środa, 18 maja 2016

Od Sashy - C.D Mai

I tym razem tak samo jak codziennie wieczorem, wpatrywałem się w czeluści bezkresnej nocy. Nadchodziła tak szybko, że nawet tego nie zauważałem. Rozejrzałem się dookoła siebie, w dół, w górę i na korytarzu. nigdzie nikogo nie było (albo po prostu w tym momencie chodzili gdzie indziej0 dlatego tez ucieczka z zamku była o wiele łatwiejsza niż zazwyczaj. Normalnie musiałem wychodzić oknami, ale dzisiaj chyba jak wymknę się drzwiami to i tak nikt tego nie zauważy. Oczywiście nie drzwiami głównymi bo to mogłoby mnie zabić na miejscu. Nie dość, że brat by mnie zabił to jeszcze straże  by potem plotkowały jaki to ja jestem nieodpowiedzialny. Najchętniej takim rycerzom szybko skróciłbym głowę.Nie ważne z resztą. Szybko chwyciłem długi płaszcz, ale tym razem nie ten swój, książęcy biały z niebieskimi wstążkami, a szary, taki by nie wyróżniał się za bardzo. To i tak wielki sukces, że moje białe włosy jako tako schowane były pod powłoką, bo w nocy to one wręcz świeciły. Wymknąłem się szybciutko unikając pilnego wzroku rycerzy. Jak tak na to wszystko patrzę to nie są oni jacyś specjalnie spostrzegawczy i bardzo łatwo można by było ich obejść. Oczywiście jest w stanie to zrobić tylko ktoś bystry, ktoś kto zna zamek i wszelkie zakamarki tak dobrze jak ja, bo w przeciwnym razie to prawie niemożliwe pozostać niezauważonym. Zerknąłem jeszcze ostatni raz na ogromną bramę z herbem,poprawiłem kaptur tak, by jeszcze bardziej zasłaniał moje oblicze i ruszyłem. Droga do miasta prowadziła przez las, więc nie było większej możliwości by strażnicy dostrzegli mnie jeszcze w drodze do miasta. Będąc już tam.. aż się zdziwiłem. Zawsze wychodzę o wiele późniejszymi porami, kiedy to już wszyscy śpią. Teraz nawet nie wiem, która była godzina, ale wszędzie paliły się światła. Co prawda latarnie były zgaszone, ale nie były teraz potrzebne. Światła dochodzące z poszczególnych domostw dawały wystarczająco dużo światła bym mógł coś dojrzeć. Nie wiem dlaczego, ale nawet nie kryłem się. Wbrew pozorom ulice były puste, jeżeli oczywiście pominiemy bezdomnych (nawet w Clarines tacy się zdarzają) oraz tych co to uważają każdy dzień za święto i piją do upadłego. Głowę spuszczoną miałem w dół więc nawet nie patrzyłem czy ktoś przede mną idzie czy tez nie. I to właśnie skończyło się zderzeniem z jakąś inną osobą. Dziewczyna jak się okazało, bo kiedy tylko nastąpiło to jakże niemiłe spotkanie, kaptur spadł owej osóbce z głowy. Spojrzałem na nią nieco zdziwiony, bo była.. hmm... podejrzanie zmachana, jakby co najmniej biegła wcześniej. Roztrzęsiona jakby czegoś się obawiała, a przede wszystkim nerwowo się odwracała.
-Ktoś..cie goni?- zapytałem tak jakby kompletnie nie zainteresowany, ale jednak. Nie martwię się zazwyczaj o osoby mi obce, jednak ta sytuacja mnie zainteresowała. Czyżby była jakimś złodziejem?
-Co... znaczy nie, nic....
-Hej słodziutka! Gdzie uciekasz! Nie biegnij tak szybko, bo nigdy cie nie złapię, a wtedy...
Taa... no w ogóle nikt jej nie goni. Ehh.... kobiety. To taka ciężka rasa. Chociaż już zauważyłem, że nie jest ona tak płytka jak wszelkie inne panny, które już rzuciłyby mi się na szyje nie ważne co by się działo.
-Oh tutaj jesteś! Dziękuję młodzieńcze, że ją zatrzymałeś.. - nachlany w trzy dupy mężczyzna już miał zamiar sięgnąć po delikatną dłoń kobiety, kiedy to pociągnąłem ją lekko do tyłu i wyciągnąłem miecz wcześniej schowany pod szarym płaszczem. - Ty smarkaczu, jak śmiesz podnosić miecz na..
-Zamilcz. - uciszyłem go zanim dokończył. Nie cierpię tego typu gości, aż dziw, że taki się teraz napatoczył. Jedną, wolną teraz ręką ściągnąłem kaptur z głowy i spojrzałem na niego wymownie. Ten strach w oczach...
-Książę..ja bardzo prze.. - cofnął się o dwa kroki i padł na kolana. Eh... mam nadzieje, że pojął nawet i bez moich słów.
-Wynoś się i żebym nigdy już nie musiał cie widzieć na oczy. Szybciej, bo odetnę ci tą rękę, którą chciałeś dotknąć tej Panny...
Naturalnie jeszcze mnie przepraszał przez około 10 minut, po czym zwinął się tak szybko jak tylko potrafił. Wielki brzuch od chlania i krótkie nóżki robiły swoje czyż nie? Po tym wszystkim schowałem miecz, żeby nie robić zbędnego zamieszania
-Chodź. - mruknąłem cicho łapiąc ją za długi materiał na rękawach. Był zdecydowanie za duży ten płaszcz.  Coś tam trochę protestowała, ale chyba była w zbyt dużym szoku by bardziej si opierać. Zabrałem ja w jakąś ciemną uliczkę, niczym prawdziwy z krwi i kości pedofil i.... nic. Hihi. Nie chciałem żeby ktokolwiek nas widział.
-Masz jakieś sensowne wytłumaczenie na to dlaczego pałętasz się o tej godzinie?

( Mai? Sasha taki groźny~)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz