Tej nocy nie mogłam spać. Wierciłam się na wielkim łożu w poszukiwaniu najwygodniejszego miejsca. W głębi serca zdawałam sobie jednak sprawę, że wszędzie czułam się tak samo, a to myśli nie dają mi zmrużyć oka. Postanowiłam pokręcić się po zamku. Wobec tego uniosłam zadek, by później odbić się od materaca. Poprawiłam pomiętą piżamę oraz ruszyłam, wsłuchując się w dźwięk moich nagich stóp. Przez całą drogę towarzyszyły mi płomyki świec, rozbłyskając swym ostrym światłem sprawiły, że wszystko wokół mnie stawało się jaśniejsze i o wiele bardziej wyraźniejsze – obrazy, na których kurzyła się przeszłość tych krain oraz stylowe tapety, pasujące do ram okien. Co najważniejsze – mogłam widzieć schody w pełnej okazałości. Gdybym wzięła ze sobą małą świeczkę, a wokół mnie byłaby ciemność, zapewne skończyłoby się to tak: potknęłabym się, spadła ze schodów i spaliła pałac. Dziękuję, dobranoc. Tak się złożyło, że znalazłam się w lochach. Ominąwszy dziwnych, równie uziemionych typków, dotarłam do gwiazdy wieczoru – pana Renee. Bardzo ładne imię. Typowo francuskie, kocham Francję. Na początku ten jegomość nie wyraził zbytniego entuzjazmu wywołanego moją osobą. Rzekłabym, iż nawet nie uniósł tej swojej przemęczonej głowy do góry.
~ Po dialogach w opowiadaniu niewolnika ~
– Dlaczego zabiłeś tę dziewczynę?
– Nie twoja sprawa – prychnął z poirytowaniem.
– Czeka nas długa noc – westchnąwszy, oparłam się o zimne, kamienne ściany.
– Wypad...
– Jeśli pójdzie tak dalej, to mój ojciec cię zabiję – przyznałam beznamiętnie.
– To i tak lepsze, niż cierpienia – uniósł wzrok. – Mogę umierać.
– Ach, ten zapał w tych zielonych oczach, w takich miejscach zazwyczaj gaśnie... – zaczęłam, chodząc od kąta do kąta – wraz z upływem czasu – mój głos rozbrzmiał po całej celi. Krew kapiąca mężczyźnie z ust, wciąż wywoływała u mnie jedynie głębokie obrzydzenie zmieszanie z nutą żalu.
– Gevaudan słynie z legendy o bestii, rozszarpującej ludzkie ciała... muszę się poważnie zastanowić nad tym, czy to nie ty – posłałam mężczyźnie zamyślone spojrzenie.
– P-pieprzona sadystka... – syknął, a z jego ust kącikiem wydobyła się kolejna strużka krwi.
– Nie jestem sadystką – pokręciłam głową, zatrzymując się prosto przez skutym niewolnikiem. – Ale chyba nie zdajesz sobie sprawy, jakie bajery tutaj mają. Słyszałeś o kociej łapce? – zapytałam, nawet nie upewniając się, czy mnie słyszy. W sumie na odpowiedź też nie liczyłam. – Pod tą milusią i uroczą łapką ukrywa się nic innego jak rodzaj poręcznych grabi używanych do powolnego zdzierania ciała z ofiary, począwszy od skóry aż do samych kości. Chcesz tak skończyć?
Ku mojemu zdziwieniu, mężczyzna uniósł wzrok. Otworzył usta, ale przez dłuższą chwilę nie wydobyło się z nich żadne słowo.
– Dlaczego po prostu mnie nie zabijesz?
– Nie chcę – odpowiedziałam krótko i zwięźle, po czym ukucnęłam przez nim, wyjmując zza naczynie z wodą, którą pożyczyłam od śpiącego strażnika. – Nie jestem jak reszta mojej rodziny, ale możesz uznać mnie za naiwną. Nie wypuszczę cię stąd. Tylko nie jestem pewna, czy za chwilę nie odgryziesz mi palca... – posłałam mu zamyślone spojrzenie.
Ten niewolnik mnie zaskakuje. Nawet teraz, resztkami sił starał się wydostać, co równało się z odmową pomocy. No cóż... nie wydostanie się, bo zabezpieczenia są znacznie trwalsze niż parę godzin temu. Nie miałam już innego zajęcia, jak pozostawienia niesfornego mężczyzny w świętym spokoju. Poprosiłam służbę, by zmusiła go rano do chociaż jednego łyka wody, ale coś czuję, że to się bardzo źle skończy. Na następny dzień, wyszłam na miasto, by zaczerpnąć wiedzy na temat naszego więźnia oraz zabójstwa córki szlachcica. Dzięki ulicznym plotkom udało mi się dowiedzieć, gdzie doszło do aktu zbrodni. To niewielka wieś, mieszcząca w Revan'ie. Gdy odwiedziłam te miejsce, większość przyglądało się i zadawało między sobą pytania w stylu „co tu robi księżniczka Gevaudan'u?”. Niestety mało osób było świadomych o zajściu sprzed kilku dni. Natomiast bardzo znane było zabójstwo małej Corinne Kselash, której duszę brutalnie splugawiono. Niestety nie dowiedziałam się niczego więcej, oprócz tego, iż niedługo potem ducha wyzionęła córka szlachcica, którą zabił nie kto inny, jak Renee, którego nazwisko jest mi nieznane. Wszystkie te powiązania kompletnie mi się mieszały. Nie wiedziałam, co wspólnego mogą mieć sprawa Corinne z zabójstwem córki dostojnej rodziny szlacheckiej... Dopóki nie zajrzałam do aktów naszego lokalnego mordercy. Renee Kselash. I wszystko jasne. Wróciłam do królestwa, nerwowo zrzucając kaptur z głowy. Natychmiast, stanowczym krokiem udałam się do lochów. Przy okazji po drodze dowiedziałam się, że próbował odgryźć miłej pani palca, a chciała tylko ugasić jego pragnienie. No cóż, takiemu człowiekowi, któremu zawalił się świat nie dogodzisz. Stojąc przed nim, przypomniałam sobie pytanie „dlaczego zabiłeś tę dziewczynę?”
– To była zemsta – powiedziałam pewna swojego zdania. I jak na zawołanie, mężczyzna uniósł swoje wykończone, zielonkawe spojrzenie ku mnie.
Jego brwi natychmiast się ściągnęły, a czoło mimowolnie zmarszczyło. Był zły. Widziałam iskrzące się płomienie w jego oczach i nienawiść zakorzenioną głęboko w wyrazie twarzy. Nie dało się pominąć smutku i żalu. Cóż, stracił siostrę i to w taki sposób, który nikt by nie chciał.
– Jeszcze nie wszystko rozumiem, ale przykro mi – westchnęłam, zmęczona dochodzeniem do sedna sprawy. Po chwili odwróciłam się na pięcie i skierowałam się do wyjścia. Zatrzymało mnie chrząknięcie. Nie wiem, czy mężczyzna chciał coś powiedzieć, czy to tylko odruch... Chociaż wypadałoby to jakoś celnie skomentować. Nie potrafiłam jednak odpowiedzieć na jego zapewne nieuniknione pytanie: „dlaczego to robisz?”. Otóż, od dawna próbowałam odnaleźć sensowną treść. Po prostu zaciekawiła mnie ta sprawa. Bowiem tak potężna agresja, gniew i żal nie siedzą w człowieku bez konkretnego powodu, a myślę, że ten niewolnik nie jest taki zawsze i w każdej sytuacji. Skrywa w sobie... coś innego.
< Renee? Nocna wena 03:32 xd >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz