Czy ja dobrze słyszę? Oni chcą mnie szyć? Czy ich do końca powaliło!? Nie są profesjonalistami, ani też nie potrafią dobrze opatrywać ran, tylko na tyle ile sami potrzebowali..
-Nie ma mowy! Nie zgadzam się! - wyrwałam się pewnemu objęciu Rhaegar'a i za chwile odpełzłam od nich kawałek dalej. Rączki złożyłam na piersi tak, jakby co najmniej chciała zakryć jakieś klejnoty. No tak w sumie zależy co kto woli, ale będąc sam na sam z dwojgiem mężczyzn, całkowicie naga... musiałam chronić tego co ważne. Już nie mówiąc nawet o fakcie, że Yoshito wręcz zdarł ze mnie koszulkę i może jeszcze powiedzcie mi, że to tylko i wyłącznie dla mojego dobra? Skuliłam się troszkę z bólu, a troszkę też z czystego strachu, ponieważ mężczyźni byli trochę zbyt nachalni. Rana nie była śmiertelna i przestała też krwawić, więc o co tyle niepotrzebnego krzyku?
-Kurcze! Robimy to dla twojego dobra, musimy cie opatrzeć, bo jak cie Król zobaczy to..
-W nosie to mam! Zapytałeś chociaż raz mnie o zdanie!? - pierwszy raz chyba od dłuższego czasu na niego krzyknęłam. Mój ton prawie nigdy nie przybierał takiej postaci.
-Kazałaś nam traktować siebie jak zwykłą dziewczynę, nie jak księżniczkę, więc dlaczego mam słuchać tego co mnie mówić? Stanie ci się krzywda, jeśli nie pozwolisz nam tego opatrzyć. - powolutku podszedł do mnie chcąc podnieść mnie z ziemi, ale w tym samym momencie wstałam, zamachnęłam się raz, a dobrze i sprzedałam chłopakowi siarczysty cios w policzek. W szklących się od bólu i napływu emocji oczach można było dostrzec małe, słone krople, których już teraz nie mogłam powstrzymać. Spojrzałam na ich zdziwione miny, jednocześnie pociągając cicho noskiem. Rhaegar miał teraz taki wyraz twarzy jakby co najmniej z tego zdziwienia oczy miały mu wylecieć. Podniosłam rączki jeszcze bardziej starając się zakryć to czego domagali się wszyscy niżej postawieni szlachcice z okolicy. Nie miałam już nic co mogłabym włożyć, a moja górna część garderoby była całkowicie podarta. Wyminęłam więc obu rycerzy, wzięłam płaszcz i szybciutko zarzuciłam go sobie na plecy łącznie z kapturem. Nie wiem dlaczego, ale przez to wszystko łzy spływały mi po policzkach jak oszalałe. Jak można być tak mało delikatnym względem kobiety, w dodatku jego słowa...
-Wracamy do zamku. - zarządziłam cicho wycierając mokre oczy. Nie dyskutowali nawet, nie odzywali się przez najbliższa godzinę, podczas której pakowaliśmy wszystkie zabrane rzeczy. Dobrze zdawałam sobie sprawę, że nie dam rady jechać sama konno, dlatego Yoshito pozwolił mi jechać z tyłu.
[...]
Droga na statek nie zajęła nam długo, już na nas czekał, znaczy... zajęła na pewno dłużej niż kiedy tutaj zmierzaliśmy, bo teraz musieliśmy iść bardzo powoli. Objęłam niebieskookiego delikatnie w pasie i zacisnęłam malutkie rączki na materiale jego płaszcza. Głowę mimowolnie wtuliłam w jego plecy, przez na chwilę odwrócił głowę i spojrzał na mnie kontem oka. Nic nie mówił więc też nie zareagowałam żadnym innym gestem. Na pokładzie byliśmy w godzinach wieczornych, w sumie to nie miałam nic innego do roboty jak tylko wejść pod pokład i się położyć. Musiałam po tym wszystkim odpocząć najlepiej z dala od tych dwóch, nie wspominając już o potwornym bólu jakiego przysparzała mi cały czas krwawiąca rana...
( ludzie ? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz