Kolejny raz miałam zamiar pobawić się trochę tą niebezpieczną bronią jakiej zakazywali wszelkim kobietą. „Księżniczce nie wypada” i takie tam. Nie chciało mi się więcej tego słuchać, więc w całym królestwie zakazano naśmiewania się z kobiet, które również pragną w swoich wątłych łapkach dzierżyć broń. Było to trudne zdanie już na samym starcie, bo przyzwyczaić rączkę do takiego ciężaru było nie lada zadaniem, a jeszcze wymachuj tym wielkim ku… mieczem! (nie zamierzałam porównać miecza do niczego innego, wcale). Stojąc sobie na dziedzińcu, troszkę bardziej z boczku na trawie: wyciągnęłam swój mniejszy (wszyscy się śmieją, ze „damki”) miecz i na samym początku starałam przyzwyczaić moją malutką dłoń to takiego obciążenia. Jak na złość znowu musiał przypałętać się jakiś „lepszy we wszystkim” rycerzyk, który na pewno lepiej wie jak trzymać taką oto broń. Nosz kurde. W dodatku ten jego zgryźliwy komentarz utwierdził mnie tylko w moich przekonaniach co do jego zamiarów. Ja tez będę wredna, a czemu by nie..
-Tobie też się tak ręka trzęsie i nie możesz utrzymać w jednym miejscu SWOJEGO miecza, po ostrym chlańsku, Sir. - wymamrotałam z lekkim uśmieszkiem. Chyba jeszcze nie wiedział jaką pozycję tutaj mam bo normalnie, żaden rycerz nie podszedłby do mnie z takim tekstem na przywitanie.
-Cóż za śmiałe słowa, czyżbyś wiedziała o tym już coś więcej? Może miałaś okazję komuś pomagać przy tym jakże trudnym zadaniu? - nie no teraz to już dowalił konkretnie. Gdyby nie fakt, że i tak posunęłam się za daleko to jeszcze dalej bym ciągnęła ta beznadziejną, a jednocześnie śmieszną dyskusję.
-Niech twój móżdżek nie wyobraża sobie za dużo. - oparłam końcówkę broni o piaszczyste podłoże, a następnie stanęłam już przodem do tego zabawnego mężczyzny. Dużo wyższy, dobrze zbudowany, białe włosy i fioletowe oczy. Te dwie pierwsze cechy są praktycznie teraz przypisywane każdemu rycerzowi w Clarines. Nic dziwnego i nadzwyczajnego. - Więc skoro uważasz, że nie powinnam..
-Hola! Nic takiego nie powiedziałem..
-Ale pomyślałeś! No w każdym razie na pewno lepiej sobie z tym radzisz – mówiąc to wskazałam na miecz – Mógłbyś mnie…
-Rycerzu… - w tym tez momencie z balkonu o piętro wyżej wyjrzał białowłosy książę. Jego podły i chytry uśmieszek byłam w stanie zrozumieć już nawet z takiej odległości. - A może nauczyłbyś moją siostrę posługiwać się mieczem? - oparł się o barierkę i wlepił swoje śliczne ślepka w chłopaka przede mną. Ten miał taki wyraz jakby zaraz miał się zapaść pod ziemię. „A jeśli Książę słyszał to wszystko?” - tak właśnie mógł sobie teraz pomyśleć.
-Ja… znaczy… - zaczął się troszkę motać przez co i mi i mojemu bratu na twarzy wystąpił dziwny uśmieszek – Zrobię co w mojej mocy, żeby uczynić z niej wspaniałego szermierza! - stanął jak na baczność. Nie no sory.. sory, ale ja już nie dam rady! Z tego napływu śmiechu wręcz wybuchnęłam i położyłam się na ziemi.
-Nie musisz być taki oficjalny. - zachichotał Ranmaru ponownie chowając się w środku. Nadal się śmiałam, a wręcz płakałam ze śmiechu.
-Z czego tak lejesz, księżniczko? - warknął jakby chcąc przywołać mnie do porządku. Niech się ugryzie w nos.
-Do mnie też nie musisz tak oficjalnie – przetarłam oczka siedząc teraz po turecku na zielonej trawie – Jestem Rona, a ty Sir… jesteś?
( Krakers? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz