Podczas wspólnego wyjścia z Rhaegar'em nie piłem zbyt dużo, bo pomyślałem, że trzeźwość może mi się przydać. I nie myliłem się. Gdy mój towarzysz postanowił wyjść, zapłaciłem za kufle piwa i sam po jakimś czasie opuściłem miejsce. Kręte korytarze zamku powoli prowadziły mnie ku wyjściu, aż... aż usłyszałem dziwnych, głuchych dźwięków wędrujących po ścianach. Przypominały trochę kobiece krzyki albo jęki... Chwilowo się zarumieniłem myśląc nad tym, czy może ktoś próbuję zaludnić królestwo. Niestety, by trafić do wyjścia, musiałem jeszcze ominąć owe drzwi, z których dochodziły różne dźwięki. Będąc bliżej ich, utwierdzałem się powoli w przekonaniu, że to nie jest przypadkowa kobieta. Moje nogi zatrzymały się pod drewnianymi wrotami, a uszy dobrowolnie przysunęły się do nich, wrednie nasłuchując. I nagle usłyszałem imię „Rona”. Natychmiast skojarzyłem fakty: to księżniczka krzyczy i próbuje się wyrwać od prawdopodobnie pijanego Rhaegar'a, bo gdzie indziej mógł udać się rycerz? Po pijaku go nie znałem, ale każdy ma głupie pomysły. Podkreślam, każdy.
Gdy głos Rony robił się coraz wyższy, rozważałem, czy wejść do środka. Miałem spore wątpliwości, bo wchodząc mógłbym przerwać im coś... ważnego. I oczywiście nie miałem serca. Stałem koło tych drzwi sporo czasu, aż postanowiłem wejść. Ku moim oczom ukazał się widok młodej pary „Kochanków” leżących obok siebie na łóżku. Jednak Rona nie wyglądała na jakąś zbyt bardzo zainteresowaną. Co innego Rhaegar, który w obecnym stanie niemal ślinił się za księżniczką. Otworzyłem oczy szeroko, łapiąc za klamkę. Przez chwilę zamarłem i nie wiedziałem co robić... Decyzję ułatwił mi przerażony wzrok Rony. Nie mogłem dłużej czekać, podszedłem spokojnie do łózka i pociągnąłem rycerza za koszulkę, odciągając go. Starałem się być bardzo ostrożny i swobodny, by czasami nie dostać zamaszystego ciosu w twarz. Mężczyzna, o dziwo przystawał na moje poczynania i nie wyrażał sprzeciwu.
– No, już, już... – poklepałem go po ramieniu i po wyjściu z łóżka rycerz był w stanie sam ustać.
Nim się zorientowałem, księżniczki nie było już przed moimi oczami. Bowiem wtuliła się w moją klatkę piersiową. Jej łzy delikatnie moczyły moją jedwabną, jasną koszulę. Strach i smutek wymalowany na jej twarzy, zakuł mnie w serce. Nie zważając na okoliczności, objąłem dziewczynę jedną ręką i spokojnie opuściłem powieki. Dałem jej się po prostu wypłakać... a jednocześnie spojrzałem na rozkojarzonego Rhaegar'a. Uśmiechnąłem się po nosem. Dlaczego miałbym być na niego zły? Owszem, powinienem w tym momencie, ale no... Mężczyzna po wojowaniu mieczem ma prawo do zalania się. Druga kwestia to to, jak później się będzie zachowywał.
Gdy płacz Rony przekształcił się w ciche pociąganie nosem i szlochanie, dałem jej znać, by wyszła na korytarz. Ja w tym czasie podszedłem do Rhaegar'a, który był taki wesoły i błogi, że trudno było mi go opieprzyć.
– Połóż się – powiedziałem, nieco rozbawiony.
Pchnąłem go lekko, a kiedy poleciał na łóżko, nie chciało mu się podnieść.
– Narka, Yoshito – wymamrotał, trzymając twarz w poduszce. Najwidoczniej był taki zmęczony, że od razu postanowił pójść spać.
Wychodząc, szeptem rzuciłem jeszcze tylko jedno zdanie:
– Nie zapomnij, pokojówki i służące przychodzą rano.
Z uśmiechem spojrzałem na Ronę, która jednak nie podzielała mojego zdania. Wobec tego, iż Rhaegar zajął jej komnatę, musiałem zaprowadzić ją do jakiejś pustej. Niestety, nie mieszkałem w zamku, dlatego tak to musiało wyglądać. Znaleźliśmy niezamieszkałe pomieszczenie. Poprosiłem dziewczynę, by usiadła na łóżku i spróbowała wziąć głęboki oddech. Naturalnie, usiadłem blisko niej. Widząc jej roztrzęsienie, chwyciłem delikatnie, aczkolwiek stanowczo jej dłonie złożone w błagalną modlitwę. Były bardzo ciepłe i takie... miłe, gładkie. Uśmiechnąłem się pod nosem.
– Weź głęboki oddech – rozkazałem dziewczynie spokojnym tonem, jednak na niewiele się to zdało.
Dopiero, gdy uniosłem do góry jej podbródek, zmuszając tym samym, by spojrzała w moje oczy, uspokoiła się.
– Co się stało? – zapytałem.
– Rhaegar... – rozumiałem to, że ciężko było jej się wypowiedzieć. A może ją zgwałcił, to dlatego? Nie... Nie byłby do tego zdolny.
Wciąż nie mogła się wysłowić i trwało to przez dłuższy moment. Była także zdenerwowana, mogłem łatwo to wywnioskować przez to, że częściej mrugała tymi swoimi zaczerwienionymi oczyma oraz mocno zaciskała mięśnie. Na przykład uda. No już pominąć to, jak się do mnie tuliła. Nie zmierzałem jej pozbawiać mojego uścisku.
< Rona? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz