Widok powoli odchodzącej ode mnie księżniczki był bolesny. Mimo tego, że znałem ją może trzy miesiące, czułem się do niej przywiązane. Tak, było to sprzeczne z naturą wędrownego rycerza który służył samemu siebie i nie obchodzili go inni. Wędrował z miejsca do miejsca, opuszczając bezpowrotnie wszystkich dookoła. Jednak ten czas który spędziłem zarówno z nią, jak i z całym dworem, był najwyraźniej bardzo kształcący. Wreszcie mogłem zasmakować czegoś, w rodzaju miejsca do którego należę. Chociaż tak chyba mi się tylko zdawało. Tak naprawdę nie chciałem odchodzić, czułem się po prostu zbędny księżniczce i tyle, nie czułem się dobrze, służąc u boku kogoś, kto mnie nie kocha. Nie, nie chodziło mi o taką miłość… bardziej o przywiązanie. Ale ostatecznie chyba też źle spojrzałem na to wszystko. No chyba, że księżniczka bardzo dobrze udawała, miałem jednak nadzieję że nie.
Nie wytrzymałem nawet tego, jak oddaliła się może o trzy, lub cztery metry. Zagryzłem wargę, przez chwilę walcząc z samym sobą. No dalej Rhaegar, przecież chciałeś odejść, nie oglądaj się za nią, po prostu sobie odejdź. Ona zapomni, zapomni tak jak ja zapomniałem o wszystkich kobietach które spotkałem w calutkim swoim życiu. Już miałem się odwrócić, jednak ona spojrzała w moją stronę. Jej mieniące się łzami oczy mnie pokonały, po prostu coś we mnie pękło. Prychnąłem będąc zły na samego siebie i szybko do niej podszedłem, mierzwiąc jej białe włosy. Wyprzedziłem ją i wdrapałem się na grzbiet Kolczuki. Yoshito wpatrywał się we mnie rozbawiony, starał się to jakoś ukryć, ale najwyraźniej mu to nie wychodziło. Powinienem mu sieknąć przez ten czarny łeb i byłby spokój. Rona stała tak jeszcze nadal na dole, spoglądając na mnie zdziwiona. ‘’No co? Sądziłaś głupolu, że sobie pójdę? Nie skończyłem Cię jeszcze denerwować’’ właśnie to miałem ochotę powiedzieć, jednak byłem cichy tak, jakby ktoś wyrwał mi ten mój język.
Księżniczka pokręciła głową i sama usiadła szybko na grzbiecie swojego konika, szybko dając rozkaz do odjazdu. Miałem ochotę się położyć już w ciepłym łóżeczku i zasnąć wtulony w kobiecą pierś, niestety mogłem sobie tylko pomarzyć. Jak gdyby nigdy nic, popędziłem swojego konia i zrównałem chód z koniem księżniczki.
- Rona, jak tylko wrócimy sugeruję, żebyś poszła ze swoją raną… nie jestem lekarzem, mogłem coś zrobić źle.
- Nie musisz mi o tym mówić, wiem o tym doskonale. Jesteś strasznie niedelikatny Sir Rhaegarze. – powiedziała wyniośle.
Przytaknąłem i już po chwili zwolniłem, jadąc teraz obok rycerza. Ponieważ znowu zaczynało mi się nudzić, postanowiłem nieco zacisnąć więzi z moim nowym kumplem.
~
Kiedy dojechaliśmy już na miejsce, zapadł już zmrok. Podróż zajęła nam znacznie więcej czasu, niż byśmy przypuszczali. Z chwilą którą wjechaliśmy na dziedziniec, zostaliśmy zalani przez służbę która wszystkich nas zaciągnęła do pałacu. Mieliśmy się stawić na rozmowę z księciem, jednak to zaraz po tym jak już doprowadzimy się do porządku. To, że wzięli Ronę jeszcze zrozumiałem, ale że zamierzali wykąpać jeszcze mnie i Yoshita? Aż tak źle wyglądaliśmy? Kiedy zobaczyłem swoje odbicie w lustrze stwierdziłem, że wanna to mnie chyba z rok nie widziała. Oczywiście nie było to prawdą. Po prostu moje włosy, twarz i wszystko co tylko nie zasłaniała zbroja było całe we krwi i ziemi. Zresztą nawet moje ciało pod zbroją było całe przepocone i musiało niemiłosiernie śmierdzieć. Jakiś cichy, młodociany służący pomógł mi ściągnąć zbroję i zaprowadził mnie za parawan. Miałem się umyć sam, a już myślałem, że czekają mnie takie przyjemności jak księżniczkę i ktoś mnie umyję. Westchnąłem i wszedłem do letniej, może nawet trochę za zimnej wody. Zanurzyłem się cały pod wodą, wynurzając się dopiero po jakiejś minucie. Wziąłem do ręki szczotkę, wykonaną z twardego, końskiego włosia i zacząłem ścierać z siebie bród. Trochę to bolało a skóra robiła się czerwona, jednak tylko na moment. Można powiedzieć, że po piętnastu minutach wyglądałem już jak młody Bóg. Kiedy wyszedłem tak z wanny, całkowicie nagi szybko dotarło do mnie lodowate powietrze. Wzdrygnąłem się i wtedy właśnie dostrzegłem przewieszone przez krzesło nowe, czyściutkie ubrania. Nareszcie pozbędę się tej zbroi na jakiś czas… ubrałem cienką, wełnianą bluzkę oraz luźne spodnie wykonane z tego samego materiału. Nadal było mi zimno, jednak postanowiłem zignorować chłód. Wyszedłem z pomieszczenia, gdzie natrafiłem na czekającego służącego.
- No, to prowadź do paszczy lwa – uśmiechnąłem się na samą myśl o tym, jak zdajemy nasz cudowny raport.
(Ziomkersy?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz