środa, 15 czerwca 2016

Od Rhaegar'a - C.D Rony


Świetnie, parę minut temu dowiedziałem się o jednej wojnie, teraz miałem wyruszyć na zupełnie inną. Byłem wściekły, naprawdę. Jednak nic nie mogłem zrobić, jeśli chciałem zachować swoją tożsamość w tajemnicy, nie mogłem uciec. Chociaż byłoby to najlepszym rozwiązaniem… zabrać trochę książęcego złota, prowiant i wyruszyć do odległych doków, w których statki kursują aż na daleki brzeg. Zacisnąłem rękę na rękojeści miecza, który w dalszym ciągu był schowany w pochwie. Zrobiłem to odruchowo, żeby się uspokoić.
- Widzę, że w momencie kiedy uciekałeś, podwinąłeś rodowy miecz? A wszyscy myśleli, że to Twój ojciec po pijaku go zgubił. – Jajo spojrzał zafascynowany na wyrzeźbionego na rękojeści metalowego smoka. – Nigdy nie widziałem tego miecza…
- Nic dziwnego idioto, zwędziłem go zanim…
- Wypadłem spomiędzy ud matki? – przerwał mi – już to mówiłeś…
- Jak Ci trzepnę – pokręciłem łbem
- Strasznie jesteś coś nerwowy KSIĄŻĘ – prawie krzyknął na cały głos
Jak nie będzie miał dzisiaj zlanej dupy, to powinienem podziękować wszystkim bogom za moją wspaniałomyślność, dobroć i łagodność. Ostatecznie go zignorowałem, bo w gruncie rzeczy miał rację. Przybycie krewnego… morderstwo praktycznie całej mojej rodziny, jeszcze to, że książę kwestionuje moje umiejętności. Przecież to kurwa logiczne, że nie dałbym jej skrzywdzić. Rano, skoro świt mieliśmy wyruszyć z armią Clarines, zatrzymując się parę razy, żeby zgarnąć parę rodów. To tego czasu mieliśmy się szybko przespać a w między czasie ogarnąć.
- Aegon gdzie masz swoją komnatę? – zapytałem kiedy giermek zdejmował moją zbroję
- Chyba nigdzie kuzynie…
- Normalnie tego bym nie zrobił, ale jako, że jesteśmy rodzinką… możesz spać ze mną – spojrzałem na chłopaka a kiedy zauważyłem jego zdziwioną minę, wybuchnąłem głośnym śmiechem, który najpewniej odbił się echem po wszystkich korytarzach w zamku – No chyba, że wolisz kanapkę ze złamaną deskę lub podłogę… albo siano w stajni. Lepsze luksusy niż dla chłopca stajennego, naprawdę. Mógłbym ci nawet pozwolić spać w boksie Kolczugi…
- Naprawdę, ta kraina odmieniła Cię Rhaegarze, to TY dostałbyś łomot za takie spoufalanie się z rodziną.
- O ile wiem, to ja w dalszym ciągu jestem następca do tronu a nie ty – prychnąłem ściągając koszulę ukazując ‘’całemu światu’’ (chodź Rona) swój nagi tors.
- Tronu na którym siedzi Uzurpator… - Jajo dodał cicho tak, że prawie nie usłyszałem. A jednak udało mi się to usłyszeć.
Kiedy zdał sobie z tego sprawę, odruchowo się skulił, chyba się zorientował, że przegiął. Nie odezwałem się jednak, jemu również było ciężko, nawet ciężej… ja ich w sumie prawie nie pamiętałem już a on był świadkiem klęski naszego rodu. No nic, biedak przeżył gorszą podróż niż ja, przynajmniej nigdy nie byłem w niewoli.
- Chodź spać i nie marudź… bo serio wylądujesz na tej podłodze.
~
Jajo trzymał za uzdę mojego konia, kiedy wykłócałem się z jakimś chłopcem stajennym.
- Jak to nie ma konia dla mojego giermka!?
- Prawie wszyscy wyjeżdżają… stajnie są opustoszałe, nie ma już wolnych koni.
- A kucyki?
- Te zostały rozdane dla giermków tych… szlachetniej urodzonych rycerzy.
- Zaraz zobaczysz coś szlachetnego, ostrzę mojego miecza! – kopnąłem kamień odwracając się wściekle na pięcie.
Podszedłem do giermka który uśmiechał się wrednie do mnie, szczyl. No nic, będziemy jechali razem na jednym koniu, Kolczuga już nie takie rzeczy znosił. Załadowałem się na konia, czekając wraz z pobliskimi rycerzami na księcia. Nie musieliśmy czekać długo, zdziwiło mnie to, że wraz z I księciem jechała Rona… a gdzie jej siostrzyczka? Otaczał ich pokaźny wianek ich osobistej straży, która jechała za nimi ulicami miasta niczym jakiś cień.
 Ruszyłem powoli, mając przed sobą Aegona który starał się nie opierać o mnie, jednak po pewnym czasie siedzenie wychylonemu do przodu mu się znudziło i delikatnie oparł się o moją zbroję. Byliśmy już daleko za miastem, kiedy przyłączyła się do nas kolejna grupka rycerstwa. Z tego co podsłuchałem, dowiedziałem się tylko tyle, że za jakieś dwie godziny dotrzemy do pierwszego obozowiska, w którym czeka  na nas ponad tysiąc wojowników. Całkiem spora sumka, jednak nie wystarczająca na wojnę. Chociaż co ja tam mogę wiedzieć, zaprzestałem ‘’edukacji’’ w wieku dwunastu lat dzięki czemu pewnie nie umiałbym nawet porządnie przewodzić.
- Sir – odezwał się Aeogon który wiedział, że w tłumie nie może do mnie zwracać się jak do kuzyna. – Chciałbym chwilę postoju… za potrzebą…
- Wytrzymasz. Nie myśl o tym i tyle – zignorowałem jego prośbę.
Chłopak na chwilę się zamknął, ale po trzydziestu minutach sam zeskoczył z konia i popędził w stronę pobliskiego lasku. Spiąłem konia, który wierzgnął podenerwowany. Czekałem na chłopca tak długo, że nasza grupka licząca pięciuset wojowników, była już troszkę przed nami. Co on kombinuje, już miałem zaniepokojony pojechać w stronę lasu, kiedy wyszedł z niego zadowolony Jajo. Wgramolił się na konia, o dziwo przepraszając za swoją długą nieobecność. Pokręciłem głową i ruszyłem kłusem za z wolna oddalającą się grupką.
~
Zsiadłem z konia przeciągając się, jeszcze jedna godzina i najpewniej szedłbym pieszo. Obozowisko było już rozłożone przez ludzi, którzy przybyli tutaj już wczoraj. Mieliśmy tutaj zostać dzień lub dwa, by wyruszyć do kolejnego miejsca, zbliżając się z wolna do granic Clarines. Kątem oka zauważyłem, że Ranmaru został powitany przez jego młodszego brata. Chłopiec wyglądał zabawnie w tym pełnym uzbrojeniu, był jeszcze taki młody i niewinny…
- Jajo… zdejmij moją zbroję…
Chłopiec spojrzał na mnie zdziwiony, jednak przytaknął. W kolczudze i prostych wełnianych spodniach było mi o wiele wygodniej. Pogłaskałem metalowego smoka i ruszyłem przed siebie. Szedłem tak omijając wielu, naprawdę wielu wojowników, wielu z nich pewnie już nigdy nie powróci do swoich domów, no chyba, że załatwimy to jakoś pokojowo. Chociaż kiedy zbiera się taką liczbę ludzi, o pokoju chyba nawet nie ma co mówić.
- Coś ty taki od wczoraj zły na wszystko? – zza jednego z namiotów wyłoniła się Rona, w spodniach i koszuli wyglądała naprawdę dziwnie.
- Czyli nawet ty to zauważyłaś?
- Nawet ja? – lekko się obruszyła… - Po Twojej minie wnioskuję, że nie chcesz tutaj być, nie chcesz mi dalej służyć? Czy to może ta wojna Cię przerasta?
- Ech czasami żałuję, że jesteś księżniczką – westchnąłem
- Żałujesz? Ach… wtedy bym Ci tak nie ględziła? No ale masz pecha, chcieć nie chcieć jestem nią a ty jesteś moim rycerzem – uśmiechnęła się podchodząc bliżej.
- Nie o to mi chodzi – odwróciłem twarz lekko speszony
- To o co? – zdziwiła się
- Po prostu gdybyś nią nie była, już dawno zabrałbym Cię daleko stąd…

(Ronka sronka?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz