Obudził mnie potworny ból głowy, który rozwalał cały mój umysł i nie dawał swobodnie myśleć. Miałam wrażenie, jakbym dopiero co uczyła się zwyczajów świata, bo nie zareagowałam na pukanie. Nie... Nigdy więcej tego cholernego świństwa. Miałam ochotę iść do łazienki i wymiotować przez okrągłe minuty. Już zmuszałam się do wstania z łóżka, lecz szybko zwróciłam uwagę na to, że nie jestem w nim sama. Ach, Renee. Wbrew pozorom dużo rzeczy pamiętam i nic takiego się nie stało. Nie powinnam się tak spijać... jestem całkiem zła na siebie, to nie w moim stylu. Czułam ogarniający mnie wstyd.
– W-wstawaj! – warknęłam na tyle cicho, by niczego nie usłyszała pokojówka dobijająca się do pomieszczenia.
Z racji tego, że leżałam w nogach, skierowałam głowę w stronę mężczyzny. Jego twarz zasłaniało mi... duże wybrzuszenie znajdujące się na poziomie... no... jego krocza. Zmarszczyłam brwi, unosząc górną część ciała i postanowiłam nigdy więcej nie zwracać na to uwagi... Renee nie reagował na moje słowa, tylko przewracał się ociężale z boku na bok. Swoją drogą, wyglądał już o wiele lepiej. Nie miał podkrążonych oczu, na których widok nawet się uśmiechnęłam.
Chłopak szybko się podniósł, kiedy centralnie obok jego ucha wykrzyczałam szeptem (jakkolwiek dziwnie to brzmi) "wstawaj!". Zaśmiałam się pod nosem, widząc jego zdziwione spojrzenie.
– Panno Argent? – pokojówka ponownie zapukała. – Wchodzę!
Odruchowo, gdy usłyszałam ostatnie słowo służącej, zwaliłam mężczyznę z łóżka. Ten wylądował na podłodze, wydając z siebie delikatny krzyk. Tak, wiem, że wszystko go boli, ale gdybym tego nie zrobiła to pokojówka by naskarżyła i... w lochach czekałyby na niego inne, gorsze tortury.
– Boże, co za bałagan! – stwierdziła kobieta, gdy... gdy ja widziałam błysk.
– Nie, proszę tu nie sprzątać! – wędrowała tak po pokoju, a kiedy była bliżej Renee to po prostu ją odganiałam, nie licząc się z jej reakcją. Była jednak baaardzo nieugięta, więc musiałam stanąć przed chłopakiem i zakryć go kołdrą. Popchnęłam go, by wszedł między moje nogi. Usłyszałam tylko ciche prychnięcie z jego strony. No co... ratuje go! (tak, jasne xD)
– Powiedziałam jasno – uśmiechnęłam się, tłumiąc śmiech spowodowany łaskoczącymi mnie blond włosami chłopaka. – Może pani wyjść, dzisiaj ma pani wolne! – zaśmiałam się, dłużej nie mogąc się powstrzymywać.
Kobieta zapewne odebrała to dosyć dziwnie, bo wytrzeszczyła oczy i w spowolnionym tempie wyszła. Wtedy szybko odskoczyłam w stronę balkonu.
– Idiotka! – warknął chłopak, wstając na równe nogi. Te jego oburzone miny zaczęły mnie powoli bawić.
– Miałam okazję powiedzieć dzisiaj to samo... – zmarszczyłam brwi, odkładając kołdrę na bok. – No, już... Spadaj przez ten balkon, ja się przygotuję i wyjdziemy z zamku – powiedziałam, otwierając szafki w poszukiwaniu wygodnych ubrań, bo sukienki od dawna mi się przejadły. Nim się obejrzałam, mężczyzny już nie było. Wykonałam swoje zadanie w ekspresowym tempie i już za chwilę rozpoczęłam poszukiwania chłopaka na dziedzińcu. Jeden koń znikł, więc... co? Czyżby Renee... uciekł? Tak, to było do przewidzenia... Jaka ja jestem, kuźwa głupia. Okazywałam pomoc, starałam się być ludzka i to na darmo. Tak właściwie to czemu się nim przejmuje?
I nagle coś przerwało mi rozmyślania. Mój koń, na którym siedziałam przeszedł w bieg, bowiem ktoś go ciągnął na drugim wierzchowcu w sam środek lasu. Nie potrafiłam go opanować, nawet próba hamowania się nie powiodła. Gdy bliżej przyjrzałam się jeźdźcowi, okazało się, że to po prostu Renee. Tak się stało, że nagle odetchnęłam z ulgą.
< Renee? >
Z racji tego, że leżałam w nogach, skierowałam głowę w stronę mężczyzny. Jego twarz zasłaniało mi... duże wybrzuszenie znajdujące się na poziomie... no... jego krocza. Zmarszczyłam brwi, unosząc górną część ciała i postanowiłam nigdy więcej nie zwracać na to uwagi... Renee nie reagował na moje słowa, tylko przewracał się ociężale z boku na bok. Swoją drogą, wyglądał już o wiele lepiej. Nie miał podkrążonych oczu, na których widok nawet się uśmiechnęłam.
Chłopak szybko się podniósł, kiedy centralnie obok jego ucha wykrzyczałam szeptem (jakkolwiek dziwnie to brzmi) "wstawaj!". Zaśmiałam się pod nosem, widząc jego zdziwione spojrzenie.
– Panno Argent? – pokojówka ponownie zapukała. – Wchodzę!
Odruchowo, gdy usłyszałam ostatnie słowo służącej, zwaliłam mężczyznę z łóżka. Ten wylądował na podłodze, wydając z siebie delikatny krzyk. Tak, wiem, że wszystko go boli, ale gdybym tego nie zrobiła to pokojówka by naskarżyła i... w lochach czekałyby na niego inne, gorsze tortury.
– Boże, co za bałagan! – stwierdziła kobieta, gdy... gdy ja widziałam błysk.
– Nie, proszę tu nie sprzątać! – wędrowała tak po pokoju, a kiedy była bliżej Renee to po prostu ją odganiałam, nie licząc się z jej reakcją. Była jednak baaardzo nieugięta, więc musiałam stanąć przed chłopakiem i zakryć go kołdrą. Popchnęłam go, by wszedł między moje nogi. Usłyszałam tylko ciche prychnięcie z jego strony. No co... ratuje go! (tak, jasne xD)
– Powiedziałam jasno – uśmiechnęłam się, tłumiąc śmiech spowodowany łaskoczącymi mnie blond włosami chłopaka. – Może pani wyjść, dzisiaj ma pani wolne! – zaśmiałam się, dłużej nie mogąc się powstrzymywać.
Kobieta zapewne odebrała to dosyć dziwnie, bo wytrzeszczyła oczy i w spowolnionym tempie wyszła. Wtedy szybko odskoczyłam w stronę balkonu.
– Idiotka! – warknął chłopak, wstając na równe nogi. Te jego oburzone miny zaczęły mnie powoli bawić.
– Miałam okazję powiedzieć dzisiaj to samo... – zmarszczyłam brwi, odkładając kołdrę na bok. – No, już... Spadaj przez ten balkon, ja się przygotuję i wyjdziemy z zamku – powiedziałam, otwierając szafki w poszukiwaniu wygodnych ubrań, bo sukienki od dawna mi się przejadły. Nim się obejrzałam, mężczyzny już nie było. Wykonałam swoje zadanie w ekspresowym tempie i już za chwilę rozpoczęłam poszukiwania chłopaka na dziedzińcu. Jeden koń znikł, więc... co? Czyżby Renee... uciekł? Tak, to było do przewidzenia... Jaka ja jestem, kuźwa głupia. Okazywałam pomoc, starałam się być ludzka i to na darmo. Tak właściwie to czemu się nim przejmuje?
I nagle coś przerwało mi rozmyślania. Mój koń, na którym siedziałam przeszedł w bieg, bowiem ktoś go ciągnął na drugim wierzchowcu w sam środek lasu. Nie potrafiłam go opanować, nawet próba hamowania się nie powiodła. Gdy bliżej przyjrzałam się jeźdźcowi, okazało się, że to po prostu Renee. Tak się stało, że nagle odetchnęłam z ulgą.
< Renee? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz