czwartek, 19 maja 2016

Od Yoshito - C.D Rhaegar'a

  Gdy tylko usłyszałem o tym, że mamy udać się na wyspę do opuszczonej kwatery Revanu, zaśmiałem się w duchu. Mimo że jestem oddanym rycerzem, mam prawo mieć własne zdanie na dany temat, prawda? I w tamtym momencie pomyślałem, że posłanie w tak daleką podróż księżniczki i tylko dwóch rycerzy to szczyt absurdu. Jednak, nie mogę podważać takich rozkazów i sprzeciw byłby czymś niestosownym. Do odważnych świat należy... Jednak nie byłem na tyle pewny siebie, by tak po prostu mówić do księżniczki po imieniu oraz w ogóle nie uśmiechało mi się nakładanie takich zasad. Znałem tylko jej imię i położenie w hierarchii, nic więcej. Wszystko to traktowałem jako zwyczajny obowiązek, ale kto wie... Może to się zmieni.
   po wyjściu ze statku i odwiedzeniu wyznaczonego miejsca...
Mnie tak samo jak drugiego rycerza, zaniepokoiła atmosfera panująca dookoła. Powiedziałbym, że to była negatywna aura. W duchu starałem się ogarnąć poczucie zbliżającego się niebezpieczeństwa.
 – Kto głupi zaszywa się w takie miejsca? – podniosłem brew do góry, pytając siebie samego.
 Jednak spotkałem się z odpowiedzią.
 – Nie wiesz? To opuszczony zamek. No właśnie... zamek, to może być kopalnia złota dla złodziei. Albo – zaczął Rhaegar – albo po prostu ktoś szuka wrażeń.
 – Zamiast gadać, moglibyśmy tam wejść? – zapytała księżniczka, przerywając oglądanie terenu.
 Doprawdy, podziwiam jej odwagę. Jednak, w takich miejscach i ona może zgasnąć. Gdy chciała otworzyć wrota, sprawnie złapałem ją za ramię i przyciągnąłem bliżej siebie. Nie wiem, czy to wyglądało dziwne, ale nie mogłem pozwolić na to, aby to ona weszła pierwsza. Przyznam, iż od razu jak na nią spojrzałem, na myśl przyszła mi pewna siebie, odważna dziewczyna żądna przygód. No oczywiście jedyna wada tego stwierdzenia to to, że wszystko chce robić sama.
 – Hm... Nie robiłbym tego na twoim miejscu – skomentował Rhaegar, rozbawiony moim gestem.
 Zdziwiony, pozostałem w miejscu, mierząc dziewczynę tajemniczym spojrzeniem. Może faktycznie to był błąd... Jeśli patrzeć teraz na jej niezadowoloną minę.
 – Poradziłabym sobie bez was... – zaczęła marudzić, gdy nagle zrobiłem krok w jej stronę.
 Powielanie kroków sprawiło, że dziewczyna się odsuwała i jej plecy szybko uderzyły o drewniane wrota. Rozprostowałem rękę, opierając ją obok twarzy dziewczyny i wbiłem w nią intensywne spojrzenie.
 – Słuchaj... – zmarszczyłem brwi, jednak to nie było oznaką zdenerwowania. Akurat wtedy czułem się dosyć swobodnie. – To nie ja postanowiłem, że zwiedzimy razem te ponure tereny, ale twój arcybrat, więc na niego narzekaj... A ja mam za zadanie słuchać jego poleceń, tak samo jak twoja osobista straż. Nie dałbym ci uciec nawet, gdybyś się wyrywała. To zaszkodziłoby nie tylko nam, rycerzom, ale i tobie – mimo sensu wypowiedzi, w moim głosie nie można było wyczuć groźby. Byłem opanowany, lecz po chwili czułem narastające zdenerwowanie; bowiem serce zaczęło mi mocniej bić.
 Dziewczyna zaniemówiła. Wybałuszyła oczy, jakby co najmniej zostały przed nią okryte największe tajemnice świata. Jeszcze przez chwilę trwała cisza, aż przerwałem ją cichym chichotem. Odsunąłem się od księżniczki, mrużąc oczy.
 – Czy możemy już wejść, jaśnie pani? – ostatnie dwa słowa aż nadto zaakcentowałem, lecz po chwili widząc jej zażenowanie, odwróciłem wzrok i popchnąłem drzwi. Wraz z Rhaegar'em weszliśmy pierwsi. Rona chyba już zrozumiała, dlaczego chcę, by trzymała się z tyłu.
 Dźwięk wyjmowanego z pokrowca ostrza rozbił się o cztery, wysokie ściany korytarza w postaci głośnego echa.
 – Dobądź miecza – powiedział z uśmieszkiem Rhaegar, kierując słowa do Rony, która tylko przewróciła oczami. Z moich obserwacji, nie do końca łączą ich dobre relacje, ale możliwe, że się mylę.
 Narastająca, głucha cisza... Moje instynkty zapewne tak samo jak Rhaegar'a, mówiły o zbliżającym się nieszczęściu. I nagle – znikąd, usłyszałem dźwięk napinanej cięciwy. Odruchowo stanąłem przed towarzyszami, obserwując całe pomieszczenie i starając się usłyszeć najmniejsze dźwięki.
 – Uważaj! – krzyknęła Rona, jednak na próżno. Zareagowałem, ale jednak strzała była o wiele szybsza. Mimo to, dzięki temu zamiast dostać w głowę, dostałem w ramię. I to ten pozytywny aspekt. Wszyscy schowaliśmy się za obiektem, za którym będziemy w miarę bezpieczni. Zacisnąłem zęby, pozbywając się części górnej zbroi.
 – I to było ostrzeżenie! – warknął z oddali jakiś mężczyzna, jednak nie było widać jego cienia. Tylko głos rozbijał się echem.
 Rozerwałem koszulkę, starając się jej skrawek przeistoczyć w pasek, który pozwoli mi zatamować krwawienie na ramieniu. Strzała wciąż tkwiła w mięśniu.
 – Pomóż, przytrzymaj – powiedziałem cicho, wtem szybko Rhaegar zrobił porządny ucisk.
 – Trzeba będzie ją wyjąć, nie? – zapytała Rona, klęcząc obok nas.
 – Nie ma czasu, krwawienie będzie intensywniejsze – syknąłem z bólu, po czym przewróciłem niebieskie spojrzenie na nóż, przypięty do pasa dziewczyny.
 – M-możesz skrócić tym nożem strzałę? – zapytałem, a w tle usłyszeliśmy sadystyczne śmiechy tajemniczych ludzi.

< Rona/Rhaegar? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz