Gdy plusnęłam do wody, czułam się tak beztrosko i swobodnie. Zupełnie tak, jakby wszystkie moje problemy wyparowały (nie, nie jestem pijana). Wszystko to zmieniło się w ułamku sekundy... Otoczyła mnie krew, która natychmiastowo się rozpuszczała, skutecznie utrudniając mi pole widzenia. Jedyne, co zdołałam z bliska dostrzec to błoga twarz... Renee. Co się mogło stać...? Wzięłam go pod ramię, z ogromnym trudem ciągnąć do góry. Wbrew pozorom uniesienie takiego wysokiego faceta kosztowało sporo siły i czasu. Gdy ujrzałam niemal oślepiające światło dzienne, rozejrzałam się dookoła. Pierwsze, co rzuciło się w oczy to strzała tkwiąca w ramieniu chłopaka. Otworzyłam szeroko oczy, zakrywając usta dłonią. Byłam zszokowana... To nie powinno się stać... Wcale się nie dziwiłam, widząc swojego własnego ojca i jego pseudo rycerzy. Moja dusza była przesiąknięta smutkiem, ale także ogromnym gniewem i nienawiścią skierowaną w kierunku tego jakże wielkiego króla Gevaudanu. Wyszłam z wody, wyciągając ostrożnie Renee na brzeg. Nie zwróciłam uwagi na nikogo... Moje myśli były przeszyte losem tego więźnia.
– Nie zbliżaj się! – warknęłam, nawet nie patrząc w kierunku pochodzącego ojca. Po prostu mnie brzydził...
– Ostrzegałem... to tylko niewolnik, a jednocześnie zimny morderca. Rozumiesz? – nagle złapał mnie za przedramię, zmuszając do wstania. Kiedy on stał się taki agresywny...?
– Mam to w nosie! Jesteś potworem... – próbowałam się wyrwać, jednak na próżno.
Patrzyłam zszokowana, jak biorą jego jeszcze oddychające ciało za kończyny i wynosili, jak gdyby był to jakieś... przedmiot.
– Nie przejmuj się, dziecko – oznajmił kpiącym głosem.
Mimo próby zachowania twardej postaci, uroniłam parę łez.
– A co z tym szlachcicem? – zapytałam szybko, jakby to miało cokolwiek zmienić... – Zamordował z zimną krwią siostrę tego niewolnika... torturował ją! – krzyknęłam. Jak się okazało, ojciec nie zwrócił na mnie uwagi. Po prostu usadowił mnie w powozie i kazał jechać na zamek.
Strach widniał na mojej twarzy, gdy kierowaliśmy się do lochów. Już z daleka było słychać przerażające krzyki. Ojciec mnie tu przyprowadził? Po co?
– N-nie chcę tam iść... – próbował się wyrwać, jednak nie przyniosło to oczekiwanych rezultatów. Zostałam zmuszona do patrzenia na jego cierpienie. Nim się w ogóle zorientowałam, zostałam usadzona na krześle i przykuta do niego, centralnie przed ledwo przytomnym Renee, który zdążył się ocknąć... na jego nieszczęście. Na stole leżały dziwne narzędzia, których funkcji nigdy nie chcę poznać. Z wielkim szokiem patrzyłam na wszystko.
– C-co ty robisz? – zdziwiłam się, spoglądając to na kajdany, to na Renee. – Renee! – krzyknęłam, jednak chłopak nie miał siły nawet podnieść głowy.
– Popatrzysz na jego cierpienia – oznajmił mój ojciec.. Czekaj, to miał być mój ojciec? Owszem, nie świeci przykładem, ale od tej strony nigdy go nie znałam i czułam jedynie ogromną niechęć.
Z czasem do moich oczu zaczęły napływać łzy, próbowałam je powstrzymać poprzez zaciskanie dłoni czy zwykłe zagryzanie warg. Robiłam to jednak tak mocno, że zasmakowałam metalicznej krwi. Jacyś mężczyźni składali kolejne bicze na jego ciele, a ja miałam patrzeć na to obojętnie? Chcieli ze mnie zrobić potwora?
< Renee? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz