Kto powiedział, że będę grzeczny chłopcem i nigdy nie dopuszczę się żadnej zbrodni? Sąsiedzi, rodzice... oni wszyscy kompletnie mnie nie znali, a wydawało im się, że jestem najgrzeczniejszym chłopakiem na świecie i kiedyś na pewno zechce mnie jakaś księżniczka. Ale czy ja zechce ją> Bycie z księżniczką to chyba najgorsze co może mnie spotkać na świecie. Z taką małą, wiecznie zrzędzącą i marudzącą księżniczką, która jest uzależniona od tej swojej dworskiej etykiety. Prychnąłem pod nosem pomykając wśród krzaczków i drzew. Musiałem jak najszybciej uciec moim oprawcom, którzy byli jednak troszkę niesprawiedliwi. Ja uciekałem na piechotę, tylko z mieczem, a oni zaś gonili mnie konno z łukami. I tak udało mi się już uciec przed Revańską szlachtą, tak teraz tutaj będę uciekał przed Gevaudan'em. To trzeba mieć szczęście, żeby narazić się wszystkim dookoła. Miałem świadomość tego, że mnie złapią, zamkną, wychłoszczą a potem skażą na ścięcie głowy. Teraz to już mi było wszystko jedno i to wcale nie tak, ze nie szanuje życia! Jak uważacie, jak wielkie szanse ma człowiek uciekający na pieszo przed zgrają opancerzonych strażników wyposażonych w łuki i miecze. To chyba jest niemożliwe do osiągnięcia. Teraz mogłem nawet zginać. Byłem spełniony zabijając córkę szlachcica, który zamordował moją małą siostrzyczkę. Teraz byliśmy kwita. On zabił moje jedyne szczęście, a ja odebrałem mu jedyną potomkinię. Teraz całe państwo będzie w żałobie, bo zginęła jedna, mała i w ogóle nieprzydatna szlachcianka. Nami nikt się nigdy nie przejmował, a okrucieństwo się szerzyło. Nie żebym ja był jakoś wybitnie delikatny, ale starałem się opanowywać swoje sadystyczne zapędy, do momentu kiedy sami nie wywołali wilka z lasu.
-Zatrzymaj się! - wołali za mną strażnicy. No jasne, może jeszcze mam teraz posłusznie stanąć, a potem sam się zakuć. Oczywiście, poczekajcie tylko zawiąże sobie buty i sam się odwiozę do zamku, bez paniki. Na taką odpowiedź liczyli? No to gratuluję, inteligencja -5 na 10. Już uśmiechnąłem się pod nosem myśląc, ze moje jednak uda mi się uciec, otóż widziałem jeden z murów graniczących. Myślę, że na luzie bym go pokonał (i to była zaleta tego, że nie miałem konia bo mogłem się swobodnie wspinać) gdyby nie fakt, że drzewko tak wykształciło swoje korzenie, że o nie zahaczyłem. Wykonałem taki piękny lot jakich najznakomitszy lotnik by nie wykonał, po czym wylądowałem brodą w piachu. Zanim się pozbierałem (chociaż robiłem to bardzo szybko) tamci zdążyli mnie już okrążyć i wymierzyć we mnie swoje miecze. Usiadłem sobie na ziemi spoglądając na nich tak, jakby co najmniej chciał ich teraz zabić wzrokiem. No cóż nie za wiele mi to dało, bo jeszcze laserów w oczach nie wykształciłem.
[...]
Zabrali mnie do zamku i tak jak myślałem: nawet nie stawili mnie przed królem tylko od razu zaprowadzili do celi. Przy okazji zakuli mnie w ogromne kajdanki przyczepione do ściany. Było powieszone na takiej wysokości jak moja głowa, więc jak siedziałem pod ścianą to cały czas miałem je podniesione. Jakby tego było mało straszną zabawę mieli kiedy wydawałem z siebie najdziwniejsze krzyki spowodowane bólem. Bat to jednak jest straszne narzędzie. Szramy jakie zostawił na moim ciele (zapewne, bo przecież miałem na sobie ubrania i nie widziałem) musiały być naprawdę ogromne. Mogłem to tez stwierdzić po podartym w tych miejscach materiale. Zakrwawione rany tak strasznie szczypały, ze nie dało się zwrócić uwagę na nic innego. To chyba koniec mojego marnego życia, bo za taki czyn najlżejszą kara i tak będzie śmierć. Zwiesiłem głowę z przemęczenia, z bólu... nie miałem już po prostu siły się z nimi wszystkimi użerać. Niech zrobią ze mną co tam sobie chcą to i tak już nie ma znaczenia. Skoro dobrze się bawią to spoko.
[...]
Nie wiem która to już była godzina, ale myślę, że godziny wieczorem. Na dworze powoli się ściemniało, wychodził księżyc i pierwsze gwiazdy. Dopiero teraz postanowili do mnie wysłać kogoś z rodziny królewskiej i jak widać nie był to król we własnej osobie, a jego najmłodsza córka. A no tak ją już też zdążyłem poznać z wyglądu. Zapewne jest taka sama jak wszyscy inni. Zerknąłem na nią tylko przez chwilę kontem oka, gdyż budziła we mnie takie samo obrzydzenie co cała reszta. Później znów wróciłem do oglądania jakże ciekawej, więziennej podłogi. Stylowa~
-Księżniczko, jesteś pewna, że chcesz tam wejść? On jest bardzo agresywny i...
-Bez obaw. Jest przykuty, prawda? Nic mi nie zrobi, ja chcę tylko dowiedzieć się dlaczego to zrobił.
Tak więc otworzyli moją cele, weszła do środka u ukucnęła sobie chyba... za blisko. Ona na prawdę nie zdaje sobie sprawy z tego, że jestem mordercą. Naiwna księżniczka.
- Renee, prawda? - uśmiechnęła się tak ciepło, że myślałem, że zaraz rzygnę. Niech się cieszy, że nie mam jak ruszyć rękoma.
-Po imieniu to możesz mówić do swojej służby, dziwko... - warknąłem. Miałem mała ochotę widzieć kogoś takiego, naprawdę. W dodatku chyba strażnik nie za bardzo był zadowolony jak nazwałem jego panią, bo nawyklinał coś tam, wszedł i zdzielił mi biczem po twarzy. No.... mój policzek musiał być teraz pięknie czerwony. Odwróciłem głowę w lewo zakrywając tym samym swoje zielone oczka. Jeśli myśli, że coś takiego mnie uciszy na stałe to się myli. Musiałby mi chyba uciąć język. Już nic nie mówiła, bo chyba skutecznie zamknęło jej to język. Wyciągnęła jednak dłoń w kierunku mojej twarzy i zbliżała ją coraz to bardziej i bardziej... No nienormalna! Teraz to jej odgryzę palca jak tylko spróbuje mnie dotknąć. No i tak tez zrobiłem. Kiedy jej palec miał już się zetknąć z moim czerwonym policzkiem, kłapnąłem zębami jak pies. Na całe moje nieszczęście zdążyła zabrać malutką rączkę i odskoczyć do tyłu. Teraz to ona mogła spotkać się z tą samą nienawiścią w oczach co jej strażnicy bowiem patrzyłem w jej oczy tak przenikliwie jakbym chciał ją wykończyć.
-Wypad... - prychnąłem cicho teraz już odwracając głowę w całkiem inną stronę
(Fleur ?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz