wtorek, 24 maja 2016

Od Tornado

Wstałam prawie równo wraz z wschodem słońca. Prawie bo była szósta. W każdym razie skorzystałam z sytuacji o nazwie "matka śpi to nie będzie we mnie pchała śniadania to może się nie spóźnię", wybiegłam z domu trzaskając drzwiami. Cho*lera! Pewnie to usłyszała. Ale trudno. Ważne, że zdążyłam na czas. Rozejrzałam się uważnie po stajni. Nie było może z czterech... Nie, pięciu. Pomyślałam, że mogą być na pastwisku więc poszłam na nie. Tak jak myślałam były tam cztery konie. Ale po co by ktoś wyprowadzał tylko cztery konie na dwór? Może jakieś przygotowywania do czegoś ważnego i wybrano najlepsze konie... W sumie to się nie znam i mało mnie to obchodziło. Zabrałam konie z powrotem do boksów i wróciłam do codziennej pracy. Wymieniłam im ściółkę, napełniłam poidła wodą oraz dałam im śniadanie.
- Pootem zabiorę was na dwór.- Westchnęłam głęboko podchodząc do boksu jednego z koni. Koń niemal odrazu do mnie podszedł a ja poklaskałam go po pysku.
- Jestem zmęczona. Po za tym... Te śniadanie niebyło jakimś złym pomysłem...- Mruknęłam łapiąc się za brzuch czując nie przyjemny uścisk oznajmujący, że mój organizm domaga się posiłku.
- Jak myślisz? - Zwróciłam się do konia.
- Jeżeli teraz pójdę do królówki to da mi coś do jedzenia?- Na moje słowa koń parsknął jakby chciał mi uświadomić, że rozmawiam z koniem
- A weź się...- Podrapałam zwierzę za uchem i wyszłam ze stajni. Uznałam, że będzie warto zaryzykować. Najwyżej coś mi zrobią w co wątpię. W końcu królowa nie jest taka zła, a ja głodna. Na pewno się zgodzi. Przynajmniej tak się pocieszałam. Ale po co? Przecież nie znam jej od trzech dni tylko od okolo trzech, moze czterech lat. Może za dużo nie rozmawialiśmy ale to pewnie tylko przez to, że ma te swoje obowiązki. Ja z resztą też je mam. I to wcale nie mniej, bo w końcu kto zajmie się gospodarstwem (moim rzecz jasna!) i końmi jak nie ja? Zbliżałam się ku zamku ( albo w tym czym ona mieszkała) coraz bliżej. Coś mówiło mi, że jest gdzieś nie opodal. Może za zamkiem? Albo na dziedzińcu. Bardziej pewna jest druga opcja, bo w końcu po co miała by chodzić za własny dom? Nic tam ciekawego niema żeby na to popatrzeć. Chociaż coś mogło się zmienić w ciągu ostatnich dwóch tygodni, więc z własnej ciekawości zajrzałam na tyły posiadłości. Nope. Zupełnie nic. Te same krzaki co z przed roku, drzewa z resztą też nic się nie zmieniły. Westchnęłam cicho i skierowałam się na dziedziniec. Chciała bym żeby coś tam wybudowali bo trochę to głupio wygląda. Chociaż w sumie nie mnie to oceniać. Gdy mniej więcej tak sobie rozmyślałam zdążyłam już dojść do mojego celu. Stałam na samym środku placu. No i jak mogłam się spodziewać nie było jej. Westchnęłam cicho i obróciłam się na pięcie ( stałam tylem do drzwi) i skierowałam się na schody budynku.

(Keira?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz