środa, 1 czerwca 2016

Od Lillian - C.D Yoshito

- Muszę się jeszcze zająć dwoma końmi ale... Poczekasz chwileczkę?
- Oczywiście - powiedział patrząc jak przeskakuje przez płot. Wbiegłam do budynku stajni gdzie była Erika.
-Erika! Erika!
- Co?
- Słchaj zajęłabyś się dziś za mnie jednym koniem? - zapytałam z nadzieją w głosie.
- A to z jakiego powodu?
Kiwnęłam głową w stronę chłopaka stojącego na wybiegu. Erika wyjrzała przez małe okno.
- To ten rycerz? Spoko ale jutro zajmujesz się jeszcze dodatkowo moim koniem. Mów którego mam oporządzić?
- Spartana.
- Spartana?! Tego narwańca?! Nie ma mowy! Boję się go nie zajmę się nim?
- No proszę Erika!!
- Nie. Przepraszam ale będzie musiał poczekać.
Odwruciłam się i wruciłam do Yoshita.
- Muszę sięz jeszcze zająć jednym koniem... Ale zajmie mi to pięć minut. - powiedziałam wpatrując się w ziemię. Uśmiechnął się i powiedział
- Mogę ci pomoc jak chcesz.
Podniosła lekko wzrok uśmiechając się pod nosem. Wyszliśmy z wybiegu zamykając furtkę. Podeszlismy do boksu dużego czarnego ogiera należącego do kogoś z rodziny królewskiej. Spartan dumnie wyglądał ponad drzwiami boksu.
- Czejść piękny. - szepnęłam wchodząc do środka. Yoshita przyglądał mi się uważnie.
- Coś nie tak? - zapytałam wprowadzając Spartana z boksu.
- Nie tylko... Czy to nie jest ten narwany koń?
- Ja tak nią myślę ale ona tak. - tu wskazałem na Erike. Chłopak popatrzyła na blądwłosom i uśmiehnął się do niej. Ta odwzajemniła uśmiech znikając w jednym z boksow. Oboje wyszliśmy z stajni wracając na wybieg.
- Co mam zrobić?
- Moglbys ich przytrzymać? - wskazałam na nasze konie biegajace swobodnie. Yoshita przytrzymał zwierzęta a ja puściła Spartana. Ogier zrobił dwa okrążenia kłusem wokół wybiegu potem parę galopem i jedn o stempem. Wyprowadzilam go i zaczęłam czekać jego sierść.
- Pomogę ci. -odezwał się Yoshita zaczynając z drugiej strony. Kiwnęłam głową i kontynuowałam... Kiedy ogier znów był w swoim boksie mogliśmy wyjechać.
- Mówiłam że zajmie nam to jakieś pięć minut. - uśmiechnęłam się wsiadając na Brosh. No zważając po słońcu nie zajęło nam to jakoś zbytnio długo.
- No mówiłaś, ale sądzę że zajęło nam to trochę dłużej. - zaśmiał się. Jechaliśmy leśną drogą. Drzewa dawały przyjemny cień a wiatr lekko rozwiewał nam włosy. Szliśmy w ciszy a po chwili dotarliśmy do łąki z samotnym jabłoniom po środku.
- Pięknie tu... - szepnęłam patrząc na kolorowe kwitnące kwiaty.
- Prawda? - odpowiedział również przyglądając się kwiatom. Kątem oka spojrzałam na chłopaka i puscilam widzę. Na ten znak Brosh od razu pogalopowała przed siebie. Rozłożyłam ręce zamykając oczy i unosząc głowę do góry. Yoshito z śmiechem popędził za mną... Roześmieni usiedliśmy pod jabłonią. Spojrzałam w górę przypatrując się chmurom.
- Często tu jesteś? - zapytałam
- Czasem jak mam wolne od służby w zamku?
- Acha... A właśnie zawsze zastanawiałam się jak to jest?
- Ale co?
- Jak to jest tak chodzić po zamku krok w krok za kimś z rodziny królewskiej? - zapytałam wstając i podchodząc do klaczy.
- Czasem jest to trochę męczące ale jestem już do tego przyzwyczajony. W sumie rodzina królewska w większości jest bardzo miła... - tu się zawiesił - Co Ty robisz?
- Ja?
- Nie ta obok. Jasne że Ty!
- Jak widać na załączonym obrazku aktualnie stoję na koniu.
Tak w tej chwili stałam na grzbiecie Brosh. Klacz ruszyła stempsems sprzed siebie. Uniosłam ręce do góry chwytają jeden z konarów jabłoni. Zaczęłam się chuśtać po czym zlecialam na ziemię... Siedzieliśmy tam jeszcze chwilę kiedy zaczęło padać.
- Pada - zauważył Yoshito.
-Tak ewidentnie pada... - powiedziałam.
- Ej a teraz zaczęło grzmieć. - powiedział po tym jak w oddalo walnął piorun.
- Przydałoby się wrucić...
- No.
Wsiedliśmy na konie i totalnie się rozpadało. Wyjechaliśmy do lasu jednak to nic nie dało.
- Nic nie widzę przez ten deszcz!- krzyknęła między piorunami.
-Ja tam coś widzę. Jedź za mną!
- Dobra. -posłusznie poszłam za nim... Zrobiło się ciemno a my nie wiedzieliśmy gdzie właściwie jesteśmy. Nagle usłyszeliśmy wycie.
- Myślisz że... - szepnęłam przestraszona. Yoshito nic nie powiedział jedynie konną głową że też tak myśli. Wilki były coraz bliżej. Kiedy kolejy grzmot zlał się z wyciem wilka nasze konie spłoszyły się i stanęły dęba zarzucając nas przy tym. Popatrzyłam na chłopaka po czym szybko odwróciłam głowę patrząc za siebie. Moje oczy w jednej chwili zrobiły się wielkie a serce zaczęło szybciej bić. Wilk który tam stał skoczył na mnie z żądzą pozbawienia życia w oczach. Przerażona zakryłam twarz ręką i wszystko nagle ucichło. Jedynie co słyszałam to skowyt umierającego właśnie wilka. Otworzyłam jedno oko spoglądając w miejsce gdzie przed chwilą był jeszcze żywy wilk. Teraz wiedziałam tam tylko Yoshita z sztyletem w ręku. Sztylet był cały w krwi zwierzęcia a ono samo leżało za chłopakiem. Yoshito podał wyciągnął do mnie rękę i pomógł mi wstać. Z przerażeniem w oczach chwilę wpatrywałam się w martwego wilka po czym pocjągnięta za nadgarstek poszłam za Yoshitem. Szliśmy tak chwilę kiedy znów usłyszeliśmy wycie. Zostaliśmy otoczeni przez te dzikie zwierzęta. Przybliżyła się trochę do Yoshito i wpatrywałam się w oczy jednego z wilków. Były przesycone czerwienią co wzbudzało we mnie jeszcze większy strach. Wilki wracały głośno i przeraźliwie. Kątem oka spojrzałam na Yoshito, wydawał się być tym ogóle nie wzruszony. Nie było woda po nim ani strachu ani niczego podobnego. Nie wiem jak on to robił ale w tej chwili nie byłam do tego zdolną. Ręce mi się trzęsły a nogi uginały się podemną. Nie potrafiłam się ruszyć. Wiedziałam że jeżeli któryś z nas nie zareaguje, zginiemy...
Yoshito?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz