Miałem wrażenie,
ze całe to zamieszanie to jakiś kiepski, wcale nie śmieszny żart.
Powinienem był już dawno zginąć w męczarniach, a poznanie tej
dziewczyny tylko mi to utrudniło. Podobno miałem się nie
poddawać.. ani śmierci ani jakimś tandetnym szlachcicom, którzy
za wszelką cenę chcieli ułożyć mi życie. Teraz ona chciała
mnie wyciągnąć z pola bitwy kiedy sama nie za dużo może? No
błagam was to jakaś komedia jest? Gdyby nie fakt, że nie mogłem
się za bardzo ruszać, to pewnie pacnąłbym ją raz, a porządnie w
ten durny księżniczkowaty łeb.
-Renee! Rusz się
no! Jesteś… za ciężki.. - kilka ostatnich wyrazów powiedziała
tak jakby za chwilę zamierzała się rozpłakać. Opadła z sił
przy czym za chwilę jej kolana zetknęły się z podłogą. Jeśli
tu zostaniemy, księżniczko, to na pewno przeżyjemy, inteligencja
-5. Momentalnie odepchnąłem szlachciankę od siebie, mając bolesne
spotkanie ze ściana obok. Ałć.
-To biegnij beze
mnie. - mruknąłem łapiąc się za krwawiącą i coraz bardziej
powiększającą się ranę. To było nie możliwe bym o własnych
siłach stąd wyszedł, a ona i tak nie dałaby rady mnie nieśc,
jest za słaba.
-Ale ja cie…
-Daj spokój z tymi
sentymentami i tak jesteś dla mnie nikim. - mówiąc to odwróciłem
głowę i spojrzałem w całkiem inną stronę. Myślę, że jej
rozklejający się wzrok przejąłby kontrolę nad moim sumieniem.
Nie odezwała się ani słowem więc to, co powiedziałem, musiało
do niej dotrzeć aż za bardzo. - Zwykłą, nic nie wartą
szlachcianką, która myśli, że może wszystko… spływaj. -
warknąłem na pożegnanie, aczkolwiek ani na chwilę nie śmiałem
zerknąć na jej oblicze. Miałem świadomość, że płacze. Echem
odbijające się łzy spadały na zimną, pokrytą kamieniem ziemie,
a ciche pociąganie nosem konkretnie uświadamiało mnie o tym
fakcie. Nie czekając ani chwili dłużej pozbierała się z ziemi i
kulawą nogą zaczęła przemierzać kręte korytarze, w dalszym
ciągu potykając się o własne nogi. Cóż za sierota…
Jeszcze przez parę
minut podążałem za nią spojrzeniem zielonych perełek, aż w
końcu moją uwagę przyjął ktoś inny, o wiele większy od niej.
Mężczyzna w lśniącej zbroi, z zakrytą twarz i co
najważniejsze….. z łukiem wycelowanym prosto w środek mojej
twarzy. Przerażenie? Strach? To uczucia kompletnie nie znane mi w
tej sytuacji. Podniosłem na niego spojrzenie pełne nienawiści,
nawet nie myśląc o tym, że za chwilę pożegnać się mogę z
życiem.
-Dosyć tego! -
normalnie zamknąłbym oczy, żeby nie widzieć strzały lecącej
prosto między moje oczy, ale teraz kolejny już raz ktoś mnie
rozproszył w mych poczynaniach. Księżniczka… tym razem ta z
Mantai. Oh cóż za spotkanie. - Nie strzelaj! - w tym czasie kiedy
ona chyba zamierzała wygłosić swój zacny monolog, po prostu
skorzystałem z okazji i zgrabnie podstawiłem przeciwnikowi nogi, w
taki sposób że sturlał się ze schodów znajdujących się za nim.
Ops, to będzie jakieś 5 złamań.... 6? No jakoś tak będzie.
-Cóż za akt
odwagi… - prychnąłem jednak za chwilkę przypłaciłem tą
zniewaga o kolejny silny ból w miejscu gdzie wcześniej znajdowała
się strzała. - Nie musicie się tak wysilać, jestem tylko..
-Stul dziób! -
warknęła podchodząc do mnie i zadając mi kolejny cios dokładnie
w to miejsce...tak by zabolało i bym się wreszcie zamknął.
Imponujące, ale jak tak dalej pójdzie to ona zabije mnie swoją
tandetną dumą. - Ona chciała cie ratować! A ty..
-Nie interesuje mnie
wasza po… - chciałem jej odpyskować, jednak zbyt dużej utraty
krwi, o raz kolejny mniej więcej straciłem świadomość. Znaczy
widziałem co się ze mną dzieje, ale nie miałem już sił nawet
wypowiedzieć choćby jednego, krótkiego słowa...
(Księżniczki ?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz