Było mi wstyd za swoją bezradność. Zostałem trafiony strzałą... I co z tego? Powinienem pomóc... Może wtedy udałoby się uniknąć tego nieszczęścia. Klęskę zapamiętam do końca swojej dożywotniej służby. Uczucie narastające w moim wnętrzu było nie do opanowania i robiło się coraz bardziej niewygodne. Co ja powiem jej bratu? Co powie moje sumienie i całe wojsko, gdy się o tym dowie? Od tego myślenia bolała mnie głowa, lecz jedno wiedziałem: nie ma znaczenia teraz brat Rony, ale sama ona. W dodatku powinniśmy sprawdzić tę ranę... Samo zatamowanie niewiele zdziałało.
– Rona – powiedziałem, klękając obok Rhaeger'a – trzeba cię opatrzyć. Kiedy to się stało? – przewróciłem wzrok na rycerza.
– Szarżowała na rozbójników. To pewnie wtedy... – wytłumaczył. – Podczas ucieczki.
– Tyle mnie ominęło? – westchnąłem zrezygnowany. – Przepraszam, że nie pomogłem... Żałuję tego. Sumienie będzie mnie długo gryźć.
– Nie byłeś w stanie – odparł srebrnowłosy.
– Owszem, byłem. I tak wszystko będzie trzeba opowiedzieć przed obliczem księcia. Kara mnie nie ominie – wzruszyłem ramionami, niewiele sobie z tego robiąc.
Nastała grobowa cisza. Księżniczka jako tako się trzymała; ważne, że miała oczy otwarte! Jednak jej cichy i ochrypły głos świadczył o tym, że nie jest z nią dobrze. Natychmiast uklęknąłem przed jej obliczem na ziemi, chwytając za skrawek koszulki. Cała dwójka spojrzała na mnie, nie wierząc własnym oczom.
– No już, zdejmujemy – mruknąłem beznamiętnie.
– C-co?! – ożywiła się, odsuwając o parę centymetrów. Robiła to jednak bardzo nieudolnie, każdy ruch sprawiał jej okropny ból.
– To chociaż ją podwiń... – zmarszczyłem brwi. Rona zaprzeczyła, na co ja zareagowałem krótkim westchnięciem.
– Nie ma mowy! Po prostu wróćmy do zamku – powiedziała, chyba sama w to nie wierząc.
– Zdajesz sobie sprawę z tego, ile kilometrów przebyliśmy? Do tego droga statkiem... Wykrwawiłabyś się, więc współpracuj z łaski swojej – burknąłem i jednocześnie moje kąciki ust zadrżały. Rhaegar dokładnie obserwował wszystko. Wszystko, czyli nic. Księżniczka nie zamierzała nic zrobić mimo bólu wymazanego na twarzy.
– Dobra, jak chcesz. – jednym, zwinnym ruchem ręki rozerwałem delikatnie koszulkę dziewczyny, dzięki czemu miałem bezpośredni dostęp do rany. Na moje gesty Rona zareagowała głośnym piskiem. No przepraszam, na takim odludziu nikt jej nie usłyszy. Gdy tak wpatrywałem się w jej poranioną skórę, na myśl – nie wiedzieć czemu – przyszło mi to, dlaczego posłali NAS, z królestwa CLARINES na wycieczkę do REVANU. No nic, rozkaz to rozkaz. Nie ukrywałem jednak zdumienia.
– Ty...ty! – nim cokolwiek zdążyła złego na mnie powiedzieć, syknęła z bólu.
Rhaegar szybko się zorientował i uchronił Księżniczkę przed spotkaniem z brudną ziemią.
– Chcę tylko pomóc. – obejrzałem ranę, dotykając jej obszar wokół. Wywołałem u dziewczyny lekkie dreszcze, ale to chyba nic złego. Gorzej z rozcięciem, bo wyglądało poważnie, w dodatku było całe ubrudzone. – I naturalnie zgodzę się z Rhaegar'em... Twoje zachowanie było nieodpowiedzialne i szczerze nie wiem czy oberwiemy my czy ty. Odwaga to jedno, trzeba też znać swoje możliwości oraz ich nie przeceniać. Nie wiem jak wyglądała sytuacja w tej twierdzy, ale zakładam, że mieliście drogę ucieczki... No cóż, stało się.
Gdy zakończyłem swój monolog, wstałem i chwyciłem się pod boki w akcie niewielkiej frustracji. Podniosłem brew lekko, po czym przekazałem rycerzowi porozumiewawcze spojrzenie. Chciałem, by zaopiekował się Roną. Był w tym dobry. Ja podążyłem za szumem wody, gdzie znalazłem rzekę. Nie była ani brudna, ani czysta. Nie mieliśmy czasu na przefiltrowanie jej, więc uzupełniłem puste butelki z torby i wróciłem do towarzyszy.
– Yoshito – Rhaegar przerwał ciszę, wręczając mi butelkę czystej wody. – Nie wypiłem swojej, może się przydać.
Kiwnąłem głową w geście podziękowania i odkręciwszy korek, polałem delikatnie małą ilość cieczy otwartą ranę, którą trzeba było oczyścić. Cóż, wodą niewiele mogliśmy zdziałać, ale tylko to mieliśmy pod ręką. W apteczce nie było nic, co okazałoby się przydatne w tej chwili; jakieś bandaże, igły i nici... Gdybym umiał szyć, to może bym ją ruszył. A co z Rhaegar'em?
Czysta woda spotkała się z gładką, poranioną skórą dziewczyny, wskutek czego ta syknęła z bólu. Mam nadzieję, że pozostanie taka dzielna do końca zakładania opatrunku. Zacisnąłem bandaż w zębach oraz rozerwałem go. Rhaegar pomógł mi obwiązać delikatnie w nim talię dziewczyny, jednak gdy chciałem zakończyć czynność założeniem agrafki, postanowiłem zapytać o coś mojego towarzysza.
– Umiesz może szyć? – przewróciłem wzrok na mężczyznę, a później na Ronę. Widząc jej blady wyraz twarzy zastanawiałem się nad tym, czy to był dobry pomysł.
< Rhaegar/Rona? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz