako "normalny człowiek", chodzi mi tutaj, ze nie wszyscy traktują ją poważnie i nie zwracają się do niej "Księżniczko", tylko po prostu po imieniu.
WIEK: 16 lat
PŁEĆ: Kobieta
ORIENTACJA: Heteroseksualizm
W ZWIĄZKU Z: Nigdy jeszcze nie była w związku, i na razie nie zamierza. Uważa mężczyzn za nieco "strasznych".
SYMPATIA: Przeczytaj punkt powyższy xD. A tak serio to nie :')
KREWNI:
- Matka ~ Królowa Clarines Reina Izana- O! Z Mamą to ona ma bardzo dobre kontakty, a przynajmniej mogłaby mieć gdyby mniej razy uciekała z zamku.
- Ojciec ~XII Król Clarines Haruhiko Izana [†] - Ona chyba najmniej znała swojego ojca i byłego króla. Wiecznie go nie było,b ył wiecznie zajęty, a przynajmniej Rona miała takie oto właśnie wrażenie.
- Starszy Brat ~ I Książę Clarines Ranmaru Izana - Ona ze wszystkimi ma dobre kontakty, a zwłaszcza ze swoimi braćmi, których tylko ona potrafi poskromić. Zazwyczaj jest właśnie tak, ze gdy młody Król popada w jakiś nieprzyjemne zawód, to zazwyczaj właśnie Rona dotrzymuje mu towarzystwa. Równie dobrze mógłby być jej ojcem, gdyż traktuje ją jak swoje oczko w głowie. Nie pod względem erotycznym, żeby nie było.
- Starszy Bart ~ II Książę Clarines Sasha Izana
- Starsza Siostra ~ I Księżniczka Clarines Luka Lou Izana - Kobiety, jak to kobiety raczej w pewnych kwestiach nigdy się nie dogadają, ale te dwie to już w ogóle Wcześniej napisane jest, ze Rona dogaduje się ze wszystkimi, jednak Luka jest typem kobiety, która uwielbia się stroić. Właśnie dlatego nie szczególnie się dogadują.
♦♦♦
CHARAKTER: Najbardziej rezolutna i pozytywna osoba, jaką można spotkać na zamku. nigdy nie brakuje jej poczucia humoru, a jeśli się tak zdarzy to naprawdę musiał być poważny powód. Jak na swój wiek jest bardzo dojrzała emocjonalnie, co czasami jest mało widoczne z powodu jej podejścia do płci przeciwnej. Nie jest jakaś aseksualna czy coś, ale jeszcze nigdy w życiu nie zdarzyło się by zwróciła uwagę na jakiegokolwiek mężczyznę. "Mało interesujący" - właśnie to uważa. Jej wadą jest właśnie to, że czo ocenia wszystko po okładce. Można powiedzieć, że pod tym względem jest "płytka". Bywa naprawdę nerwowa kiedy ktoś robi coś wbrew jej skromnej woli, jednak na co dzień jest naprawdę spokojną dziewczyną. Nie no dobra.. kogo ja chce oszukać? Wszędzie jej pełno do tego stopnia, że czasami ma się wrażenie jakby Rona posiadała co najmniej 2 siostry bliźniaczki. Oprócz tego: to dziewczę bardzo szybko nawiązuje kontakty i ze szlachtą i ze zwykłymi mieszczanami. Czasami ta cecha okazuje się zgubna zwłaszcza kiedy ktoś chce wykorzystać jej dobroć lub pozycję do własnych celów. Odważna. Taaak, ta cechą może się naprawdę pochwalić, ponieważ ma w sobie więcej odwagi niż przeciętna kobieta pochodząca z Clarines. Zazwyczaj każda chce zwrócić na siebie uwagę mężczyzn przez co piszczy w każdej nawet banalnej sytuacji. Rona jest całkowicie inna i najlepiej radzi sobie sama. Nie lubi tez narzucanej pomocy. Czasami naturalnie nie jest w stanie się sama obronić, ale wstawienie się w tym momencie za nią i chęć obrony może być przyczyną lekkiego foszka. Można powiedzieć też, że jest za bystra i mądra jak na swój wiek. Często utrudnia to konwersację, gdyż dziewczyna wyciąga mnóstwo własnych, często trafnych wniosków. Nawet swoich braci potrafi postawić w trudnej do obejścia sytuacji. APARYCJA: Jej wygląd można by opisać bardzo szybko w kilku słowach. Jakoś bardzo nie różni się od swojego rodzeństwa, jeśli chodzi o kolor włosów i oczu. Znaczy nie! Chwila! Oczy ma całkiem inne, dlatego ludzie często uważają, że były Król Clarines wcale nie musiał być jej biologicznym ojcem. Do jej ciałka..mmm...mężczyzna, który miałby taką w łóżku.. dobra nie... xD. Jeśli chodzi o kobiece kształty to ma się czym pochwalić. Nie jest ani za gruba, ani za chuda. Karnacja równie jasna co u jej matki oraz rodzeństwa.Włosy oczywiście są koloru białego. Ostatnio bardzo dużo osób kręci się tutaj z takim kolorem, jednak skąd pewność, ze nie są farbowane. Otóż u niej na pewno nie są. Oprócz tego posiada całkowicie odmienny kolor oczu, tak jak już wspomniałam wcześniej. Tak jak jej bracia oraz druga siostra mają oczy przechodzące z szarego w piękny błękitny, tak ona ma oczy karmelowo-czerwone. Styl ubierania na pewno nie jest godny księżniczki, gdyż woli ona się wcisnąć w niewygodną zbroję niż zwiewną sukienkę.
MIEJSCE ZAMIESZKANIA: Clarines
POCHODZENIE: Clarines
HOBBY: Dlaczego jest nietypową księżniczką? Może właśnie dlatego, ze nie interesuje jeą życie w zamku, chodzenie w sukienkach i strojenie się. Rona to prosta dziewczyna, która o wiele bardziej interesuje się walką niż samym sielankowym życiem. Uwielbia wymykać się z zamku, błąkać się po lesie i jeździć konno. A jeśli mówimy o mieczu i takich tam sprawach. Na pewno lepsza jest niż jakakolwiek inna kobieta w królestwie, aczkolwiek jej umiejętności nie dorównują rycerzom.
♦♦♦
DODATKOWE INFORMACJE:
~Nie cierpi sukienek, no ale od czasu do czasu musi je założyć :')
~Na widok krwi mdleje. Cóż za ironia, przecież wszystkim dobierałaby się do gardła;
~Ma lekki dystans do mężczyzn;
~Często ucieka z zamku co nie koniecznie podoba się jej starszym braciom;
~Ma strasznie słabą głowę i raczej nie powinno się jej podawać alkoholu
Subskrybuj:
Posty (Atom)