czwartek, 19 maja 2016

Od Rhaegar'a - C.D Rony

Ech no co za dziewucha, stałem tak jeszcze z minutę kręcąc głową zmęczony już tym wszystkim. Ech przecież nie mówiłem tego na poważnie, jej siostra bawiła się mną, więc i ja chciałem pobawić się nią. Naprawdę kobiety w tym wieku są bardzo problematyczne, zresztą nie tylko w tym. Wziąłem swojego konia który był już niecierpliwy na myśl o długiej podróży, tak dawno nie pobyliśmy sam na sam. Uśmiechnąłem się głaskając go po szyi, jednak właśnie wtedy sobie przypomniałem, że zaraz odjeżdżają. Wsiadłem na niego, zgarnąłem szybko prowiant od jakiegoś służącego i podjechałem pod bramę gdzie czekała Księżniczka Rona razem z Sir Yoshitem. Rycerz był bardzo poważny, chociaż myślę, że dałoby się z nim normalnie porozmawiać. Ja też kiedyś byłem tak mocno przywiązany do praw rycerskich i starałem się utrzymywać wszystkie swoje cnoty w jak najlepszym świecie. Jednak po co? Nic mi to nie dało a nawet wiele na tym straciłem, zresztą mniejsza. Na mój widok Rona znowu zrobiła naburmuszoną minę, chyba do końca naszej podróży się nie dogadamy. Skinąłem głową na rycerza w geście ponownego powitania, z Roną nie było sensu nawet tego robić, jednak również skłoniłem głowę, bez wzajemności.
- A już myślałam, że nie przyjdziesz… Sir Rhaegarze – powiedziała kiedy już ruszyliśmy.
- Nie widzę powodu, dla którego miałbym z Tobą nie pojechać. Królestwo Revan… dawno tam nie byłem, najlepszą drogą będzie królewski traktat, aż do najbliższego portu. Jednak ostatnio traktat jest mało przejezdny… - spojrzałem na rycerza.
Ten tylko spojrzał na swój miecz, rozumiem. Ja również będę cały czas w gotowości. Kiedy tak jechaliśmy, zastanawiałem się o co mogło dokładnie chodzić, to aż dziwne, że książę puścił swoją siostrę na wyprawę z jedynie dwoma rycerzami. Przecież to członkini rodziny królewskiej, jak nikt przed zmierzchem nam się nie rzuci do gardeł, będzie to cud. Przez całe popołudnie i wieczór jechaliśmy w ciszy, jedynie dwa razy zatrzymując się na krótki postój. Nie było na to czasu, do portu zostało może z pół godziny a jeszcze się tak bardzo nie ściemniło.
~
- Jak to nie ma żadnego statku który by tam popłynął!? – zacząłem się awanturować – Widzę tutaj raz, dwa, trzy… sześć okrętów! Wszystkie zacumowane, co? Za mało płacę? Cholera jasna… 10 srebrników.
- 12… - mężczyzna z jednym zębem wystawił dłoń która chytrze czekała na monety.
- 11 i ani jednego miedziaka więcej – warknąłem.
- Zgoda – starzec obdarował nas tym swoim bezzębnym uśmiechem
Tak jak myślałem, dostaliśmy najmniejszy statek… chociaż i tak wystarczył, żeby przetransportować trójkę ludzi z ich wierzchowcami, nie chcieliśmy się zbytnio rzucać w oczy. Wprowadziliśmy nasze konie na pokład, wszystkie weszły spokojnie, jedynie Kolczuga jak zwykle zaczął świrować na widok wody. Musiałem go uspokajać zanim dokończyliśmy wchodzenie na pokład. Kiedy już się całkowicie uspokoił, minęło może z 10 minut. Straciliśmy za dużo czasu, jeśli chcemy dopłynąć tam przed południem, to każda minuta się liczy. Odbiliśmy parę minut później, morze delikatnie kołysało statkiem natychmiast sprawiając, że zachciało mi się spać. Pożegnałem się z towarzyszami i zszedłem pod pokład, żeby udać się na spoczynek.
~
Mury zamku przerażały mojego konia. Czarne i niespokojne, wszystko było tutaj takie ciche… Yoshito również wydawał się lekko zaniepokojony panującą tutaj atmosferą. Stanęliśmy pod murami ogromnego zamczyska, czekając na otworzenie się bramy. Zrobili to pospiesznie i kiedy tylko przeszliśmy przez bramę, ta od razu zamknęła się za nami. Nie podobało mi się to, dotknąłem odruchowo miecza schowanego za moim pasem, byłem gotów wyjąć go w każdej chwili.

(Rona albo Yoshino?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz