wtorek, 24 maja 2016

Od Catherine - Do Rhaegar'a

Jak każdego dnia wstałam jeszcze przed wschodem słońca, ubrałam się w swój uniform
pokojówki. Starałam się robić to jak najciszej by nie zbudzić reszty dziewcząt z dormitorium, prawdopodobnie mi się to udało, jednak nie zamierzałam stać tam i patrzeć się na każdą z nich po kolei doszukują się oznak budzenia się. Przeszłam się trochę po zamku chcąc rozprostować nogi, oraz odrobinę się rozgrzać, choć wiosna powoli chyliła się ku końcu poranki bywały chłodne. W cieplejsze dni z chęcią wychodziłam na zewnątrz, jednak w takie jak te musiały mi wystarczyć korytarze zamku. Nie przepadałam za zimnem, więc z chęcią zdecydowałam się już wracać, i nawet dobrze, że tak zrobiłam, ponieważ gdy byłam znów w pokoju nikt już nie spał. Większość dziewcząt miało stałe zajęcia, więc wiedząc gdzie mają się udać i co robić zaczęły się zbierać, lecz nieliczne - jak ja - codziennie, albo prawie codziennie, robiły inną rzecz. Nie przeszkadzało mi to, ponieważ w monotonny tryb dnia nie był dla mnie stworzony. Chociaż w niektórych momentach chętnie zamieniłabym się z innymi, zadania dostawałam naprawdę różne, od tych najgorszych oraz najtrudniejszych do tych najłatwiejszych. Dzisiejszego dnia jednak los się do mnie uśmiechnął, i pierwsze co musiałam zrobić było zaniesienie II księżniczce śniadania, oraz rozpaleniem kominka w jej pokoju. Takie rzeczy to ja mogłam robić codziennie.
W pierwszej kolejności, co raczej jest logiczne, udałam się do kuchni. Nie śpieszyłam się,
jednak również nie szłam odliczając każdy krok po kolei, w końcu dzień dopiero nastał, a księżniczka, o ile dobrze wiedziałam, dopiero wróciła z wyprawy, więc bardzo prawdopodobne było to, że jeszcze spała. Zabrałam tacę z jedzeniem wysłuchując przy tym miliona komentarzy na temat swoich włosów, które ponoć powinny zostać związane, oraz że przyszłam jako ostatnia, więc raczej mi się nie śpieszyło. Po części mieli rację, jednak księżniczka raczej wolałaby jeść ciepłe jedzenie gdy się obudzi, a nie zimne - przyniesione wcześniej. Mimo wszystko zdecydowałam się czym prędzej jej to zanieść, w końcu w przyszłości chciałabym znów móc wykonywać tego typu zadania.
Najciszej jak potrafiłam weszłam po pokoju II księżniczki otwierając drzwi kluczem, który
dostałam przy rozdzielaniu zadań. Położyłam srebrną tacę na stoliku i od razu zajęłam się kominkiem obok którego (na moje szczęście) były już przygotowane drwa na opał. Trochę mi zajęło rozpaleniem ognia, po czym miałam lekki problem z wyprostowaniem się, gdyż moje plecy bolały niemiłosiernie.
Światło rozjaśniło pokój, a moje spojrzenie przeniosło się na śpiącą smacznie
księżniczkę. A raczej chciałabym by tak było. Na łóżku zamiast dziewczyny leżał srebrnowłosy mężczyzna, a dokładniej mówiąc - rycerz. Niekiedy widziałam go ćwiczącego, i zafascynowały mnie jego umiejętności, zapamiętałam wtedy kolor jego włosów i jedynie dzięki temu byłam w stanie go teraz poznać. Gdyby był tu ktoś inny mógłby uznać go za zwykłego pijaczynę (gdyż alkohol było czuć od niego na odległość), który w jakiś niesamowity sposób wyminął straż i dostał się do tego pokoju…
No cóż zdecydowanie nikt nie przygotowywał mnie co robić w takiej sytuacji co należy
robić, więc pozostało jedno. Obudzić rycerza i dowiedzieć się gdzie jest II księżniczka. Przydałoby się tu również posprzątać po jegomościu… Szybkim krokiem udałam się do łazienki tuż obok, nabrałam w dłonie zimnej wody (której i tak było niewiele) i czym prędzej wróciłam do wcześniejszego pomieszczenia wylewając ją rycerzowi na twarz. Reakcja była natychmiastowa, choć niezbyt wielka. Mężczyzna otworzył szeroko oczy i spojrzał na mnie wyraźnie zaskoczony.
Gdzie jest księżniczka?... Sir. - Stanęłam w pewnej odległości w obawie przed reakcją rycerza polanego wodą, jednak patrzyłam na niego twardo domagając się odpowiedzi.

(Rhaegar?)

Voodoo

Pełne Zdjęcie: X
AUTOR: Dodała Linda654
LOGIN: Hind
ADRES E-MAIL: martkosc@gmail.com
DODATKOWE ZDJĘCIA: X
♦♦♦
GŁOS: x
IMIĘ & NAZWISKO: Akza de Doom
STANOWISKO: Voodoo
TYTUŁ: Żaden król ani władczyni nie zaszczycili jej miejsca na dworze. Nie posiada królewskiego przydomku gdyż jest zwykłą czarownicą do wynajęcie. Zwykłą dziewczyną maczającą w tym wszystkim swoje małe łapki. Kto wie, może kiedyś jakaś piękna księżniczka albo przystojny książę nada jej odpowiedni tytuł i znajdzie dla niej miejsce u jego lub jej boku, przy którym będzie mogła z przyjemnością gnębić tych, którzy podpadli jej przełożonemu.
PSEUDONIM: Czy stworzenie pseudonimu z krótkiego czteroliterowego wyrazu, ma jakiś sens. Akza to Akza i lepiej tego nie zmieniać. Ale jak wiadomo jak się ma taką robotę jak ona, ksywkę sobie trzeba znaleźć. A raczej nie znaleźć ani nadać samemu, gdyż tym zajęła się ludność mieszkająca na terenie gdzie dziewczyna rozpoczęła swą działalność. Zwykle zwana jest Taigaai co oznacza kwarcowe tygrysie oko. Ma to głęboki związek z jej oswojonym tygrysem nazywanym Tomo. Jej oczy idealnie odwzorowują jego.
WIEK: Dobrze jest być voodoo i nieco upiększać swą niegasnącą urodę. Linie jej twarzy wskazują na to iż jest dzieckiem zagubionym w świecie dorosłych. W rzeczywistości jej wygląd podchodzi lekko pod iluzję. Urodziła się pewnego słonecznego ciepłego dnia we wiośnie/lecie dokładnie dziewiętnaście lat temu. Po wyspie wędruje od piętnastego roku życia.
PŁEĆ: Kobieta
ORIENTACJA: Heteroseksualna z małym haczykiem bycia bi. 
W ZWIĄZKU Z: brak kochanka
SYMPATIA: Jest taka jedna osoba. Wpatruje się w nią co dnia, starając się zwrócić jej uwagę. Specjalnie wykreowane miejsce w sercu istnieje tylko dla... niej samej.
KREWNI:
  • Kokoi de Doom - matka. Wiecie jak to bywa z matkami - nazbyt opiekuńcze, kochające i uważne. Uczą swe dzieci życia z wielkim poświęceniem i troską. Jednak Akza nigdy swej matki nie poznała zbyt dobrze. Wiecie dlaczego? A nie napisz. Dobra, dobra. Trzeba to trzeba. Kokoi była bardzo szanującą się kobietą voodoo na usługach wybitnych dowódców armii królestwa Clarines, wiele razy ratowała życie żołnierzom w mniejszych potyczkach, prowadzonych kilkadziesiąt lat temu. Jej magiczne proszki, powodujące omamy i niezwykle przebiegłe mikstury były słynne na całą wyspę. Jednak największą sławę przyniosły jej, starannie wykonane kukły. Legenda głosiła, że były one tak idealne, że jedna lalka mogła przedstawiać dusze kilku wojowników, a ledwie jej ukłucie stanowiło szybką śmierć wojowników. Oczywiście szerząca się na królestwo religia powodowała coraz to bardziej nasilającą się niechęć do okultystycznych rytuałów czarownicy dała się wtedy trzydziestolatce w ciąży, we znaki. Duchowieństwo szybko przejęło pałeczkę, a władca to zaakceptował. Kościół nieraz brutalnie szydził z szamanki, która mimo wszystko starała się nie wchodzić jemu w drogę. Miarka przebrała się kiedy to podczas jednego ze śniadań pewien duchowny upadł i począł trząść swym ciałem we wszystkie kierunki tocząc z ust pianę by umrzeć mimo udzielanej mu pomocy. O zabójstwo została oskarżona Kokoi, a duchowni wydali na nią wyrok śmierci, nie poparło ich jednak dowództwo, które wniosło do króla prośbę o wygnanie. Tak też się stało, zanim odeszła wypowiedziała swoje ostatnie słowa na dworze "w blasku słońca na żer wyjdzie biały tygrys i zawiesi na waszej szyi, wierni, łańcuch tak potężny, że urwie wam głowy z których wysączy się plugawa krew i zaleje doliny. Ziemie przestaną rodzić plony, horyzont otoczy mgła, a bydło i ludzie padać będą dopóki wielki kot nie wykończy ostatniego z was". Kaznodziejka nie widząc już teraz perspektywy na wychowanie dziecka i jego urodzenie postanowiła się go pozbyć. Faszerowała się prochami i ziołami, odprawiała także rytuały, które wywołać miały szybkie poronienie. Nic to jednak nie dało, a jedynie jej samej zaszkodziło - straciła prawe turkusowe oko i okulała. Pewnego słonecznego dnia przyszedł czas rozwiązania. Kokoi powiła swe pierwsze, tak niechciane dziecko, w starym wiatraku. Nie chcąc narobić sobie trosk i spowodować u dziecka złego dzieciństwa postanowiła zabić noworodka. Zmęczona dobyła ze swej sakiewki niewielki mieczyk służący do przebijania kukiełek i uniosła nad gołym płaczącym ciałem. Dziecko kurczyło się z zimna, głośno płacząc iż słoma wbija się w jego delikatną skórę. Turkusowe, lewe oko Kokoi spojrzało ukradkiem na bezbronne maleństwo, a jej ramiona nagle utraciły siłę. Jej palce upuściły miecz na ziemię uderzając nim głucho o słomę. Dziewczynka zajaśniała w promieniach słońca, które przyglądało się im przez dziurę w bocznej ścianie. Jej płacz idealnie zgrał się z aurą ptasich śpiewów i delikatnie, drżących liściach na wietrze. Noworodek poddany morderczym próbom dostał w darze wspaniałe turkusowe włosy ombre, które sięgały jej o dziwo poniżej ramion, dotykając jej jaśniejącej skóry. Czarownicą wtuliła się w dziewczynkę przepraszając drogo za to co chciała zrobić. Zamieszkała w tym starym rolniczym budynku wraz z małą. Kiedy Akza skończyła dwa latka przez okolicę przeszedł orszak łowców niewolników. Złapali dziecko, które ze względu na swoje wspaniałe włosy wydawała się cennym towarem. Oczywiście nie zapomnieli też o matce, która odebrała im płaczącego malucha i została wtrącona do zamkniętej bryczki. Kilka dni później wóz ciągnięty przez muła i konia zatrzymał się w porcie Maisha w królestwie Mantai. Wypchnięte z bryczki kobiety i mężczyźni zcisnęli się w małej uliczce przy której stał na wodzie wspaniały, ogromny statek. Kokoi przytuliła śpiącą dziewczynkę do siebie i korzystając z okazji, że nie była pilnowana podeszła do pierwszego lepszego kupca, który był właścicielem tego statku. Poprosiła go o pomoc, widząc, że się waha pokazała mu twarz dziewczynki. Obudzona śnieżnobiała cera poddała się głębokiemu ziewnięciu i przetarciem turkusowych oczek. Kupiec, który co jak co ale miał dobre serce, zafascynowany jej dziwną urodą nakazał kaznodziejce by włożyła Akzę do skrzyni z jabłkami. Kokoi położyła małą na czerwonych jabłkach, głaszcząc jej delikatny policzek. "Nazywa się Akza. Akzo. To jest twój świat." Powiedziawszy to wyskoczyła do góry uderzając w krzyczącego porywaczy, ziołowym naparem. Prawdopodobnie udało jej się uciec.
  • Sein Batayashi - opiekun Akzy. Kupiec, który uratował dziewczynkę z rąk łowców niewolników, traktował małą jak własną rodzoną córkę. Uczył ją podstaw nie tylko żeglugi ale także orientacji w terenie za pomocą gwiazd i zwierząt oraz zjawisk pogodowych. Urodził się sam w bogatej rodzinie przez co miał od razu start we wspaniałe życie. Od urodzenia wykazywał się umiejętnościami handlowymi, zarówno jak jego ojciec, jednak głównym marzeniem mężczyzny była służba w wojsku. Plany się jednak nie powiodły i zostało jak zostało. Rodzinny dom Seina znajdował się w królestwie gdzie uratował małą Akzę- w Mantai. Tutaj dziewczynka spędziła swe dzieciństwo u boku jego dobrej żony Ayako.
  • Tomo - wielki śnieżnobiały tygrys z lekko granatowymi pasami, najlepszy przyjaciel dziewczyny.
  • Ojciec Akzy jest nieznany. Może być nim zarówno jakoś rycerz lub służebnik króla albo sam władca. Tego zapewne nigdy się nie dowiemy. Pozostaje tylko Sein.
♦♦♦
CHARAKTER: Morze jakie jest każdy widzi. To kawał długiego i szerokiego paska wody rozciągającego się od kontynentu do innego lądu. Jego wody mieszają się i zalewają ogromne oceany. Lecz jakie morze jest w środku? Charakterystyka morskich fal ma także coś wspólnego z niebieską waderą. Wielka woda bywa kapryśna. Bywa też niespokojna i głucha na prośby i potrzeby innych. Czy też taka jest? Na pierwszy rzut oka czuć od niej emanujący spokój i niezwykle silną wolę, która trzyma każdego nieznajomego na pewny dystans. Zawsze z pewnym chłodnym wzrokiem obserwuje nieznajomą jej osobę do czasu gdy ktoś ją przedstawi. Wtedy diametralnie zmienia swe nastawienie na pełne wyśmienitego humoru i radości z tego niezwykłego spotkania. Jednak nie zawsze emanuje od niej dobroć. Zwykle jest to obojętność pomieszana z lekkim sarkazmem i ironią. Podczas rozmów lubi żartować i niestety często nie dopuszcza innych do wypowiedzenia się i przedstawienia własnego zdania. Humor Akzy określa się na dosyć wysokim poziomie, jej głównym zainteresowaniem jest także ciągły śmiech. Rozbawiają ją wszelakie żarty i suchary opowiadane na dzień dobry przez jej przyjaciół. Powiadają, że śmiech to zdrowie, jednak słysząc rechot Akzy każdy zastanawiałby się czy na pewno tak jest. Chociaż jej ciało przykuwa wzrok jej śmiech powoduje natychmiastowy wybuch albo poirytowania albo szczęścia albo wstydu. Nie należy on do najpiękniejszych i często składa się z kwiknięć, warknięć czy nawet pisknięć. Niestety nikt nie jest idealny nawet w tej materii, ale wadera nie przejmuje się uwagami i niechęcią skierowaną w jej stronę. Czując, że ktoś ma z niej ubaw i szyderczo zagląda przez ramię odwróci się od takowej osoby albo po prostu ją... pobije. Akza nie posiada poczucia winy, a raczej nie zawsze się u niej ono objawia. Dosyć dziwne zjawisko, podchodzące pod zaburzenie zwane psychopatią, powoduje, że zamiast obwiniać się o negatywne impulsy, wadera szybko uczy się je eliminować. Nigdy jednak nie uważała, że pobicie kogoś jest czymś złym, wręcz odwrotnie - osoba, która padła ofiarą przemocy, a wcześniej sama ją produkowała, powinna zostać ukarana za swoje czyny. I tu objawia się jedno z cech morza - niepokój i chęć zademonstrowania niszczycielskiej siły, które co jak co Akzie niestety nie brakuje... Bywa uparta i natarczywa, uwielbia wykazywać się swoją wiedzą i nabytymi umiejętnościami, co przekłada się na niezwykłą pewność siebie. Liczy się tylko jej racja i swego zdania będzie broniła nawet do upadłego. Jest typem osoby, która szybko zmienia swoje nastawienie do innych - jeżeli będzie czegoś chciała, ze zdecydowanej, niedostępnej kobiety po prostu stanie się kokieteryjną kruszynką. Zwykle cechuje ją okropne pasożytnictwo, kiedy ktoś jej coś zaproponuje ona bez wahania przystaje na propozycję (oczywiście o ile będzie mogła czerpać z niej korzyści). Bardzo zapatrzona w swoją siłę voodu, polega tylko na niej gdyż wie iż jest ona silna.
APARYCJA: Akza to dziewczyna mierząca sobie 169 centymetrów wysokości i ważąca 55 kilogramów. Posiada jasną gładką skórę o mlecznobiałej barwie. Jej szczególnym atutem są oczy odznaczające się szczególnie turkusową barwą, która dzięki pewnemu wywarowi, utrzymuje się dwadzieścia cztery na siedem świecąc w ciemności. Posiada niezwykle długie włosy lekko ciemniejszej barwy jak jej oczy, tuż u nasady głowy. W miarę zjeżdżania w dół jej duma staje się coraz to ciemniejsza wspaniale eksponując jej delikatną urodę. Wspaniały uśmiech niemal nie schodzi z jej wrażliwej na światło twarzyczki. Posiada dobrze widoczne cięcie w talii i to co homo i mężczyźni lubią najbardziej. Mianowicie miseczkę B, którą eksponuje czasem wykwintnymi, kokieteryjnymi strojami. Małe palce, pokryte licznie ranami i ciągle powstającymi bliznami, i niewielkie stopy, powodują u niej swego rodzaju kompleks. Lubuje się w ubieraniu własnoręcznie zrobionych wianków i biżuterii. Brak u niej zarysowanych mięśni czy krzty wysportowanej sylwetki - nigdy nie radziła sobie zbyt dobrze w jakichkolwiek sportach i sztukach walki.
MIEJSCE ZAMIESZKANIA: Mantai, dworek opiekuna. Jednak stałego nie posiada gdyż wędruje po krainie szukając własnego miejsca.
POCHODZENIE: Stary wiatrak na terenach królestwa Gevaudan - jest czym się chwalić.
HOBBY: Czy dokuczanie innym można uznać za jakieś hobby? Jeżeli tak, to nie znajdziemy w repertuarze zajęć Akzy tej interesującej czynności. Głównym jej hobby jest wola przeżycia i walki na wyspie. Jako iż teraz nie mieszka w bezpiecznym i otoczonym murami mieście czy miasteczku nie jest przyzwyczajona do pysznej wygody. U niej pod "gwiazdami" nie znajdziesz sklepu, w którym mógłbyś kupić zioła i proszki oraz materiał potrzebny do wytwarzania trucizn czy wszelkiej maści mikstur i lalek potrzebnych do odprawienia rytuałów. Sama więc zbiera roślinność i napawa się ich widokiem. Rośliny i kamienie szlachetne parzy, wysusza, rozgniata i płucze. Po za tym wykonuje także wianki z kwiatów i ozdoby jubilerskie ze wszelkiej maści kryształów, które chętnie kupowane są przez mieszkańców wyspy, kiedy odwiedza ich posiadłości. Po za tym interesuje się astronomią. Oczywiście ostatnim jej ulubionym zajęciem jest obserwacja książąt i przystojnych rycerzy kiedy odwiedza grody. Za często ich nie widuje, dlatego wyostrzyła się u niej fotogeniczna pamięć.
♦♦♦
DODATKOWE INFORMACJE

  • Akza czyta się Akca.
  • Tomo to tygrys, który jako kocię został podarowany pod opiekę pięcioletniej Akzy. Mały tygrysek został porzucony przez matkę i był umierający kiedy znalazła go ekipa Seina. Teraz jako ogromny biały tygrys strzeże swej przyjaciółki jak oka w głowie. Lecz nie przesadzajmy - Tomo jest bardzo rozpieszczony i w życiu nie skrzywdziłby muchy. Ale człowieka już tak.
  • Oprócz tego wielkiego kota, Akza posiada także bułanego konia Mauru. Mauru od maleńkości przyzwyczajany był do towarzystwa tygrysa i teraz trzymając na swej szyi łańcuch wpięty w uzdę trzyma za obrożę wielkiego kota razem z nim podróżując. Ruszając w drogę Akza dosiada ogiera, podarowując swe pakunki Tomo.
  • Lubi jeść potrawy, w których znajdują się duże ilości miodu pszczelego. 
  • Bywa, że warczy i prycha podczas swoich napadów zdenerwowania spowodowanych obrażeniem lub mając "te dni". Nadużywa także określenia "khe".
  • Nie lubi przebywać zbyt długo na słońcu gdyż jej skóra jest tak księżniczkowato-delikatna, że od razu spieka się na czerwono powodując bolesną wysypkę.
  • Szpikuje siebie, wywarem z bluszczu królewskiego i nasionami pewnej tajemniczej rośliny, co powoduje u niej świecące w ciemności turkusowe oczy - podobne do tęczówek nocnych Tomo.

Od Keiry- C.D Ranmaru

Zachowanie księcia zdziwiło ją co niemiara, jednak po dłuższym zastanowieniu, stwierdziła, że tym się nie różnią. Jak i on nie lubiła tego wszystkiego. Prawda była po części taka, że praktycznie rządy sprawowali za nią, jej doradcy przy tym też byli ludzie martwego już władcy Mantai. Ona miała się tylko przystosować i trzymać etykiety. Co miała, więc zrobić? Wykonywała każdą ich wolę, jeśli nie uważała, że jest błędna. Jednak nadal była tylko 17-latką. Nadal jest tylko 17-latką. Kobieta na tronie to jak kobieta na statku. Przyniesie pecha wcześniej czy później. Keira odchrząknęła cicho i podniosła wzrok na książęce oczy. Uśmiechnęła się lekko do niego. Przynajmniej teraz jej myśli nie będą spowite przez niepotrzebne zmartwienia.
- To będzie dla mnie przyjemność- zaśmiała się.- Jakieś specjalnie życzenia, jeśli chodzi o utwór?- przysiadła przy sporych instrumencie. Poprawiła nieco długą suknię.
- Zaskocz mnie- odpowiedział po dłuższej chwili. Dziewczyna strzyknęła palcami. Z nerwów początkowo nie wiedziała, co ma mu zagrać. Coś bardziej spokojnego? Czy może wpadającego w ucho? Oczywiście wybrała to drugie.
Nawet nie patrzyła ile czasu minęło. Grała wszystko co jej przychodziło do głowy, zdawało się nawet, że nie przestanie. W końcu jednak jej palce spowalniały, melodia sięgała już kresu. Jej oczy koloru zieleni uniosły się na księcia. Skończyła. Obok niej już leżała Aza, pomrukują cicho. Podniosła się z miejsca i ukłoniła się lekko jak po koncercie dla sporej publiczności.
- To jest twój wierzchowiec... tak?- skinął głową na tygrysa. Kot spojrzał na niego i lekko warknął jakby nieco obrażony.
- Podobało się drogi książę?- spytała, ignorując lekko jego komentarz.
- Proszę, naprawdę dość tych tytułów- westchnął ciężko. Wstał i skierował się w jej stronę. Stało się coś niespodziewanego. Po chwili Keira leżała pod nim lekko skulona. Była rumiana na twarzy przez zaistniałą sytuację. Jej własna kotka ją zdradziła, sprawiając, że Ranmaru potknął się o nią. Zanim czerwonowłosa zdążyła otworzyć usta i wypowiedzieć jakiekolwiek słowa, do pomieszczenia weszła jedna ze służek z zamiarem powiadomienia ich o zakończeniu rozmów, za nią ciągnął się nieco leniwie młodszy brat chłopaka.
< Ranmaru? >

Od Tornado

Wstałam prawie równo wraz z wschodem słońca. Prawie bo była szósta. W każdym razie skorzystałam z sytuacji o nazwie "matka śpi to nie będzie we mnie pchała śniadania to może się nie spóźnię", wybiegłam z domu trzaskając drzwiami. Cho*lera! Pewnie to usłyszała. Ale trudno. Ważne, że zdążyłam na czas. Rozejrzałam się uważnie po stajni. Nie było może z czterech... Nie, pięciu. Pomyślałam, że mogą być na pastwisku więc poszłam na nie. Tak jak myślałam były tam cztery konie. Ale po co by ktoś wyprowadzał tylko cztery konie na dwór? Może jakieś przygotowywania do czegoś ważnego i wybrano najlepsze konie... W sumie to się nie znam i mało mnie to obchodziło. Zabrałam konie z powrotem do boksów i wróciłam do codziennej pracy. Wymieniłam im ściółkę, napełniłam poidła wodą oraz dałam im śniadanie.
- Pootem zabiorę was na dwór.- Westchnęłam głęboko podchodząc do boksu jednego z koni. Koń niemal odrazu do mnie podszedł a ja poklaskałam go po pysku.
- Jestem zmęczona. Po za tym... Te śniadanie niebyło jakimś złym pomysłem...- Mruknęłam łapiąc się za brzuch czując nie przyjemny uścisk oznajmujący, że mój organizm domaga się posiłku.
- Jak myślisz? - Zwróciłam się do konia.
- Jeżeli teraz pójdę do królówki to da mi coś do jedzenia?- Na moje słowa koń parsknął jakby chciał mi uświadomić, że rozmawiam z koniem
- A weź się...- Podrapałam zwierzę za uchem i wyszłam ze stajni. Uznałam, że będzie warto zaryzykować. Najwyżej coś mi zrobią w co wątpię. W końcu królowa nie jest taka zła, a ja głodna. Na pewno się zgodzi. Przynajmniej tak się pocieszałam. Ale po co? Przecież nie znam jej od trzech dni tylko od okolo trzech, moze czterech lat. Może za dużo nie rozmawialiśmy ale to pewnie tylko przez to, że ma te swoje obowiązki. Ja z resztą też je mam. I to wcale nie mniej, bo w końcu kto zajmie się gospodarstwem (moim rzecz jasna!) i końmi jak nie ja? Zbliżałam się ku zamku ( albo w tym czym ona mieszkała) coraz bliżej. Coś mówiło mi, że jest gdzieś nie opodal. Może za zamkiem? Albo na dziedzińcu. Bardziej pewna jest druga opcja, bo w końcu po co miała by chodzić za własny dom? Nic tam ciekawego niema żeby na to popatrzeć. Chociaż coś mogło się zmienić w ciągu ostatnich dwóch tygodni, więc z własnej ciekawości zajrzałam na tyły posiadłości. Nope. Zupełnie nic. Te same krzaki co z przed roku, drzewa z resztą też nic się nie zmieniły. Westchnęłam cicho i skierowałam się na dziedziniec. Chciała bym żeby coś tam wybudowali bo trochę to głupio wygląda. Chociaż w sumie nie mnie to oceniać. Gdy mniej więcej tak sobie rozmyślałam zdążyłam już dojść do mojego celu. Stałam na samym środku placu. No i jak mogłam się spodziewać nie było jej. Westchnęłam cicho i obróciłam się na pięcie ( stałam tylem do drzwi) i skierowałam się na schody budynku.

(Keira?)

Służba Królewska


Pełne Zdjęcie: X
 LOGIN: Świeca
ADRES E-MAIL: natalka.mat@gmail.com
AUTOR ZDJĘCIA: DeviantART - zeronis
♦♦♦
GŁOS: X
IMIĘ & NAZWISKO: Catherine Decaro
STANOWISKO: Służba królewska
TYTUŁ: Nie posiada tytułu
PSEUDONIM: Cath
WIEK: 17 lat
PŁEĆ: Kobieta
ORIENTACJA: Heteroseksualizm
W ZWIĄZKU Z: ---
SYMPATIA: ---
KREWNI: 
  • Jeremy Decaro - Ojciec, zginął podczas ataków bandytów na ich dom jeszcze gdy mieszkała w królestwie Gévaudan. 
  • Gideon Decaro - Starszy brat, został w rodzinnym królestwie.
  • Karen Decaro - Matka, która jako jedyna przeniosła się z nią do Clarines. Obecnie pracuje w kuchni jako służba królewska.
♦♦♦
CHARAKTER: Cath zazwyczaj stara się być taką jaka jej matka chciałaby by była. Oznacza to dziewczynę, która niepotrzebnie się nie odzywa, oraz zawsze jest skromna i urocza. W rzeczywistości odzywa się temperament ojca i wygląda to trochę inaczej. Owszem stara się nie rzucać w oczy, jest to również wymagane w jej pracy, jednak gdy coś się jej nie podoba mówi o tym głośno. Jest osobą pewną siebie w wielu kwestiach, jednak gdy chodzi o jej wygląd bardzo łatwo się peszy, oraz rumieni. Nie przepada za poznawaniem nowych ludzi, ponieważ bardzo często myli się w ocenie innych, jednak potrafi przyznać się do błędu. Dla osób które zna już trochę, bądź którzy z jakiegoś powodu przykuli jej uwagę, jest przyjazna i z chęcią służy im pomocą. Do jej największej wady (bądź zalety) należy przekładanie czyjegoś dobra nad swoim.
APARYCJA: Cath jest osobą niewielkiej postury, z jej wzrostem (163 cm) mało kogo przerośnie. Nie należy do chudych kobiet, jednak ma ładną figurę, a dodatkowe kilogramy poszły w cycki (( ͡° ͜ʖ ͡°)). Gęste blond włosy zawsze ma skrócone do ramion, zazwyczaj gdy pracuję w kuchni związuje je w niedbałego koka. Od częstego przebywania na słońcu ma odrobinę opaloną skórę, oraz gdzieniegdzie piegi (najwięcej jest ich na policzkach). Ślepia ma koloru szmaragdu z trzema złotymi kropeczkami w lewym oku i dwoma w prawym. Pod nimi znajdują się małe, fioletowe kreski, taki już jej urok, natomiast jeśli jest zmęczona to są one bardziej widoczne. 
MIEJSCE ZAMIESZKANIA: Clarines
POCHODZENIE: Królestwo Gévaudan
HOBBY: Bardzo często nuci sobie pod nosem różne melodie, a gdy jest sama czasami coś zaśpiewa. Dość często przygląda się ćwiczącym rycerzom chcąc ich później namalować, oraz podpatrując ich techniki w posługiwaniu się różnorodnymi broniami. Dodatkowo uwielbia dowiadywać się nowych rzeczy, więc jest dość douczona jak na zwykłą służbę. Chciałaby w przyszłości nauczyć się posługiwania bronią, oraz jeździć konno.
♦♦♦
DODATKOWE INFORMACJE: 
~ Jest ambitna, więc jeśli się postara to bardzo szybko się uczy różnych nowych rzeczy
~ Ma uczulenie na wszelkie orzechy, jak tylko je zje zaczyna się dusić