-Rona! - krzyknął na mnie kiedy przez chwile pozostawałam w bezruchu, myśląc nad tym co się z nami stanie. Przecież jesteśmy tutaj teraz uwięzieni. Pomerdałam głową czym prędzej wyciągając swój mały nóż. Ręce mi się trzęsły więc nie chciałam tego robić. Zrobiłabym mu jeszcze większą krzywdę. Na całe szczęście Rhaegar bardzo szybko zorientował się o co mi chodzi, wyrwał nóż i uciął końcówkę strzały bardzo blisko ciała Yoshito. Doskonale wiedziałam dlaczego to właśnie mnie wysłał tutaj Arcyksiążę. Zawsze byłam przekonana, ze dałabym sobie rade w każdej sytuacji. Teraz miałam wrażenie jakby wszystkie moje wcześniejsze przekonania legły w gruzach, a moja odwaga...no cóż..
Akcja toczyła się bardzo szybko. Obcy mi mężczyźni nie zamierzali próżnować, ani też czekać, aż grzecznie sobie stąd wyjdziemy. Nie byli to mieszkańcy Revanu, a raczej rozbójnicy, którym bardzo łatwo było przejąć te tereny. Zastanawiam się tylko dlaczego Królestwo Revan się tym nie zajęło...
-Trzeba coś z nimi zrobić...- usłyszałam ciche westchnięcie Rhaegar'a. Nie było ono jakieś super spokojne. Był zdenerwowany, ale miałam wrażenie, że nie samą walką, a faktem, że muszą mnie za wszelką cenę obronić. Co to ma być... ja tutaj również zostałam wysłana do pomocy. Ten genialny chłopak z srebrnymi włosami postanowił polecieć na łuczników z mieczem. No inteligencją to on nie grzeszy.
-Czekaj.. stój! - zostawiłam na chwilę rannego siedzącego za osłoną wykonaną z solidnego kamienia i popędziłam za tym debilem. Zatrzymałam go jeszcze zanim zdążył wlecieć przez ogromne drzwi prowadzące do wnętrza (bo znajdowaliśmy się na dziedzińcu, małym, ale jednak). Napinanie cięciwy przez jednego z tych dryblasów było teraz jeszcze lepiej widoczne. Wyleciałam przed swojego rycerzyka i rozłożyłam ręce na boki. Och cóż za akt odwagi...
-Nie strzelaj! - mój plan musiał się udać, bo inaczej żadne z nas nie wyszłoby stąd żywe. Było nas za mało. - Kobieta jest o wiele bardziej przydatna niż oni, prawda?
-Co ty wyprawiasz.. - usłyszałam szept za swoimi plecami dochodzący na pewno od Rhaegar'a. Poczułam jak jego silna dłoń łapie mnie za materiał koszuli. No tak, ja nie byłam w zbroi, tak więc gdyby teraz wystrzelił to strzała przeszłaby co najmniej na wylot przez moje delikatne ciałko.
-Co ty nam możesz zaoferować dziewko! - jak widać ich wódz był zainteresowany taka propozycją, gdyż natychmiast kazał opuścić broń.
-Jestem II Księżniczką Clarines, Rona Izana... - ściągnęłam kaptur z głowy ukazując platynowe włosy. - Dostaniecie za mnie o wiele więcej niż za nich... od samego Arcyksięcia Clarines. - moje słowa były tak pewne, że chyba nawet nie śmieli w nie wątpić. - Wypuście ich proszę...
-Nie rób tego...- kolejny raz powiedział tak cicho bym tylko ja słyszała. I tak udawałam, że nic takiego nie miało miejsca.
-Zaufaj, okey? - cofnęłam się o krok do tyłu tak, że przylegałam teraz plecami do jego torsu. Tym razem to ja szepnęłam tak by nikt się nie zorientował. Bardzo szybko oddzielili mnie od moich rycerzy, jednak nie mogę powiedzieć, że byli jacyś super delikatni co do tego. Jeden z tych wielkich kolesi, chwycił mnie za włosy jednocześnie ściągając z nich gumkę, która trzymała je w wysokim kucyku. Białe kosmyki sięgające trochę za moje ramiona spłynęły niczym delikatna pajęczyna, zasłaniając na chwilkę moje karmelowe oczy. Trzymał mnie jak pierwszą lepszą dziwkę z brzegu. W oczach Yoshito i Rhaegar'a widziałam teraz coś w rodzaju zaniepokojenia. Heh, chciałabym wierzyć w to, że to zmartwienie było spowodowane moją osobą, a nie tylko rozkazem mojego starszego brata.
-Na co się lampicie.. wynocha stąd, bo za 5 minut moi strażnicy się wami zajmą! - krzyknął machając ręką ponaglając ich. Nie wierzyłam w fakt, że tak po prostu pozwoli im wyjść. Po prostu dopadną ich poza murami, żebym tego nie widziała. Tam chyba powinni już sobie poradzić, a poza tym.. jak grzecznie poszli! Nie sądziłam, że tak łatwo mi pójdzie, ale też zdawałam sobie sprawę jaka kara mnie czeka, jak już mnie znajdą.
~~~Wieczorem~~~
Zamknęli mnie w jakiejś małej komórce.... nie można było tego porównać do więzienia. Były tam jakieś stare dywany i pełno innych, mniej przydatnych rzeczy. Pewnie jakiś składzik. Stwierdzili, że nie muszą mnie tez przywiązywać, bo jestem taką MAŁĄ, NIEPOZORNĄ DZIEWCZYNKĄ i też na pewno nic nie potrafię zrobić.
Kiedy już się ściemniło przyszedł czas na działanie. Nie miałam pojęcia czy rycerze domyślili się, że najlepszym momentem na atak będzie zmierzch. Jeżeli nie no to będzie trochę (bardzo) w dupie. Wstałam delikatnie otrzepując swoje ciuszki z niewidzialnego kurzu. Otworzyłam drewniane, ciężkie drzwi, aczkolwiek nawet jakbym chciała to zrobić bezdźwięcznie to i tak nie było takiej możliwości. Wymknęłam się tak szybko jak było to możliwe i przy okazji zwinęłam jedną z pochodni, która miała teraz za zadanie oświetlać mi ciemne korytarze twierdzy. Z grobowej ciszy, w przeciągu 10 minut zrobił się straszny harmider, nawet nie wiedziałam z jakiego powodu. Może zorientowali się, że mnie nie ma? Oby nie, bo w tym przypadku jestem już na pewno martwa.-Stój! Białowłosa ucieka! - usłyszałam donośny krzyk mężczyzny z drugiego końca korytarza. Skutecznie zagroził mi drogę ucieczki, a z tytułu tego, że zwinęli mi całą broń, nawet nie miałam się czym bronić. Szybko rozejrzałam się po pomieszczeniu (korytarzu), w którym jak zwykle nie było nic, czego mogłabym użyć do obrony. - Nie uciekaj. I tak nic ci to nie da dziewko! -krzyknął ponownie rzucając się na mnie ze swoimi brudnymi łapskami. Zareagowałam instynktownie i machnęłam tym, co w tym momencie miałam w rękach, czyli pochodnią. Żar oraz ogień spowodował chwilową ślepotę mojego przeciwnika, ale też (z tego byłam mniej zadowolona, bo przez to więcej się ich zleci) wydał z siebie przepotworny ryk. To był moment do ucieczki, więc i to uczyniłam. Już wchodziłam w zakręt kiedy ktoś bardzo mocno chwycił mnie za ramię i rzucił o ścianę, by następnie wbić srebrny miecz prosto w ścianę obok mojej główki. Nawet nie zdążyłam wydać z siebie żadnego dźwięku kiedy to działo się tak szybko. W dodatku mężczyzna złapał mnie za kołnierz czerwonej koszuli, by jeszcze bardziej przygwoździć mnie do płaskiej powierzchni. Dopiero po chwili kiedy zorientowałam się, że to Rhaegar, który był równie zdziwiony moim widokiem co ja jego...
Moje włosy teraz nie były związane więc częściowo zasłaniały mi widok. Musiałam lekko w nie dmuchnąć by odkryły moje lewe oko.
-Nie zabijaj... - uśmiechnęłam się lekko widząc jego mega zdziwioną minkę i chwilowy paraliż.
( Rhaegar?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz