czwartek, 26 maja 2016

Od Fleur - C.D Renee

 Dzisiaj wieczorem poinformowano mnie o bardzo, ale to bardzo nieodpowiednich zachowaniach pewnego młodego niewolnika. Szczerze powiedziawszy, nie potrafiłam długo patrzeć na ludzi pozbawionych praw. Myślę, że trzymanie ludzi na... łańcuchach... jest chore, nawet na takie czasy. Hm, ale dlaczego mówią o tym mi, a nie mojemu ojcu? Niby odgrywam małą rolę w życiu i kształtowaniu się tego królestwa, ale jeśli przychodzi co do czego, to wzywają. Nie wiedziałam, jak się zachować i co gorsza, jak rozmawiać. Kim mógł być ten człowiek i jakie czyny ma za sobą?
 Schodząc po schodach, usłyszałam nagłaśniające się dziwne odgłosy, wręcz jęki, głównie symbolizujące ból.
 ~ Po tej całej sytuacji ~
 No proszę, jak pięknie się odzywa. Zacisnęłam rękę, ledwo powstrzymując się od strzelenia mu pięknego liścia. Zmieniłam zdanie, widząc świeże rany, jak i blizny ciągnące się wzdłuż jego całego ciała. Jedynie koszulka ograniczała mi pole widzenia. Odwróciłam się w kierunku strażnika, przesyłając mu porozumiewawcze spojrzenie. Poprosiłam go o to, by nie zwracał uwagi na to, co się dzieje. Wobec tego, zamknęłam za sobą celę. Niewolnik był jeszcze przykuty do ściany, więc sądzę, że nic mi takiego nie grozi, pomijając już zasoby jego pięknych słów. Chociaż na jego miejscu bym... uważała. Już na pierwszy rzut oka mężczyzna sprawiał wrażenie bardzo agresywnej osoby, stąd wniosek, że niewiele zrobi sobie z mojej próby dążenia do porozumienia.
 – Och, już myślałam, że będę mogła cię rozkuć – wzruszyłam ramionami, podchodząc krok bliżej do niego. Byłam pewna, że za chwilę warknie albo wyszczerzy groźnie szereg zębów.
 – Wypad... To, że jestem skuty nie znaczy, że nie mogę zrobić nic złego – powiedział srogo, a w jego głosie rozbrzmiało ostrzeżenie. Zielone, błyskające nienawiścią oczy na chwilę mnie pochłonęły. Wtedy dałam po sobie znać, że się obawiam. To śmieszne, najpierw narzekam na zbytnią etykietę, a teraz na całkowity jej brak. No cóż, różne typy wędrują po tym świecie...
 – Zamiast nazywać mnie dziwką, doceniłbyś to, że nie mam przy sobie bicza – powiedziałam i powolutku wyjęłam nóż, który zawsze cierpliwie czeka przy pasku obwiązującym moje udo.
 W końcu dostrzegłam na jego twarzy delikatne wątpliwości. Tak, to było niewątpliwie piękne. Przybliżyłam się do niego jeszcze bliżej, nożem odsuwając odsuwając grzywkę z jego czoła. Uważnie obserwowałam jego wzrok, utrzymując ten sam, beznamiętny wyraz twarzy. Miałam wrażenie, że niewolnik za chwilę postawi na swoim i jakimś cudem wyrwie się ze skrępowania. No gdyby tak faktycznie było, to zepsułby mi cały mizerny plan.
 Westchnęłam zrezygnowana, zsuwając nóż wzdłuż jego policzka. Zasyczał, kiedy niechcący wykonałam tam malutkie cięcie. Nie zwróciłam na to zbytniej uwagi, zamiast tego wytarłam nóż o białą chustę. No chyba krwi nie zliże... To równałoby się z tym, za jakiego potwora ten jegomość mnie uważa. Znów wróciłam do jego policzka, jednak tym razem nożem powędrowałam... nieco niżej, rozpruwając tym jego koszulkę. Ku mojemu zdziwieniu ukazały się olbrzymie, liczne blizny, które zamieszkiwały jego klatkę piersiową. Co on musiał przeżyć? W co on się wplątywał?
Mimo wszystko, dalej obserwowałam uważnie ruch noża, schodzącego jeszcze niżej. Przerwałam dopiero na jego pasku od spodni. Nie miałam serca, by zrobić nic więcej.
 – To co... zaczniesz coś mówić? – zapytałam tajemniczo. – Dlaczego to zrobiłeś?
 – Jeśli myślisz, że cokolwiek ci, szmato powiem, to jesteś bardzo naiwna – warknął, wysuwając kark do przodu, w efekcie czego od razu po uniesieniu głowy, spotkałam się z jego grożącym spojrzeniem. Gdy tylko strażnik usłyszał kolejne wyzwiska, wszedł do celi z zamiarem uderzenia mężczyzny biczem. Zatrzymałam go jednak, jak tylko uniósł rękę do góry.
 – To ja miałam z nim rozmawiać, torturowanie go jest w stylu dzisiejszych czasów, ale niczym nie skutkuje – obdarowałam strażnika kpiącym spojrzeniem, a ten się oddalił.
 I nagle poczułam, jak gwałtownie jakaś dłoń zaciska mi się na szyi. Próbowałam obejrzeć się za siebie, jednak na próżno. Teraz, moim jedynym celem było wydostanie się z jego uścisku. Gdy mi się udało, natychmiast zaczęłam kaszleć i zachłannie łapać powietrze, jakbym nie znała tego uczucia od bardzo dawna. Strażnicy musieli zareagować, ponownie raniąc niewolnika. Cóż, to był niezły początek nawiązania kontaktu, niestety bez większych rezultatów. Może gdyby nóż nie wypadł mi wtedy z ręki, to nie skończyłoby się tak tragicznie.
 Parę minut później, mężczyzna był wykończony ciągłym wyrywaniem się. Miał spuszczoną głowę, że aż mi się zrobiło go żal... prawie.
 – Nadal uważasz, że jesteś w stanie z nim rozmawiać, księżniczko? – zapytał strażnik.
 – Tak, zostawcie go mnie... On już się nie wywinie – uśmiechnęłam się pod nosem, mając wiele... wieeele planów! Niekoniecznie przyzwoitych.

< Renee? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz