Serce łomotało mi jak szalone. Czułem się jakby ktoś spętał mnie łańcuchami, które przykuł do ziemi, albo obwiązał nimi kamień który wrzucił do rzeki. W tym momencie tonąłem, zagłębiałem się w tej ciemności i chłodzie który okrążył całe moje ciało, chłód odczuwałem aż w kościach. Zgodziłem się na coś, co w życiu Wędrownego rycerza się nie godzi, co w moim stylu życia się nie godzi. Ja nauczycielem? Rhaegar ty tępy fiucie… myśl zanim coś powiesz. Ale z drugiej strony spoufalałem się z księżniczką… która wyglądała jak giermek jakby się uprzeć. No ale teraz mam za swoje, nie mogłem przecież odmówić. Kto wie czy nie wrzuciliby mnie swoim ogarom (takie psy) na pożarcie. Kiedy książę już zniknął, spojrzałem na dziewczynę kątem oka. Wydawała się tym rozbawiona, jednak na całe szczęście się uspokoiła. Kiedy spytała mnie o moją godność, miałem ochotę siedzieć cicho. Nie miałem teraz okazji na jakiekolwiek rozmowy, a już na pewno nie z tą księżniczką która wrobiła mnie w fuchę. Jednak nie wypadało jej nie odpowiedzieć.
- Jestem Sir Rhaegar – skłoniłem głowę na co dziewczyna cicho się zaśmiała, ach tak, miałem nie być oficjalny – Wybacz smarku, nie umiem nie być oficjalny. Te kundle wyuczyły mnie tej zasranej etykiety, tak samo jak Ciebie i Twojego brata.
- Wspominałam, że nie musisz być oficjalny, ale ugryźć w język to byś się mógł – spojrzała na mnie przez moment z ogromną powagą.
- Ostrzegam Cię dziewczyno, nie jestem tani jeśli chodzi o moją naukę, możesz się czuć zaszczycona, że to ja a nikt inny, będę Cię szkolił – uśmiechnąłem się zaczepnie.
Księżniczka Rona prychnęła, jednak uśmiechnęła się. Może nie będzie aż tak źle? Spojrzałem na ten jej mały mieczyk, poprosiłem ją, żeby mi go pokazała. Zrobiła to bardzo niechętnie, ale jednak po chwili namysłu podała mi swój mieczyk. Tak jak myślałem, dla mnie był lekki ale dla niej był odpowiedni. Chociaż i tak musi popracować nad siłą, jej rączki są nadal za chude i brakuje im mięśni. Jej postawa również jest zła, albo jest za bardzo rozluźniona, albo napięta jak struna. Oddałem jej miecz po czym zacząłem ją macać po ramieniu. Księżniczka spojrzała na mnie zmieszana i nawet po chwili zapytała się, co robię.
- Sprawdzam twoje mięśnie. A raczej ich brak , już siedmioletni chłopiec stajenny byłby silniejszy od Ciebie przez przerzucanie słomy – westchnąłem – ile ty masz w ogóle lat?
- Szesnaście… - odpowiedziała
- Szesnaście… czyli jesteś już zdolna do przedłużenia dynastii, powiedz ty mi no… masz jakiegoś narzeczonego? – zapytałem zaciekawiony.
Przez chwilę spoglądała na mnie jak na debila, jednak po chwili wybuchła głośnym śmiechem, co nieco mnie zaskoczyło. Nie spodziewałem się aż tak gwałtownej reakcji.
- Nie mam, a co? Chciałbyś nim zostać? Wiesz, zawsze możesz pogadać z bratem, chętnie się pozbędzie jednego denerwującego potworka jakimi są jego siostry.
Uśmiechnąłem się łobuzersko przyciągając do siebie dziewczynę, zbliżyłem się do jej szyi i w momencie kiedy dotknąłem nosem jej szyjki, wzdrygnęła się. Chyba nie spodziewała się, że będę aż tak się zachowywał.
- No jasne – szepnąłem jej do ucha a ona napięła swoje malutkie mięśnie – W dodatku marzę o tym, żeby mój łeb nabito na pal – odsunąłem się już od niej – Ech, chodziło mi raczej o jakiegoś księcia, jesteś w odpowiednim wieku do zamążpójścia… chyba się nie zrozumieliśmy. No chyba, że Ci się spodobałem, wtedy krzycz… może odstawię burdele na jakiś tydzień lub dwa – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
(Rona?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz